Kasperczak: byliśmy niczym alpinista i odpadliśmy od skały

- Odchodzę. Całą odpowiedzialność biorę na siebie - Henryk Kasperczak przygodę z Górnikiem zakończył po męsku. Epizod słynnego trenera w Zabrzu trwał zaledwie 260 dni i zakończył się totalnym fiaskiem.

Dziewięć miesięcy temu wszystko wyglądało jak w bajce. "Henio zadzwonił i powiedział: "Mama, chcą mnie w Górniku"". Odpowiedziałam mu: "Jak cię chcą, to przychodź i ratuj Górnika!"" - mówiła wtedy "Gazecie" Jadwiga Kasperczakowa, matka słynnego trenera. Kilka dni później Henri, który wcześniej raz za razem zgarniał trofea w Krakowie i na Czarnym Lądzie, podpisał kontrakt w Górniku.

Podobnie jak we wrześniu, Kasperczak pojawił się wczoraj w nienagannie skrojonym garniturze. Zasiadł przy stole obok szefa klubu, w ręce miał dwie kartki papieru zapisane notatkami. - Nie szukajmy winnych. Odpowiedzialność biorę na siebie i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - takimi mocnymi słowami pożegnał się z Zabrzem.

Niektórzy sugerowali, że - podobnie jak kilka lat temu w Wiśle - Kasperczak będzie wyszukiwał rozmaite kruczki prawne, by nie rozstawać się z klubem i sowitym wynagrodzeniem, które zapewniał kontrakt. Takich "ekspertów" spotkał zawód.

- To była dżentelmeńska umowa. Trener zapowiedział, że odchodzi. O pieniądzach nie rozmawialiśmy - wyjaśnił prezes klubu Jędrzej Jędrych. Kasperczak natomiast szczerze mówił o swojej sytuacji: - Do Górnika zostałem sprowadzony, by uratować go przed spadkiem i przywrócić temu klubowi należyte miejsce w elicie. Prawda tymczasem okazała się brutalna. Ten sezon skończył się porażką - mówił, a telewizyjne kamery pokazywały jego zmęczoną twarz. - Byliśmy niczym alpinista, który jest już przy samym szczycie, ale w ostatniej chwili odpada od skały - obrazowo porównał swoją misję doświadczony szkoleniowiec. Zabrze opuszcza wraz ze swoimi współpracownikami Jerzym Kowalikiem i Antonim Szymanowskim.

Pod koniec wrześniowego spotkania od włodarzy klubu Kasperczak otrzymał koszulkę Górnika ze swoim nazwiskiem i numerem 15. - To magiczny numer - zapowiadano wtedy. W ciągu kilku lat mieliśmy się przekonać, czy wielkiemu trenerowi uda się zdobyć 15. tytuł mistrza kraju dla drużyny z Zabrza. Tymczasem dziewięć miesięcy później po internecie zaczął krążyć dowcip z liczbą 16. Co papież i Kasperczak mają wspólnego? Benedykt jest XVI i Górnik Kasperczaka też 16. W tabeli - odpowiadali złośliwi.

Jak było możliwe, że w ciągu dokładnie 260 dni w fotelu Górnika legenda Kasperczaka została aż tak nadszarpnięta? Chyba nie w samym spadku problem, ile w licznych popełnianych błędach, które także na naszych łamach wyliczali eksperci. - Źle przeprowadzone transfery, kiepskie ustawienie drużyny, brak reakcji na boiskowe wydarzenia - mówili ludzie piłki ze Śląska.

Kasperczak wczoraj bronił się, podał dziennikarzom garść liczb. - Gdybyśmy wygrali w ostatnim meczu z Polonią, zajęlibyśmy 12. miejsce. W rundzie wiosennej byliśmy na szóstym miejscu, a w razie sukcesu z warszawiakami skończylibyśmy jako czwarty zespół ligi - wyliczał.

Wielu ludzi piłki jako największy błąd Henriego wskazywało osławione wpuszczenie na trening kibiców. I brak reakcji szkoleniowca na ich zachowanie w stosunku do zawodników.

Kasperczak odniósł się do tych zarzutów w ostrym tonie. - To, co o mnie pisano, to bzdury i oszczerstwa. Jestem człowiekiem honorowym, nie wchodziłem w żadne układy z kibicami. O żadnym spotkaniu nie wiedziałem - grzmiał zdenerwowany szkoleniowiec. Kilka tygodni wcześniej pytany o tę sprawę mówił tak: "Wizyta kibiców na naszym piątkowym treningu? Przyjmujemy to z satysfakcją. Kibice nam pomogli. Cieszymy się, że są z nami. (...) Koszulki były czyściutkie, z ładnymi napisami. Nie przeszkadzało nam, by w nich trenować". Na pytanie dziennikarza, czy wiedział o planach kibiców, odparł: "Nie wchodźmy w szczegóły".

Dzisiaj Kasperczak wraz z kilkoma piłkarzami ma składać wyjaśnienia przed Komisją Ligi Ekstraklasy SA. Nie jest jasne, czy zawodnicy się tam wybiorą. Dariusz Kołodziej mówi tak: - Byłem w gronie wytypowanych, ale mamy teraz urlopy i chcielibyśmy się nimi nacieszyć. Prosimy o przełożenie tego spotkania na inny termin...

Robert Szczot, którego nazwisko zostało wymienione na wczorajszej konferencji prasowej przez prezesa Jędrycha, był jeszcze bardziej zaskoczony. - Pierwsze słyszę! Ja się nigdzie nie wybieram - odparł zawodnik.

Kto za Kasperczaka? Póki co w Zabrzu trwają poszukiwania odpowiedniego kandydata. Nieoficjalnie padają nazwiska Ryszarda Komornickiego (właśnie odszedł z FC Aarau), Marcina Brosza (obecnie trener pierwszoligowego Podbeskidzia), Michała Probierza (szkoleniowiec Jagiellonii, były gracz Górnika) oraz Czesława Michniewicza (przed kilku laty do mistrzostwa doprowadził Zagłębie Lubin). Komornicki jest w Polsce, przebywa obecnie w rodzinnym Kłodzku na Dolnym Śląsku. - Nie chcę komentować tych zmian, ale życie przynosi czasem niespodzianki - filozoficznie odpowiada. Probierz mówi jeszcze mniej. - Nie komentuję tego - ucina szkoleniowiec Jagiellonii. Z kolei Brosz walczy ze swoim Podbeskidziem o grę w ekstraklasie, więc w bielskim klubie zapewniają, że z ich szkoleniowcem na razie żadnych rozmów nie było. - Gramy bardzo ważne spotkanie. Nie ma innych tematów - kategorycznie mówi trener Podbeskidzia.

Były szef Górnika Stanisław Płoskoń, który przebywa obecnie w sanatorium na Węgrzech, ma swojego faworyta. - Ja bez wahania wybrałbym Michała Probierza. To świetny szkoleniowiec młodego pokolenia. Górnikowi odda serce - zapewnia Płoskoń. - Marcin Brosz też robi świetną robotę w Bielsku - dodał.

A co dalej z Kasperczakiem? Jestem członkiem Wydziału Szkolenia PZPN-u, pracuję w stowarzyszeniu trenerów. Tym się zajmę. Praca w nowym klubie? - Nie ma na dziś żadnego tematu - kończy były już szkoleniowiec Górnika.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.