Taką decyzję podjęła w grudniu UEFA, a FIFA ją poparła. To był szok w całym sporcie, bo po raz pierwszy ktoś przeciwstawił się Władimirowi Putinowi. Dotknęło to trzy drużyny - SKFCz Sewastopol, TSK Symferopol i Żemczużyna Jałta - występujące od początku sezonu w trzeciej lidze rosyjskiej. Nie pomogły argumenty, że są to zupełnie nowe kluby, które zostały zarejestrowane w rosyjskiej federacji. ONZ uznaje Krym za część Ukrainy i to jest wykładnią dla UEFA. Zespoły z Sewastopola, Symferopola i Jałty po przerwie zimowej (pierwsza kolejka rundy wiosennej 22 marca) będą mogły nadal grać w II lidze, ale tylko na wyjazdach, bo ukraiński związek na występy w rozgrywkach rosyjskiej się nie zgadza.
Szefowie krymskich klubów zapytali europejską federację, co robić. UEFA odpowiedziała, żeby zwrócili się do Rosji. Rosjanie jednak nabrali wody w usta, nie chcąc narażać się na sankcje - najpoważniejsza to wykluczenie z UEFA i FIFA, co oznaczałoby odebranie organizacji mistrzostw świata w 2018 r. Minister sportu Witalij Mutko winę zrzucił na swojego głównego wroga w kraju - Nikołaja Tołstycha, szefa rosyjskiego związku piłkarskiego. Zarzucił mu, że niedostatecznie walczył w UEFA. - Ministerstwo zrobiło wszystko, co można, doprowadziło do uchwalenia prawa umożliwiającego włączenie całego krymskiego sportu do Rosji. Reszta jest w rękach działaczy piłkarskich - powiedział Mutko.
- Wszystko było klasycznie po rosyjsku: najpierw zrobili, a później pomyśleli - komentowali fani w internecie.
Na początku roku szefowie Sportowego Klubu Floty Czarnomorskiej (SKFCz) zorganizowali mecz z reprezentacją Krymu, który miał być protestem przeciwko "mieszaniu sportu z polityką". Kibiców pojawiło się niewielu. Przeważała młodzież szkolna, bo najzagorzalsi fani są przeciwni aneksji półwyspu.
Działacze piłkarscy z Krymu apelują o rozmowy federacji ukraińskiej i rosyjskiej, ale oficjalnie do nich nie doszło. Szefowie klubów, którzy miesiąc temu butnie deklarowali, że nie mają zamiaru się wycofywać z rosyjskich rozgrywek, zaczynają zmieniać zdanie. Już w grudniu piłkarze nieoficjalnie mówili, że będą musieli szukać sobie nowych pracodawców, ale nikt nie chciał tego potwierdzić. Jako pierwszy ustąpił SKFCz - ogłosił, że daje swoim podstawowym zawodnikom wolną rękę w poszukiwaniu nowych zespołów. Żeby nie ogłaszać kapitulacji, zaznaczono, że drużyna będzie istnieć, ale zostaną w niej tylko piłkarze pochodzący z Sewastopola, a drużyna będzie rozgrywała wyłącznie sparingi. Podano nawet plan zimowych meczów z rosyjskimi klubami, w tym z występującym w ekstraklasie Torpedo Moskwa. Okazji nie zabraknie, bo z powodu dwukrotnego spadku wartości rubla wiele zespołów zamiast w Turcji będzie przygotowywać się do rundy wiosennej na Krymie.
Ukraińcy powtarzają, że nie zgodzą się na grę drużyn z półwyspu w lidze rosyjskiej, a o ewentualnym powrocie do prowadzonych przez nich rozgrywek mogą rozmawiać przed następnym sezonem. I już z nowymi władzami federacji, bo dotychczasowy prezes Nikołaj Końkow zapowiedział, że nie będzie kandydował w zaplanowanych na wiosnę wyborach.