Mariusz Stępiński o porównaniach do Roberta Lewandowskiego: To duże wyróżnienie, ale ja buduję swoją historię i własną markę [WYWIAD]

Odpalamy wehikuł czasu. Termin: czerwiec 2018 r. Gdzie wtedy będziesz? - Nie wiem, w Moskwie, Petersburgu, może w Kazaniu... Mam nadzieję, że na mistrzostwach świata w Rosji. Wiem, że do spełnienia tego marzenia droga prowadzi przez dobrą grę na Euro U-21 w naszym kraju - mówi Mariusz Stępiński, piłkarz FC Nantes.

Klub 21-letniego napastnika zajmuje 14. miejsce w Ligue 1. W ostatnim meczu Nantes przegrało u siebie z Nancy 0:2. Dla Stępińskiego był to powrót po dwóch kolejkach do podstawowego składu. Kolejny mecz już w środę. Drużyna Polaka zagra na wyjeździe z Bastią.

Damian Bąbol: Pewnie chciałbyś już o tym zapomnieć, ale muszę zapytać o ostatni mecz z Nancy. Dlaczego przegraliście?

Mariusz Stępiński *: Straciliśmy bramkę w najmniej odpowiednim momencie. Graliśmy dobrze, wydawało się, że to my zaraz strzelimy gola i nic złego raczej się nie wydarzy. Mieliśmy kilka szans, żeby objąć prowadzenie. Ja mogłem trafić, dobrą sytuację miał też Guillaume Gillet. Niestety, indywidualny błąd i 0:1 dla Nancy. Nie wiem dlaczego, ale po tej bramce wszystko się posypało. Zaczęliśmy grać zupełnie co innego. Nie wiem, zabrakło jakiejś wytrzymałości mentalnej.

Jak oceniasz swoją grę? Raz byłeś bardzo blisko pokonania bramkarza.

- To była stuprocentowa okazja. Powinienem zakończyć ją trafieniem, nie ma co dyskutować. Niedługo potem doszedłem do jeszcze jednej, ale trudniejsze okazji. Po stałym fragmencie gry wyprzedziłem obrońcę, trąciłem piłkę głową, ale nic z tego nie wynikło. Gra wyglądała trochę lepiej niż w poprzednich meczach, ale co z tego skoro nie wygraliśmy. Zobaczymy, jak będzie w następnych meczach.

Może trener za wcześnie zdjął cię z boiska?

- Była 63. minuta. Straciliśmy bramkę, a ja miałem za sobą nie wykorzystaną świetną sytuację. Myślę, że miał prawo do takiej decyzji. Co tu dużo mówić, nie mam jeszcze tak pewnej pozycji w zespole, żeby za każdym razem liczyć na grę do ostatniego gwizdka sędziego. Cały czas muszę walczyć o tę pozycję. Dużo pracy przede mną i tego muszę się trzymać.

Sytuacja w tabeli robi się niebezpieczna. Macie tylko trzy punkty przewagi na miejscem zagrożonym spadkiem.

- Dlatego tym bardziej żałujemy tej porażki. To był bardzo ważny mecz. Chcieliśmy udowodnić, że jesteśmy lepsi od Nancy oraz przede wszystkim umocnić się w tabeli. Na dole jest straszny ścisk, dlatego jak najszybciej musimy się pozbierać. W środę kolejny mecz z Bastią na wyjeździe [godz. 19], która jest przedostatnia. Nie możemy wrócić bez punktów.

Atmosfera w klubie jest nerwowa?

- Wiadomo, że budują ją wyniki. W ostatnich czterech meczach zremisowaliśmy jeden, przegraliśmy trzy. Nie jest to dobry bilans. Ale nie ma co lamentować, wszystko zależy od naszej gry w kolejnych spotkaniach.

I między innymi od twojej skuteczności. Kibice Nantes liczą na twoje pierwsze trafienia w lidze w tym roku.

- Ja też tego bardzo chcę. Czuję się coraz lepiej, choć na początku roku forma nie była najwyższa. To mój pierwszy sezon, kiedy tak wcześnie zacząłem grać o punkty. Dotąd w tym okresie przeważnie przebywałem jeszcze na jakimś obozie przygotowawczym.

Czego ci jeszcze brakuje, żeby błyszczeć w Ligue 1?

