Nikolić dla Sport.pl: Schweinsteiger to prawdziwy mistrz! W Chicago Fire stworzymy ognisty duet

Bastian Schweinsteiger to prawdziwy mistrz. Nie tylko na boisku, ale i poza nim. Z dziennikarzem, który niedawno zadał mu głupie pytanie, zrobił sobie... selfie. Liczę, że już niedługo zacznę strzelać bramki z jego podań - mówi w rozmowie ze Sport.pl były król strzelców Ekstraklasy, a dziś napastnik Chicago Fire, Nemanja Nikolić.

Sebastian Staszewski: Chyba nie spodziewał się Pan, że w Ameryce będzie Pan walczył o... mistrzostwo świata!

Nemanja Nikolić: Wiem o czym mówisz. Widziałem konferencję prasową na której dziennikarz zapytał o to naszego nowego piłkarza, Bastiana Schweinsteigera.

Rozśmieszyło Pana to pytanie?

Oj, nawet bardzo. A w ogóle to Basti po konferencji zrobił sobie z tym reporterem selfie. Musimy pamiętać, że piłka nożna w USA, choć rozwija się dynamicznie, nie jest tak popularna, jak ich sporty narodowe: baseball czy koszykówka. Pewnie stąd biorą się takie babole.

Tak jak Pan wspomniał, ma Pan nowego kolegę - mistrza świata, zwycięzcę Ligi Mistrzów, byłego zawodnika Bayernu Monachium i Manchesteru United. Wygląda na to, że Schweinsteiger zabrał Panu berło największej gwiazdy Chicago Fire.

Basti nie jest tu jedyną gwiazdą, chociaż jest najnowszym nabytkiem. A jego sukcesy robią wielkie wrażenie, grał na najwyższym poziomie, z reprezentacją Niemiec osiągnął wszystko. Poza tym to gość na którym dzieci chcą się wzorować, idol. Szefowie Chicago podjęli świetną decyzję, że sprowadzili do klubu piłkarza z takim nazwiskiem. Od razu widać, że mistrzem jest nie tylko na boisku, ale także poza nim. Jest otwarty, przyjazny, z każdym porozmawia. Daje dużo rad, widać, że chce pomóc chłopakom wskoczyć na wyższy poziom. Myślę, że taki człowiek może nas zainspirować.

Pana ten transfer powinien cieszyć również dlatego, że Niemiec wniesie do zespołu Fire sporo jakości piłkarskiej.

Nie mam co do tego wątpliwości. Pokazał to już w debiucie przeciwko Montreal Impact, gdy strzelił bramkę. Poza tym jego prostopadłe podania były idealne. Wielka klasa. Wiem jednak, że potrzebujemy czasu, aby zrozumieć się tak dobrze, jak na przykład z Miro Radoviciem. Ale z każdym tygodniem nasza siła w ofensywie będzie rosnąć. Stworzymy ognisty duet!

Jak podobają się Panu pierwsze miesiące za Oceanem?

Chyba na nic nie mogę narzekać. No, może poza odległościami i strefami czasowymi, bo właściwie nie wychodzę z samolotu. Raz gramy w gorącej Atlancie, a chwilę później w wietrznym Chicago. Ale ludzie są bardzo mili, każdy chce pomóc. Moja żona i dzieciaki przyleciały w ubiegłym tygodniu, udało się już nawet znaleźć szkołę dla Marko i Tijany. Może teraz skorzystamy z uroków miasta, bo na początku całą moją głowę zajmowały sprawy organizacyjne: szukanie mieszkania, zakładanie konta w banku. Zdziwiła mnie tylko pogoda... Miało być ciepło, a zamiast tego wieje zimny wiatr. Ale jest coraz lepiej.

Czyli - american dream.

Na razie tak. Jestem w odpowiednim miejscu. Mogłem grać w innych klubach, w innych ligach, ale postanowiłem zaryzykować. A skoro Bastian mógł przyjść do Chicago z Manchesteru United to chyba ja też nie podjąłem najgorszej decyzji.

Co z poziomem ligi? O co w MLS walczyłaby taka Legia Warszawa?

Poziom jest bardzo zbliżony do Ekstraklasy. Cały czas pojawiają się jakieś wyzwania, w każdym meczu trzeba być skoncentrowanym, bo słabszy często ogrywa silniejszego. Chyba najbardziej podoba mi się to, że wszyscy chcą tu grać ofensywnie, taki happy football. A Legia? Na pewno biłaby się o mistrzostwo MLS.

Wierzy Pan w to, że Chicago zagra w play off? Nie należycie do ligowych potentatów.

Ale to nasz cel. W poprzednim sezonie nie poszło nam najlepiej, dlatego nie mierzymy w kosmos. Awans do play off byłby dużym krokiem. Widzę, że klub robi wszystko, aby dodać nam jakości. Przyszedł Schweinsteiger, wcześniej do Fire dołączyli Dax McCarty z NY Red Bulls i Michael de Leeuw z FC Groningen. No i ja. Zbroimy się.

Kibice w Chicago wciąż czekają na Pana bramki. Na razie zdobył Pan tylko jedną.

Cierpliwości, spokojnie. Drużyna się dopiero tworzy, zgrywa. Jej istotnym elementem będzie Basti. Cały czas szukamy stylu. A ja niedługo będę miał sytuacje. A wiesz, że jeśli Niko ma okazje, to są bramki. W Legii było trochę łatwiej, byliśmy najlepszą drużyną w lidze. Ale tu też postrzelam.

Wie Pan co słychać w Legii? W ostatnim czasie w klubie wiele się zmieniło.

Skupiam się głównie na grze w Chicago, ale wiem, że w Legii jest stary-nowy właściciel. Wiem też, że Łazienkowską opuściło kilka osób, Dominik i "Samo" [Dominik Ebebenge i Grzegorz Szamotulski - przyp. aut.]. Szkoda, ale w futbolu wszystko szybko się zmienia. A Michał Żewłakow został?

Został.

To dobrze. To właśnie z nim spotkałem się w Budapeszcie, kiedy dogadaliśmy się w sprawie mojego przyjścia do Legii.

Jak dużą stratą dla klubu jest opuszczenie fotela prezesa przez Bogusława Leśnodorskiego?

Ja o tym człowieku nie mogę powiedzieć złego słowa. Dla mnie był bardzo fair, szczególnie zimą. Ale nie znam szczegółów całej sprawy, więc nie chciałbym komentować tych przepychanek. Wolę zapamiętać to, że razem z Bogusiem tworzyliśmy historię Legii.

W rundzie wiosennej Legia ma duży kłopot z napastnikami, oczekiwań nie spełnia przede wszystkim Czech Tomáš Necid. A więc kiedy Pan wraca do Warszawy?

Dopiero teraz ludzie zauważają, że strzelanie bramek w Legii nie jest wcale takie łatwe, nawet jeśli zespół walczy o mistrzostwo. Wiem, że każdemu kolejnemu zawodnikowi ustawiłem poprzeczkę bardzo wysoko. Kibice czekają na kogoś, kto stawi jej wyzwanie. A Necid może potrzebuje czasu? Na chłopaku spoczywa ogromna presja, a to przecież nie jest zły piłkarz. Ja na razie zostaję w Ameryce. Chciałbym grać tu jeszcze przez kilka lat, chcę zostać gwiazdą MLS. Karierę zamierzam zakończyć w Videotonie. Ale Legia już na zawsze pozostanie częścią mojego życia. I nigdy nie zniknie z mojego serca.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.