Serie A. Sensacyjne derby Italii. Juventus Stadium wzięty!

Odkąd Juventus Turyn przeniósł się na najnowocześniejszy obiekt we Włoszech, pozostawali niepokonani. Dopiero w sobotę ulegli Interowi 1:3. Gdyby nie ulegli, wybuchłby skandal. Znów

Podle było już tydzień temu, gdy sędzia słusznie uznał gola strzelonego Juve przez Catanię, by po chwili zmienić decyzję. Zdaniem gospodarzy - pod wpływem wściekłej perswazji rezerwowych z Turynu. Na tym się nie skończyło, ten sam arbiter zaliczył potem jeszcze zwycięską bramkę obrońcom tytułu. Też się pomylił.

"Byliśmy dziś świadkami śmierci piłki nożnej" - szalał po meczu prezes Catanii Antonino Pulvirenti. A jego rodacy, wciąż prześladowani wspomnieniem Calciopoli i wielu innych, niekiedy wciąż trwających afer korupcyjnych, znów rozdyskutowali się o uprzywilejowaniu potentatów. I nie pili wcale do specjalnego statusu Juve, karnie degradowanego przed kilkoma laty do Serie B - Milan oraz Napoli też korzystały w tamten weekend na sędziowskich pomyłkach. W Italii od dawna za emocje szarpie tzw. sudditanza psicologica, czyli psychologiczna "uległość" lub wręcz "niewolnictwo", a zatem uniwersalny problem mentalny dotykający wszystkich arbitrów, którzy mają sprzyjać faworytom podświadomie.

Sobotni wieczór też rozpoczął ich kardynalny błąd. Zanim minęło 20 sekund gry, liniowy przeoczył wyraźną pozycję spaloną Kwadwo Asamoaha, dzięki czemu gola dla gospodarzy strzelił Arturo Vidal.

Błąd spektakularnie ewidentny mógł zmienić się w rozstrzygający, bowiem Juventus dał się poznać jako drużyna wolno się rozpędzająca, wraz z upływem czasu coraz bardziej niebezpieczna, w końcówce zabójcza. Zwyciężanie nie przychodzi jej łatwo, ale znacznie trudniej ją pokonać - dowodem niech będzie rekordowa seria 10 kolejnych remisów w europejskich pucharach. Turyńczycy zwykle długo remisują lub wręcz przegrywają, by decydujące ciosy zadawać, gdy rywale słaniają się na nogach.

W Lidze Mistrzów za każdym razem pierwsi tracili gola. Wyrównującego Chelsea strzelili w 80., a duńskiemu Nordsjalland - 81. minucie. W Superpucharze Włoch rozbili Napoli w dogrywce. A w Serie A? W środowym meczu z Bologną zwycięską bramkę zdobyli w 92. minucie. Z Napoli zdobywali je w minutach 80. i 82., wcześniej utrzymywało się pozbawione jakichkolwiek zdarzeń 0:0. Sienę złamali jeszcze później, w 93. minucie...

Przygotowanie atletyczne pomagało im tyle razy, że w sobotę po błyskawicznym objęciu prowadzenia zdawali się znajdować w absolutnie błogim komforcie. Nie musieli już cierpieć przez całą wieczność w oczekiwaniu na gola, za rywali mieli drużynę lepiej czującą się w kontrataku.

A jednak piłkarze Interu - skrzywdzeni jeszcze łaskawością sędziego, który oszczędził czerwonej kartki Lichtsteinerowi - reagowali na trudności perfekcyjnie. Od początku chcieli decydować o kształcie widowiska, odebrali turyńczykom piłkę, grali odważnie i dojrzale. A także przebiegle taktycznie, na co znacząco wpłynęło m.in. oddelegowanie napastników do odcinania tlenu rozgrywającemu gospodarzy Andrei Pirlo. Nikt już nie pamięta, że sezon rozpoczęli mediolańczycy marnie jak sąsiad z San Siro Milan - oni zachowali rdzeń złożony z doświadczonych przywódców drużyny (Samuel, Zanetti, Cambiasso, Milito), podebrali lokalnym rywalom niebanalnego technika (przeżywający drugą młodość Cassano), otoczyli weteranów zawodnikami niekoniecznie młodymi, lecz niezdemoralizowanymi sukcesami (wysłany do walki z rezerwy Guarin był kluczowy dla końcowego wyniku podobnie jak Palacio). Młodziutki trener Andrea Stramaccioni miał w miarę bezboleśnie przeprowadzić klub przez czas zmian, ale Włosi coraz śmielej porównują go z wielkimi poprzednikami, włącznie z José Mourinho.

Włosi zaczynają też wierzyć, że ktoś się jednak zdoła broniącym tytułu turyńczykom przeciwstawić. Umarła seria 49 ligowych meczów bez porażki Juventusu, niech żyje seria dziewięciu z rzędu zwycięstw Interu. Dłuższą, ciągnącą się przez 13 kolejek, miał tylko trener Roberto Mancini - przed pięcioma laty, gdy wszelką poważną konkurencję skosiła mediolańczykom afera Calciopoli. Być może jednak najważniejszy sukces mediolańczyków polegał na unieważnieniu nietykalności stadionu Juve - jeśli presji wywieranej przez faworytów ulegają sędziowie, to przecież całkowicie odporni na nią nie mogą być piłkarze. "Sudditanza psicologica" dotyczy wszystkich.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.