- Może tego, żebym w meczach rozgrywanych co trzy dni wyglądał jeszcze lepiej właśnie pod względem fizycznym. Grając tak często trudno mi jeszcze utrzymywać tę regularność. Wiadomo, że wcześniej nie grałem tyle meczów w sezonie. Cały czas nad tym pracuję. Czasami w trakcie kolejnego pojedynku przychodzi taki moment, że płuca chcą, serce chce, ale nogi nie niosą. Tym bardziej jeśli jest to piąty czy szósty mecz w ciągu 15 dni. Wtedy to zmęczenie się nakłada. Z drugiej strony trzeba to przeżyć, swoje zagrać, zebrać doświadczenie i złapać tę równość, żeby w każdym meczu być przygotowanym na 100 proc. To ciągły proces, nie złapie się tego w miesiąc.

A na koniec będziesz rozliczany z bramek.

- Zgadza się. Tych bramek rzeczywiście mogłem strzelić trochę więcej. Na razie mam trzy trafienia i na pewno będę robił wszystko co w mojej mocy, żeby powiększyć ten dorobek. Przed sezonem nie zakładałem z iloma golami na koncie zakończę sezon. Nigdy tego nie robię. Poza tym po zmianie trenera mam trochę inną pozycję w zespole. Trener Sergio Conceicao wymaga ode mnie większej pracy, jako tzw. dziesiątka, czyli muszę więcej cofać się po piłkę. W efekcie jestem trochę dalej bramki, co przekłada się na mniej strzeleckich okazji. Ale bez pośpiechu. Najpierw chcę dać jak najwięcej argumentów trenerowi, żeby na mnie stawiał, chcę być mocnym punktem drużyny, a okazje i gole na pewno przyjdą.

Sergio Conceicao jest lepszym trenerem niż poprzednik René Girard?

- Na pewno ma inną osobowość. Nie ma dwóch takich samym trenerów. Od każdego można nauczyć się czegoś innego. U Conceicao jest duża dyscyplina, którą trzeba przestrzegać. Portugalczyk zwraca uwagę na wiele detali. Pilnuje punktualności oraz realizowania konkretnych zadań na boisku. Na pewno od czasu jego przyjścia zaczęliśmy grać lepiej. Wygrzebaliśmy się z dołu tabeli.

Nie miałeś mu za złe, że w meczu z Tuluzą zdjął cię jeszcze przed przerwą?

- Na pewno nie byłem z tego powodu zadowolony, ale jeśli zasłużyłem, to trener miał prawo do takiej decyzjio. Nie chowałem i nie chowam do niego żadnej urazy. Wiem od czego tu jestem i skupiam się ciężkiej pracy. Fochami, obrażaniem się na wszystkich dookoła można sobie tylko zaszkodzić. A z trenerem mam dobry kontakt. Porozumiewam się po francusku. Może nie mówię jeszcze bardzo płynnie, ale zapewniam, że dnia na dzień jest coraz lepiej. Z Girardem pod tym względem było trudniej. Po angielsku nie rozmawiał, a mój francuski nie był jeszcze na takim poziomie, jak teraz. Miło wspominam byłego trenera. Może nie wymieniliśmy ze sobą zbyt wielu zdań, to nadawaliśmy na tych samych falach.

Z nauką języków radzisz sobie naprawdę nieźle. Będąc w Norymberdze szybko opanowałeś niemiecki, a niedawno wystąpiłeś na konferencji prasowej, na której rozmawiałeś z dziennikarzami po francusku.

- Próbowałem (śmiech). Źle nie było. Przynajmniej internet się nie śmieje. Z tego co wiem, to nie zostałem gwiazdą na YouTube z tego powodu. Klub mi zapewnia lekcje francuskiego. Trzy godziny w tygodniu. Staram się regularnie z nich korzystać. Ostatnio gramy bardzo często, więc tego czasu na naukę nie ma jakoś bardzo dużo.

Ligue 1 to siedlisko znakomitych napastników. Masz swojego ulubieńca?

- Edinson Cavani jest fantastyczny, strzela regularnie, ale trzeba pamiętać, w jakim zespole gra i ile ma sytuacji w jednym meczu. Wielu napastników prezentuje genialny poziom. Znakomicie uzupełniają się Radamel Falcao z Valere Germainem w AS Monaco. Lubię też patrzeć na grę Lacazette z Lyonu czy Gomisa z Marsylii. Wszystkich charakteryzuje jedno. Są znakomicie przygotowani fizycznie. To we Francji jest niezwykle ważne. Niedawno rozmawiałem o tym z Kamilem Grosickim, zanim odszedł do Anglii. Po meczu z Rennes opowiadał, że brakuje im z przodu silnego zawodnika. Ich drobniejszy fizycznie napastnik nie radził sobie z naszymi obrońcami.

