Liga francuska: Dywizja antychuligańska

Francuzi biorą się za chuliganów. Wkrótce specjalny oddział policji ma wniknąć do środowisk stadionowych bandytów.

- Nie będziemy tolerować sytuacji, w której ojciec boi się przyjść na stadion z synem - mówi minister spraw wewnętrznych Brice Hortefeux. To on zarządził spotkanie prefektów policji ze wszystkich departamentów, z których wywodzą się zespoły Ligue 1. Zaproszeni zostali również szefowie klubów, których kibice cieszą się najgorszą sławą - przede wszystkim Marsylii i Paris Saint-Germain.

Od początku sezonu tysiąc żandarmów, a w sumie 6 tys. przedstawicieli służb publicznych było zaangażowanych w pilnowanie porządku wokół stadionów, ale rezultaty uznano za niewystarczające. Nowy oddział policji ma wyeliminować szefów grup chuligańskich i ich najbliższych pomocników. Szacuje się, że jest ich we Francji około 500. Kolejnym zadaniem będzie uprzedzenie planowanych, głównie przez internet, starć między kibolami oraz penetracja zaangażowanych w ruchy chuligańskie młodocianych mieszkańców przedmieść wielkich miast.

Decyzja ministra jest reakcją na ostatnie wydarzenia na francuskich stadionach. Od początku sezonu doszło do 15 incydentów. W Nicei kibole próbowali wtargnąć na trybunę honorową, w Grenoble rzucali na murawę petardy, w Le Mans kilkunastu zamaskowanych chuliganów napadło na kibiców Marsylii, w Montpellier pobici zostali fani PSG, w wyniku bójki jeden z nich stracił oko.

Kary są surowe. Za rzucanie petard (a nawet bomby własnej produkcji!) kibole Montpellier zostali wyprowadzeni ze stadionu w Nicei. Sędzia trzykrotnie przerwał spotkanie. Do incydentu doszło 29 sierpnia, ale twórca bomby został już skazany na osiem miesięcy więzienia i pięcioletni zakaz stadionowy. - To są zwyczajne dupki. Nie chcemy ich na stadionie - od razu potępił ich prezes Montpellier Louis Nicollin. - Ktoś mówi, że wtargnięcie na boisko, albo jedna czy druga petarda to są niegroźne rzeczy. Nie, nie, i jeszcze raz nie. Za tym kryje się ogromne ryzyko, rodzą się tragedie - mówi prezes francuskiej federacji Jean-Pierre Escalettes.

Reakcja francuskich władz spotkała się zewsząd z aprobatą, tym bardziej że Francuzi stali się ofiarą piłkarskich chuliganów. W ubiegłym tygodniu w Belgradzie zmarł Brice Taton, 27-letni pracownik handlowy, kibic Tuluzy. Przed meczem Ligi Europejskiej, siedząc w Irish Pubie, został raniony nożem przez fanatyków Partizana Belgrad. Lekarze dwa tygodnie walczyli o jego życie. Do Belgradu przyjechała minister sportu Rama Yade, przerywając pobyt na igrzyskach frankofońskich w Bejrucie. Prezydent Serbii wprowadził jednodniową żałobę. Tysiące Serbów zebrały się pod ambasadą Francji, składając kwiaty, zapalając znicze. Zatrzymano już dziesięciu uczestników bójki. Grozi im do 40 lat więzienia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.