Świętokradztwo w Rzymie. Francesco Totti urażony

Uczucia religijne połowy miasta uraził trener Luciano Spalletti. Ośmielił się tknąć Francesco Tottiego. 40-latka, który nie umie pogodzić się z przemijaniem.

W niedzielę rano piłkarz usłyszał, że ma opuścić ośrodek treningowy i nie znajdzie się w kadrze na wieczorny mecz z Palermo, choć wcześniej trener zapowiadał, że wystąpi w podstawowym składzie. Spalletti zareagował na sobotni wybuch Tottiego, który przed kamerą publicznej telewizji RAI oskarżył zwierzchnika, że ten nie okazuje mu szacunku. W domyśle: nie daje mu grać. Relacje obu panów mają się ograniczać - to już dokładny cytat - do suchych "dzień dobry" oraz "do widzenia". Dlatego Totti zaszokował sugestią, że może zakończyć karierę gdzie indziej.

Bohatera dramatu moglibyśmy z niewielką przesadą tytułować rzymskim wcieleniem św. Franciszka. I nie sposób przedstawić go w jednym akapicie. Można rzucić konkretem: debiut w seniorach Romy w wieku 16 lat, 749 meczów, 300 strzelonych goli, opaska kapitana noszona od 1998 r. Można też przyrównać go do innej ikony: Alex Ferguson odszedł ze stanowiska trenera Manchesteru Utd. po 26 latach i sześciu miesiącach pracy, a Totti reprezentuje Romę - wliczając naukę w juniorach - od 26 lat i pięciu miesięcy.

Ale nagie fakty tu nie wystarczą. Nie wystarczy nawet profil sportowy, który byłby ucieleśnieniem wszechstronności - Totti to unikalny gracz ofensywny, snajper z kowadłem w stopie, a zarazem rozgrywający zdolny do podań subtelnych i wizjonerskich. Tu trzeba przewędrować Rzym, popodziwiać murale z jego wizerunkiem, docenić odrębność używanego przezeń lokalnego dialektu, posłuchać tubylców wspominających z przejęciem, jak ich idol odmawiał Realowi Madryt. Archetyp wrośniętego w klub, bezwarunkowo lojalnego wychowanka. Wywołującego tym większą wdzięczność fanów, że w przeciwieństwie do Paolo Maldiniego (cała kariera w Milanie) czy Javiera Zanettiego (prawie cała kariera w Interze) za wierność barwom słono płacił, zdobył ledwie jedno mistrzostwo kraju i nie miał szans na sukces w Lidze Mistrzów. Niektórzy zarzucali mu nawet brak ambicji.

Premier Włoch, pochodzący z Florencji Matteo Renzi, odmówił skomentowania afery, tłumacząc, że dla każdego, kto nie jest z krwi i kości rzymianinem, powinien to być temat tabu. A poprzedni szkoleniowiec stołecznej drużyny, Francuz Rudi Garc~a, twierdził, że Totti jest dla miasta większy niż papież. Spalletti również przyznaje, że na ścianach jego domu wisi "siedem lub osiem zdjęć kapitana". I że po ukaraniu piłkarza odebrał telefon od własnego syna, który nie umiał pojąć, jak ojciec mógł pokłócić się z Tottim.

Odkąd trener wrócił do Rzymu, w siedmiu meczach wpuścił legendę na boisko tylko dwukrotnie, i to z rezerwy. Ostatni raz wyglądał już wręcz na symboliczną przysługę dla zawodnika w fazie schyłku - w 1/8 finału LM wtruchtał on na boisko na kilka minut, gdy triumf Realu był przesądzony. Nagabywany przez dziennikarzy Spalletti mówił też kilkakrotnie, że "nie trenuje Tottiego, lecz Romę". Efekty ma zresztą znakomite, serię pięciu wygranych z rzędu podsumowało niedzielne 5:0 z Palermo.

Sytuacja jest tym bardziej pogmatwana, że podczas poprzedniego pobytu w Romie Spalletti zasłynął jako innowator - wystawiał skład z fałszywym napastnikiem (właśnie Tottim!), zanim w Barcelonie wpadł na to Pep Guardiola - ale potem, już jako szkoleniowiec Zenita St. Petersburg, żalił się, że przed opuszczeniem klubu nie dostał od rzymskiego kapitana należytego wsparcia. I choć kibice na stadionie wzięli teraz stronę piłkarza (zarzucają władzom klubu, że niszczą kolejny po zmodyfikowanym herbie symbol Romy), to mnóstwo ludzi futbolu wstawia się za trenerem.

Totti wielokrotnie obiecywał, że zestarzeje się z godnością. Nie będzie balastem dla klubu (budżetowo nie jest, zarabia 2,5 mln euro rocznie, czyli mniej od Wojciecha Szczęsnego), nie zamierza "robić z siebie na boisku głupca" jako gracz już niedołężny, pożegnanie wyobraża sobie jako doświadczenie nie tyle smutne, ile piękne. Zarazem jednak w tarapaty wpadali również poprzedni trenerzy, którzy nazbyt często osadzali go w rezerwie.

Nie oni pierwsi. Dopóki istnieją piłkarze, którzy mają prawo sami wybrać, kiedy skończą karierę lub przycupną w cieniu, dopóty kluby będą stawać się ich zakładnikami. Wystarczy przypomnieć sobie niedawne konanie Ikera Casillasa w Realu. Ostatnim sprawdzianem lojalności bywa gotowość do zaakceptowania upływu czasu - zwłaszcza dzisiaj, gdy futbol stoi dynamiką i szybkością. A Totti, który we wrześniu skończy 40 lat, rzucił niedawno, że pogra jeszcze dwa sezony. W feralnym wywiadzie dla RAI dodał, że na razie "w ogóle nie myślał o innej roli" (obecny kontrakt gwarantuje mu stanowisko w zarządzie klubu).

I raczej nie jest jeszcze skończony jako piłkarz. Gdy wrócił po długiej kontuzji w styczniowym meczu z Frosinone, natychmiast miał asystę przy golu Miralema Pjanicia, teraz znów uczestniczy w treningach. Pozostaje pytanie, jak zniesie nieuniknioną marginalizację w drużynie. I czy trener Spalletti będzie działał z adekwatną do powagi sytuacji delikatnością.

Zobacz wideo

Jesteś kozak? Poznasz po zdjęciu czy piłkarz strzelił karnego? [QUIZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.