W walce bark w bark akurat nie odstajesz. Łukasz Bortnik, jeden z lepszych specjalistów od przygotowania fizycznego w Polsce, z którym pracowałeś, powiedział, że jesteś typem mezomorfika. Chwalił cię, że już jako nastolatek miałeś bardzo dobrze rozwiniętą tkankę mięśniową, bez problemu wytrzymałeś duże obciążenia. Dodał, że nie musiałbyś nawet długo trenować do startu w triathlonie na dystansie Ironmana.

- Może kiedyś spróbuję (śmiech). Zawsze lubiłem trenować na siłowni, tak już mam. Teraz treningi siłowe są wręcz konieczne. W końcu występuję w jednej z najsilniejszych lig na świecie. Wiemy przecież jak wyglądają piłkarze w Premier League czy we Francji. Bez odpowiedniej siły i motoryki nie można się utrzymać na tak wysokim poziomie. Mam wrażenie, że trenerzy na Zachodzie bardziej teraz wolą mieć u siebie piłkarza lepszego fizycznie i dobrze zbudowanego, który wybiega cały mecz i w 95. min będzie mieć siłę pobiec do kontry niż bardziej technicznego gracza, ale z wieloma innymi brakami. Oczywiście piłkarscy wirtuozi poradzą sobie wszędzie.

Chciałbyś podobnie jak Kamil Grosicki przenieść się do Anglii?

- Premier League to jedno z moich największych marzeń. Ale spokojnie, wiem na czym stoję i po kolei podchodzę do następnych celów. Zdaję sobie sprawę, że taki transfer jest możliwy tylko za sprawą dobrej gry w Ligue 1 i wysokiej liczby goli.

"To jeden z takich diamencików, które czasem pojawiają się w młodzieżowej piłce. On wyraźnie odstaje od swoich rówieśników, szczególnie w ofensywie. Jeśli wszystko dobrze poukłada mu się w głowie, zdrowie dopisze i będzie miał charakter, to według mnie zajdzie daleko. Z pewnością może być napastnikiem klasy Lewandowskiego". Wiesz kto tak o tobie powiedział?

- Michał Globisz. Bardzo miła wypowiedź.

Kiedyś jak przytoczyłem ci podobną wypowiedź innego eksperta, który powiedział, że na boisku też przypominasz mu Lewandowskiego, prosiłeś, żebym już przestał, bo niezbyt komfortowo się z tym czujesz. Nie lubisz tych porównań?

- Na pewno to dla mnie duże wyróżnienia, ale ja buduję swoją historię, własną markę. Chciałbym, żeby słowa trenera Globisza naprawdę się spełniły. Oby miał rację, oby zdrowie mi dopisywało, a wtedy dzięki pracy będę mógł się jeszcze bardziej rozwijać.

Jaki jest twój najważniejszy cel w tym roku?

- Mistrzostwa Europy U-21 w Polsce to dla mnie bardzo ważna impreza. Od dawna o niej mówiłem, jeszcze kiedy grałem w ekstraklasie. Chciałbym dobrze wypaść i z reprezentacją odegrać ważną rolę, osiągnąć dobry wynik. Przede mną jednak w tym momencie ważniejsze cele. Ważniejsze w tym znaczeniu, że czekają mnie najbliższe mecze, na których najbardziej się skupiam. Pod koniec rozgrywek ligowych na pewno myślami będę bliżej turnieju. Mam nadzieję, że będzie zwieńczeniem dobrego sezonu w moim wykonaniu.

W grupie zmierzymy się z Anglią, Słowacją i Szwecją. Damy radę?

- Nie oszukujmy się, to mocna grupa. Można było trafić lepiej, mogło być też gorzej. Na losowania nigdy nie mamy wpływu. Wszystko będzie zależeć od naszej postawy i tak do tego będziemy podchodzić. Wierzę w naszą kadrę. Jeżeli w pełni wykorzystamy potencjał i pokażemy na co nas stać, to będzie dobrze. Jestem optymistą.

Odpalamy wehikuł czasu. Wklepujemy termin: czerwiec 2018 r. Gdzie wtedy będziesz?

