W Realu niechciany, w Milanie legenda. Kaka odchodzi na dobre

Wielka historia miłosna dobiegła końca. Ricardo Kaka pożegnał się z Milanem. Robi to po raz drugi w swojej karierze, ale do Mediolanu już nie wróci - przynajmniej jako piłkarz. Od teraz będzie reprezentował barwy amerykańskiego Orlando City, skąd zostanie wypożyczony do brazylijskiego Sao Paulo.

Pięć lat. Tyle czasu minęło między jego pierwszym a drugim odejściem. Dużo, mało? Przez ten czas wiele się zmieniło. Milan opuszczał jako najdroższy zawodnik w historii futbolu, zdobywca Złotej Piłki sprzed kilkunastu miesięcy, gdy poprowadził "Rossoneri" do wygranej w Lidze Mistrzów.

Pięć lat. W tym czasie Kaka zawiódł w Realu Madryt. Nigdy nie uzasadnił swojej kwoty transferowej. Wydano na niego prawie 70 mln euro, więc oczekiwania były ogromne. Zagrał zaledwie w 120 spotkaniach we wszystkich rozgrywkach przez cztery sezony. Dziś najbardziej zapracowani piłkarze grają tyle samo w czasie dwóch lat.

I na niewiele zdało się 29 goli i 32 asysty, fakt, że bezpośredni udział przy bramce miał w co drugim meczu. Od takiego zawodnika oczekiwano znacznie więcej, śrubowania wyników na poziomie Cristiano Ronaldo, pobijania kolejnych rekordów.

Problemy z kolanem

W Madrycie nie był w stanie rozpędzić się przez kolejne kontuzje. A jak już grał to nie zachwycał. I nawet gdy zaliczył kilka dobrych występów i wydawało się, że to właśnie ten moment, gdy wszystko zacznie układać się lepiej, po jego myśli, doznawał kolejnej kontuzji. I tak w kółko.

Z perspektywy czasu jego sprzedaż przez Adriano Gallianiego można uznać za majstersztyk. Bo Kaka z urazami zaczął zmagać się już w swoim ostatnim sezonie w Milanie. Co znamienne, podczas trzech ostatnich sezonów spędzonych w Mediolanie ani razu nie wystąpił w więcej niż 31 spotkaniach ligowych.

Ale czy losy Milanu - klubu podupadającego, a może nawet upadłego - i Kaki potoczyłyby się inaczej, gdyby Galliani odrzucił astronomiczną ofertę Realu? Nie.

Problemy z kolanem oraz mijające lata zabrały mu jego największy atut - piorunujące przyspieszenie. W swoim najlepszym czasie gdy włączał tryb "turbo" z bardzo dobrego piłkarza przeistaczał się w genialnego.

Przez niego piłkarze Manchesteru United wpadali na siebie w półfinale Ligi Mistrzów i leżąc na ziemi patrzyli, jak pokonuje Edwina van der Sara na Old Trafford. W rewanżu również nękał ich niemiłosiernie, wynik otworzył na początku spotkania strzałem z lewej nogi sprzed pola karnego. W dwumeczu zdobył trzy gole, Milan wygrał 5:2 i kilkanaście dni później wygrał z Liverpoolem w Atenach 2:1. Kto posłał prostopadłą piłkę Filippo Inzaghiemu przy drugim golu? Tak, Kaka. W kolejnym sezonie mógł zostać jego podopiecznym, wszak "Pippo" został szkoleniowcem Milanu.

Trudna, ale słuszna decyzja

Ale upadek Kaki to niestety smutny los wielu piłkarzy opierających swoją grę na szybkości. Oni zazwyczaj wypalają się wcześniej, nie odkryli sekretu na długowieczność. Ich kariera na najwyższym poziomie trwa krócej niż innych zawodników, na przykład Andrei Pirlo. Pomocnik Juventusu w wieku 35 lat nadal prezentuje się znakomicie; a przynajmniej podobnie jak kilka lat temu.

Jego sprzedaż w 2009 roku był klasycznym konfliktem serca z rozumem. Serce kategorycznie domagało się odrzucania kolejnych propozycji. W końcu to Kaka, legenda klubu i jego przyszłość. Ale gdy na stole pojawiła się oferta w wysokości 100 mln funtów do głosu dochodził rozum. Przecież za takie pieniądze przebudować pół składu, spłacić długi. Serce pierwszą rundę wygrało, oferta Manchesteru City została odrzucona. Ale już pół roku później rozum zatriumfował przez nokaut. Kaka leciał do Madrytu.

Tak naprawdę nie naciskał na ten transfer. To Gallianiemu i spółce mocniej zależało na jego sprzedaży. Bo takich ofert się nie odrzuca, a Milan w końcu musiał zacząć się chociażby starać wyjść na prostą pod względem finansowym.

Długa saga transferowa

Ale gdy Adriano Galliani sprowadzał przed rokiem Kakę z powrotem do Milanu wyjawił, że już minutę po jego sprzedaży zastanawiał się, jak ściągnąć go z powrotem. Serce kontra rozum. Bo o powrocie Kaki do Milanu mówiono co najmniej od dwóch lat, jak nie więcej - zdawało się, że jeśli ma się odrodzić, to wyłącznie na San Siro. Kaka był entuzjastycznie nastawiony do pomysłu, mówił jak bardzo chciałby ponownie założyć czerwono-czarną koszulkę i jak wiele by za to oddał, ale gdy dochodziło do konkretnych rozmów, zawsze na przeszkodzie stawały pieniądze.

Real w końcu oddał go za darmo, byle tylko pozbyć się ciężaru zarabiającego 10 mln euro rocznie. Będący w nie najlepszej sytuacji finansowej Milan zdecydował się płacić mu połowę tej kwoty. To i tak budziło sprzeciw wielu kibiców. Ale Kaka podpisał kontrakt, numer 22 odzyskał swojego właściciela. Legenda powróciła, a nawet sceptycznie nastawieni do tego pomysłu fani dali się porwać tej euforii. Twitterowy hashtag #welcomehomekaka (witaj w domu Kaka) został użyty ponad 110 tysięcy razy jeszcze przed ponownym debiutem Brazylijczyka.

Zagrał wtedy z Torino. Milan zremisował 2:2, a Kaka nie zrobił na boisku niczego wartego uwagi, choć jedna z kamer śledziła wyłącznie jego grę. Zszedłjuż w 70. minucie i nie zagrał żadnego meczu przez kolejny miesiąc. Doznał kontuzji. Ale przez ten czas zdecydował się nie pobierać pensji. Gdy w końcu wrócił, miał już tylko jeden cel - pomóc Milanowi w osiągnięciu jak najlepszej pozycji i dostać powołanie od Luiza Felipe Scolariego na trwające obecnie mistrzostwa świata.

Starego, dobrego Kaki już nie ma

Ale czy widzieliście go na tym mundialu? Pewnie na trybunach. "Felipao" nie dał się zwieść magii nazwiska, bo tylko to pozostało z najlepszego zawodnika na świecie w 2007 roku. Jego powołania chciał chociażby Pele, ale nawet on nie wskazywał na jego umiejętności; twierdził iż będzie dobrym członkiem grupy, człowiekiem odpowiedzialnym za "robienie" atmosfery, mobilizującym młodszych piłkarzy.

Jego talent oczywiście nie uleciał bezpowrotnie. Miał przebłyski. Jego pierwsza bramka po powrocie z Lazio była niezwykłej urody. A na początku tego roku pokonał bramkarza Atalanty Bergamo, zdobywając w ten sposób setnego gola w barwach Milanu. W tym samym spotkaniu strzelił jeszcze jedną bramkę. Łącznie uzbierał ich dziewięć (siedem w lidze i dwie w Lidze Mistrzów), asystując pięciokrotnie w 37 meczach. 30. spotkanie po powrocie było jego 300. w barwach Milanu. Ale to były wyłącznie przebłyski - kibice "Rossoneri" będą woleli pamiętać te chwile, a nie słabe, bezproduktywne występy, gdy człapał po boisku. Takich było sporo.

W komunikacie na oficjalnej stronie Milanu napisano, że jego powrót był jak promień słońca na ponurym niebie. Ponurym, bo Milan zajął dopiero ósme miejsce w Serie A. Przez brak kwalifikacji do Ligi Mistrzów Kaka mógł rozwiązać kontrakt, choć oficjalnie stało się to za porozumieniem stron - po co psuć piękną historię miłosną, nawet jeśli nie zakończyła się najlepiej? Trwała ona nieprzerwanie od 2003 roku, bo kibice Milanu nigdy o nim nie zapomnieli - i on o nich też.

Nawet grając przez najbliższe pół roku w Sao Paulo, klubie, którego jest wychowankiem. Ale nawet gdy na stałe przeniesie się do amerykańskiego Orlando City, ciągle będzie "milanistą". Słynnego numeru 22 nie zamierza nosić. Jemu oraz jego kibicom ma się kojarzyć wyłącznie z latami spędzonymi w Mediolanie.

Mundial "Na linii bocznej", czyli najlepsze zdjęcia z Brazylii

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.