Między Wisłą a modrym Dunajem

Radosna dla fanów Lecha wygrana z Wisłą w Krakowie to kolejny w tym sezonie dowód na to, że siła ?Kolejorza? jest bardzo duża. Na tyle duża, by powalić Austrię Wiedeń.

W tym sezonie Lech rozegrał już cztery mecze w europejskich pucharach i pięć ligowych. Dwa z nich przegrał - z GKS Bełchatów (w kuriozalnych, dodajmy, okolicznościach, bo Bełchatów oddał dwa strzały i zdobył ... trzy gole) oraz z Arką Gdynia. W kontekście takich wyników, jakie Lech uzyskał jednak z Wisłą Kraków czy Grasshopper Zurich, trudno tamte spotkania oceniać inaczej jak wypadki przy pracy. A to by znaczyło, że - owszem - Lech potrafi się potknąć, nawet tak głupio jak w meczu z Bełchatowem. Zasadą jednak są mecze takie jak ten, z Wisłą. Gdyby tak było, czwartkowy mecz w Wiedniu może wyglądać równie dobrze.

Pogrom krakowskiej Wisły napawa ogromnym optymizmem. A Austriaków - obawami. Po meczu w Krakowie trener Austrii Karl Daxbacher stwierdził: - Będziemy musieli się bardzo postarać. Lech ma dobry zespół.

A pamiętajmy, że na Austriakach wrażenie zrobiła już wygrana 6:0 z Grasshopper. Z drugiej strony Austriacy pewnie pamiętają, że w europejskich pucharach radzili sobie z każdym polskim klubem - i Legią Warszawa, i Wisłą Kraków. Wiele zależeć będzie w Wiedniu nie tylko od tego - na co zwraca uwagę trener Franciszek Smuda - czy Lech wyeliminuje błędy, zwłaszcza grzech pychy i egoizmu. Ważne jest także, czy Smudzie tymi niesamowitymi wynikami z Wisłą, Grasshopper, Górnikiem udało się doprowadzić do trwałych zmian w świadomości poznańskich piłkarzy. Zdusić w zarodku paraliżujące kompleksy, dodać wiary w to, że system gry oparty na wymianie szybkich, krótkich podań w mocno zagęszczonym środku pola jest receptą na rozbicie każdego rywala. Wreszcie wpoić w graczy plwanie na wszelkiej maści historyczne okowy, pętające świadomość. Przecież Smuda i jego piłkarze nie po raz pierwszy dokonali rzeczy niemożliwej dla Lecha od lat. Spójrzmy:

Złe passe złamane przez zespół Smudy

- stadion Ruchu Chorzów - w marcu Lech wygrał tu po raz pierwszy od 19 lat

- stadion GKS Bełchatów - w marcu Lech wygrał tu po raz pierwszy od 9 lat

- stadion Legii Warszawa - w kwietniu Lech wygrał tu po raz pierwszy od 13 lat

- stadion Wisły Kraków - w niedzielę Lech wygrał tu po raz pierwszy od 15 lat

Pozostało złamać jeszcze jedną zasadę, która mówi, że Lech nigdy niczego wielkiego w europejskich pucharach nie zdziałał. Nigdy nie zaszedł daleko. Nigdy nie wyeliminował dwóch dobrych rywali w jednej edycji. Dariusz Szpakowski powiedziałby: "Nigdy nie znaczy zawsze".

Przy wielkiej euforii związanej z wynikiem z Krakowa zapala się ostrzegawcze światełko w postaci niefortunnego meczu z Arką w Gdyni. Mówi ono: Lech sobie poradzi w Wiedniu, o ile nie znajdzie się pod presją. Bo Gdynia pokazała, że presja niekorzystnego wyniku na murawie go dławi.

Na całe szczęście dla Lecha, jego siła i słabość nie sprowadzają się do psychiki. Nie można zapominać, że największym atutem obecnego "Kolejorza" jest umiejętność gry w piłkę. Ma on zwyczajnie w składzie na tyle wielu piłkarzy, którzy potrafią to robić, że pozwala mu to wygrać z Wisłą w Krakowie, i to bardzo swobodnie. A to daje nadzieję, że Lech ma zespół zdolny osiągnąć więcej, niż osiągnęła krakowska Wisła.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.