- Nie wiem, w Moskwie, Petersburgu, może w Kazaniu... (śmiech). Mam nadzieję, że na mistrzostwach świata w Rosji. Ale już wróćmy na ziemię. Jeszcze dużo czasu i pracy przede mną, aby ten cel osiągnąć Wiem, że do spełnienia tego marzenia droga prowadzi m.in. przez dobrą postawę na mistrzostwach Europy U-21. Na pewno może to być ważny krok w mojej karierze. Tak staram się do tego podchodzić.

Pamiętam ciebie z końca rundy wiosennej 2013. Skończyłeś 18 lat, nie przedłużyłeś umowy z grającym wówczas w ekstraklasie Widzewem i wybrałeś grę w Norymberdze. Byłeś bardzo pewny siebie, niektórzy zarzucali nawet, że za bardzo krnąbrny. Dziś taki nie jesteś. Z większą pokorą chyba podchodzisz do wielu spraw.

- Pewnie masz rację. Nie jestem tą samą osobą. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że rzeczywiście byłem zbuntowany. Ale to też nie wzięło się z niczego. Ludzie dookoła mi w tym pomogli, żebym taki był. Dużo złych rzeczy wydarzyło się po tym, kiedy zdecydowałem się opuścić łódzki klub i wyjechać do Niemiec. Słyszałem, że gwiazdorzę i przewróciło mi się głowie. Dużo osób oczerniało mnie w gazetach, w tym sporo bliskich mi osób w Widzewie. Co innego od nich słyszałem, a co innego później czytałem. Trochę mnie to bolało, ale starałem się zachować spokój. Miałem wtedy 18 lat, dużo się mówiło i pisało o mojej przyszłości. Różni eksperci wypowiadali się, jaką decyzję powinienem podjąć: zostać w ekstraklasie czy zaryzykować i wybrać trudniejszą drogę w Bundeslidze. W tym zamieszaniu dużą pomoc otrzymałem od menedżerów: Łukasza Masłowskiego i Marcina Kubackiego. Pożegnałem się z klubem w uczciwy sposób. Na nikogo nigdy złego słowa nie powiedziałem. Nie jestem mściwy, ani też pamiętliwy. Wciąż mam duży sentyment do Widzewa.

Nawet kupiłeś karnet na trzecią ligę.

- Bo to świetna akcja, bardzo chciałem wziąć w niej udział. Mocno trzymam kciuki za Widzew. Mimo że gra w trzeciej lidze, to sprzedał już ponad 8 tys. karnetów. To chyba jakiś rekord. Naprawdę, czapki z głów. Mimo że zmieniły się władze, to mam dobry kontakt z klubem. Niedawno poprosiłem o jakiś widzewski fant na licytację podczas turnieju, który organizowałem w Zduńskiej Woli i nie było żadnego problemu. Mamy dobre relacje i Widzew zawsze może liczyć również na moją pomoc. Jestem pewien, że prędzej czy później, ale na pewno odbuduje się i wróci do ekstraklasy. Kibicuję też Ruchowi, który przeżywa trudny okres. Liczę, że w Chorzowie pokonają różne problemy i utrzymają się w tym roku.

Nie żałujesz czasu spędzonego w Norymberdze? W końcu nie udało ci się zadebiutować w Bundeslidze.

- To była dobra decyzja. W Norymberdze starałem się czerpać jak najwięcej, wykorzystywać świetne warunki do treningów. Naprawdę bardzo miło wspominam tamten czas. To czego tam się nauczyłem, procentuje do dzisiaj. Wyciągnąłem bardzo dużo z tego wyjazdu.

Podoba ci się życie we Francji? Masz swoje ulubione miejsca w Nantes?

- Czuję się tutaj doskonale. Na miejscu jest Alex Klawiter, kierownik zespołu, który mówi po polsku. Mamy dobry kontakt. Często wychodzimy na lunch lub kolację. Lubię też wyskoczyć do La Baule na dobrą rybkę czy homara. To tylko godzina drogi. Poza treningami na pewno nie mam problemu z organizacją czasu. Jest też moja dziewczyna Karolina, której również bardzo się tutaj podoba.

* Mariusz Stępiński urodził się 12 maja 1995 r. W ekstraklasie zadebiutował gdy miał 16 lat. Rozegrał w niej 97 meczów i strzelił 25 goli. Latem ubiegłego roku podpisał czteroletni kontrakt z Nantes.

Ile wart jest Lewandowski? Oni zaktualizowali wartość piłkarzy w Bundeslidze. Jest najlepiej!

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA