Serie A. Boruc, prawie bohater

Polski bramkarz Fiorentiny długo bronił w Turynie znakomicie, aż źle ocenił parabolę lotu piłki i Juventus wyrównał. Stracił punkty prowadzący Milan, ocknął się broniący tytułu Inter, który rozbił 5:2 Parmę.

Najpierw Boruc błysnął refleksem po strzale z rzutu wolnego arcymistrza od kopnięć leżącej piłki Alessandro Del Piero. Potem, po uderzeniach Chielliniego i Iaquinty, fruwał pod poprzeczkę i tarzał się jak oszalały po trawie. Gdyby wytrwał jeszcze trochę, byłby absolutnym bohaterem wieczoru. Czego Włosi się spodziewali - znają go jako sportowca stworzonego do meczów pod wysokim napięciem, wcześniej szalejącego w derbach Glasgow lub hitach Ligi Mistrzów, a Fiorentina i Juventus od niemal trzech dekad rywalizują w lidze zajadle jak mało który duet drużyn pochodzących z różnych miast.

Niestety, w 83. minucie gry Polak nie złapał piłki po strzale Pepe - z bitego z ostrego kąta z rzutu wolnego - choć złapałby ją, gdyby został bliżej linii bramkowej. I Juventus, który strzelił sobie samobójczego gola już na początku meczu, zasłużenie ocalił punkt.

Kilka dni przed rewanżem w Lidze Europejskiej z Lechem turyńczycy nie są już tą samą zbieraniną graczy, która we wrześniu zremisowała z poznaniakami 3:3. Furorę robi zwłaszcza druga linia, zestawiona z serbskiego prawoskrzydłowego Milosza Krasicia (coraz częściej przypomina Pavla Nedveda nie tylko blond fryzurą), przywróconego do wielkiego futbolu po paśmie nieszczęść w Liverpoolu Alberto Aquilaniego oraz zmartwychwstałego antybohatera minionego sezonu Felipe Melo. Wszyscy pracują tak solidnie i z błyskiem, że trener Luigi Delneri ogłosił w piątek, że już nie boi się słowa "mistrzostwo". Latem nie chciał się rozpędzać z obietnicami, mówił o czasie niezbędnym na zlepienie z dziesięciu kupionych graczy zupełnie nowej drużyny, aż naraził się na zarzuty, że nie rozumie, w jak wielkiej firmie pracuje.

Czy to oznacza, że szanse Lecha na zwycięstwo w środę maleją, nie wiadomo. Włosi sami nie wiedzą, czy rzeczywiście bardzo chcą wygrywać w LE, i nader chętnie wypróbowują tam rezerwowych. Mają powody - w Serie A w każdej kolejce o punkty trzeba bić się do ostatniej kropli potu.

Dowód mieliśmy w ten weekend. Punkty stracił nie tylko Juventus, ale i wszyscy pozostali zajmujący miejsca dające awans do Ligi Mistrzów. Milan jedynie zremisował w Genui z Sampdorią (bo tym razem gola nie strzelił Ibrahimović), Lazio nie pokonało u siebie Catanii, Napoli przegrało w Udine.

Dzięki temu triumfował ścigający czołówkę Inter. Choć obrońcy trofeum po raz pierwszy w sezonie musieli przetrwać bez jedynego niezawodnego snajpera (zdyskwalifikowanego na trzy kolejki Samuela Eto'o), to wbili Parmie aż pięć goli (więcej niż jednego nie wypocili w minionych dziewięciu kolejkach). Tuż po rozpoczęciu gry przegrywali, ale zagrali jak za czasów José Mourinho - napadli na rywali z pasją, jakby chcieli ich wszystkich wgnieść do bramki. Trener Rafael Benitez ocalony, w piątek wyjazd na szlagier z wiceliderem Lazio.

Inter znokautował Parmę  ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.