Ligue 1. Szaleństwa "króla potasu"

Kupił najdroższy apartament w Nowym Jorku i dwie greckie wyspy, teraz wydaje setki milionów na wracające do ligi francuskiej Monaco. Nazywa się Dmitrij Rybołowlew.

Kiedy rok temu właścicielem Paris Saint-Germain zostali Katarczycy, wydawało się, że piłkarze ze stolicy długo nie znajdą godnego przeciwnika w kraju. Pozostałych klubów Ligue 1 nie stać na kilkunastomilionowe transfery, a paryżanie tylko w poprzednim sezonie sprowadzili piłkarzy za 146 mln euro. Szybko okazało się jednak, że krezusi z Paryża będą mieli rywala.

Grające przez ostatnie dwa sezony w drugiej lidze Monaco właśnie zapewniło sobie awans i ruszyło na zakupy. Za 70 mln euro kupiło z Porto portugalskiego pomocnika Joao Moutinho i kolumbijskiego skrzydłowego Jamesa Rodrigueza. Pierwszy to podstawowy piłkarz półfinalisty Euro 2012, od miesięcy starały się o niego czołowe angielskie kluby. Drugi został wybrany na najlepszego piłkarza ligi portugalskiej w poprzednim sezonie. To nie koniec - od tygodni gazety w całej Europie piszą, że lada dzień do Monaco przeprowadzi się supersnajper Atlético Madryt Radamel Falcao (60 mln). Ostatnio plotkuje się też o transferach napastnika Carlosa Téveza (Manchester City), bramkarza Victora Valdésa (Barcelona) oraz obrońców Branislava Ivanovicia (Chelsea) i Fábio Coentrao (Real).

Za transfery płaci Rybołowlew. 47-letni oligarcha nazywany jest w Rosji "królem potasu", bo szacowany na blisko 10 mld dol. majątek zbił na produkcji nawozów.

Urodził się i wychował w Permie. Po studiach medycznych pracował w szpitalu, ale szybko porzucił państwową służbę zdrowia. Handlował sprzętem paramedycznym, który rozchodził się jak świeże bułeczki. Biznes się rozkręcał. Później założył inwestycyjno-brokerską kompanię, potem banki. A jak się stał "królem potasu"? Rosyjski "Forbes" pisał, że na początku lat 90. inwestował pieniądze permskiego półświatka, a dochody przeznaczał na skupowanie akcji od pracowników Uralkalija, największego rosyjskiego producenta nawozów potasowych (kalij to po rosyjsku potas). Obracał nimi i kupował kolejne. Pomagali mu niektórzy szefowie związków zawodowych, za co wynagradzał ich mieszkaniami. W 1995 r. zebrał tyle udziałów, że stanął na czele rady dyrektorów zakładu.

W czerwcu 1996 r. wydawało się jednak, że jego kariera dobiegła końca. Został aresztowany pod zarzutem zlecenia zabójstwa Jewgienija Pentelejmonowa, dyrektora firmy Nieftochimik. Według rosyjskiej prasy instytucje finansowe należące do Rybołowlewa zajmowały się obsługą Nieftochimika. Pantelejmonow chciał zerwać kontrakt, za co zapłacił życiem. Zastrzelił go niejaki Oleg Łomakin, który w śledztwie obciążył biznesmena. Rybołowlew przesiedział 11 miesięcy w areszcie. Wyszedł, a później został uniewinniony, bo Łomakin wycofał zeznania. Zleceniodawców morderstwa nie wykryto. Rybołowlew twierdził, że była to prowokacja innych oligarchów, którzy chcieli przejąć Uralkalij, bo gdy siedział w areszcie, dostawał propozycje oddania swoich udziałów w zamian za wolność. - Nigdy nikomu nie płaciłem za ochronę, choć miałem takie propozycje - wyznał.

Na początku XXI wieku kontrolował już jedną trzecią światowego rynku dzięki przekonaniu prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki, aby oddał mu w zarząd należącą do państwa firmę BPC. Był to majstersztyk, bo w tym czasie BPC była o połowę większa niż jego Uralkalij.

Przed transferowym szaleństwem w Monaco o Rybołowlewie było głośno przy okazji inwestycji w nieruchomości. W 2008 r. za 100 mln dol. kupił posiadłość amerykańskiego miliardera Donalda Trumpa, rok później wydał 20 mln dol. na rezydencję aktora Willa Smitha na Hawajach, a w 2011 r. pobił rekord Nowego Jorku, płacąc 88 mln dol. za 620-metrowy apartament przy Central Parku. To prezent dla studiującej w Ameryce córki. Podobnie jak dwie greckie wyspy Skorpios i Sparta odkupione od rodziny Arystotelesa Onassisa (ponad 100 mln euro).

W Rosji Rybołowlew nazywany jest "milczącym miliarderem", bo rzadko udziela wywiadów. Na prośbę byłego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa należy do komitetu wspierającego olimpijczyków, pomaga finansowo przy organizacji igrzysk w Soczi. Rodzimych piłkarzy nie chce wspierać. - Namawiałem go do wejścia do Spartaka, ale odmówił - opowiadał Leonid Fedun, prezes moskiewskiego klubu.

Monaco przejął dwa lata temu (ma 66 proc. akcji). Kupując je, obiecał zainwestować 100 mln euro, ale już wiadomo, że wyda więcej. Bukmacherzy uważają beniaminka za jednego z faworytów do mistrzostwa w najbliższym sezonie. Gdyby Monaco sięgnęło po tytuł, za jedno postawione euro dostaniemy 4,50. Jeśli mistrzostwo obroni PSG - 1,33.

Rybołowlew nie podoba się właścicielom pozostałych francuskich klubów, bo w Monaco płaci się mniejsze podatki. - Po wprowadzeniu 75-procentowej stawki, żeby dorównać Monaco, trzeba włożyć dwa razy więcej - grzmi przewodniczący związku francuskich klubów piłkarskich. Pretensje ma również żona Rybołowlewa, która przy okazji rozwodu domaga się połowy majątku. Jej prawnicy wywalczyli w sądzie zamrożenie części aktywów. Na zabawę w Monaco oligarsze jednak wystarczy.

Liczba Monaco:

5295 - kibiców przychodziło średnio na mecze Monaco w 2. lidze. Przed spadkiem z Ligue 1 w 2011 r. oglądało ich średnio 6900 widzów. Stadion liczy 18,5 tys. miejsc

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS i na Androida

Więcej o:
Copyright © Agora SA