Nocne życie Ronaldinho

Najlepszy piłkarz świata 2004 i 2005 roku nie znalazł się w składzie Barcelony na hitowy mecz z Sevillą. Oficjalnie z powodu kontuzji, ale prawdopodobnie to kara za niesportowy tryb życia.

Ronaldinho przestał być w Katalonii nietykalny. Pisząc o tym, że 48 godzin przed meczem z Osasuną (0:0) widziano go o czwartej nad ranem w znanym barze Barcelony, "La Vanguardia" ujawniła tak naprawdę tajemnicę poliszynela. W Pampelunie Ronaldinho został zmieniony po godzinie, wypadł słabiutko, tak jak cała drużyna. Z Lyonem w Lidze Mistrzów Barca wygrała 3:0, ale Frank Rijkaard ponownie zmienił Brazylijczyka i wtedy drużyna grała najlepiej. Znaleli się nawet na Camp Nou fani, którzy wygwizdali schodzącego Brazylijczyka, a przecież niedawno nosili go na rękach i uznawali za symbol klubu. Czarne chmury nad piłkarzem były coraz gęstsze...

W piątek Frank Rijkaard nie włączył go do kadry na Sevillę - oficjalnie podano, że z powodu kontuzji mięśnia w prawej nodze, ale wszyscy są pewni, że trener ukarał Brazylijczyka za niesportowy tryb życia. Dla nich właśnie nocne eskapady genialnego piłkarza są wytłumaczeniem jego słabej formy i kłopotów, jakie przeżywa Barca już drugi sezon.

Ale to jedna strona medalu. Druga? Niezwykła była reakcja Roberto de Asisa, brata i menedżera piłkarza. - Ronnie zawsze imprezował tyle samo i w klubie o tym wiedzieli. Dopóki Barca wygrywała, nikomu to jednak nie przeszkadzało - powiedział. Jeden z komentatorów barcelońskiego "Sportu" napisał, że Ronaldinho jest winien, ale jeszcze bardziej ludzie, którzy tuszowali jego wybryki: prezes Laporta, dyrektor Beguiristain i trener Rijkaard. Oni wiedzieli od dawna o nocnych eskapadach Brazylijczyka i nie reagowali. "Zamiast wyżywać się teraz na piłkarzu, trzeba go było zmusić do opamiętania. A gdy tego nie zrobił, można go było latem sprzedać. To, co się dzieje teraz wokół Brazylijczyka, to początek, a nie koniec kłopotów" - pisze "Sport".

Nie brakuje oskarżycieli, nie brakuje obrońców. Podczas meczu z Sevillą zdobywca dwóch goli Leo Messi wyrażał solidarność i wsparcie dla Ronaldinho, pokazując na palcach numer "10", z którym gra lider drużyny. Wiadomo, że Messi, tak samo jak inna wschodząca gwiazda klubu Giovani dos Santos są wpatrzeni w Ronaldinho jak w obrazek, wciąż traktując go jak swojego mistrza. Także Rijkaard i Laporta twierdzą, że kłopoty Ronaldinho są przejściowe i jeśli tylko będzie chciał, wróci na szczyt. W niedzielę Brazylijczyk jednak nie trenował, oficjalnie wciąż leczy uraz i nie wiadomo, czy zagra w środę w lidze przeciw Saragossie. W ankiecie "Marki" aż 56 proc. czytelników uważa, że Barcelona będzie grała lepiej bez Ronaldinho.

Jak rozwinie się cała sprawa? Być może zakończy się powrotem Brazylijczyka do formy i składu Barcelony, a być może w styczniu właściciel Milanu Silvio Berlusconi zrealizuje w końcu swoje marzenie, by mieć Ronaldinho u siebie. Gdyby Brazylijczyk był w formie, były premier Włoch zmuszony byłby pobić transferowy rekord świata. Ale nie jest.

Już latem w Europie spekulowano, że Ronaldinho będzie chciał wyjechać z Hiszpanii, bo kończy się jego podatkowy okres ochronny. Teraz od 23 mln euro, które zarabia, odda urzędowi skarbowemu aż 9 mln.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.