Primera Division. Napięcia w Barcelonie

Luis Enrique musiał zejść na ziemię szybciej, niż ktokolwiek przypuszczał. Bywa, że nerwy mu puszczają, a z klubu płyną komunikaty sprzeczne z logiką - pisze Dariusz Wołowski, dziennikarz Sport.pl i ?Wyborczej?. Barcelona zagra z Rayo Vallecano w sobotę o 20.30. Relacja na żywo w Sport.pl oraz w aplikacji Sport.pl LIVE!

Dzisiejszy mecz z Rayo jest kolejnym z cyklu bez Leo Messiego i Andresa Iniesty. Trener Barcelony zgubił szczęśliwą rękę do kontuzji. W ubiegłym sezonie dziennikarze sławili stosowany przez niego system rotacyjny. Opisywali, jak piłkarze trenują w specjalnych kamizelkach, stale monitoruje się poziom ich zmęczenia, by ci najbardziej narażeni na urazy natychmiast lądowali na ławce. Wydawać się mogło, że Enrique okiełznał tak niszczący dla drużyny żywioł jak kontuzje. Gdy piłkarze Barcy dobili do puentującego sezon finału Ligi Mistrzów w Berlinie, wszyscy byli zdrowi. Z Juventusem poradzili sobie śpiewająco, dokładając najważniejszy klejnot do potrójnej korony. Zaczęły się słodkie porównania Enrique do Pepa Guardioli, dywagowanie, czy obecna drużyna, bardziej wszechstronna, mniej monotonna w sposobach boiskowej narracji, nie jest czasem najlepszą w historii klubu z Katalonii?

Idylla z kontuzjami nie trwała długo. Dziś Enrique ma 16 zawodników nadających się do gry. Kiedy na początku sezonu pytano go o chłopaków z drugiej drużyny, powiedział: - Będę po nich sięgał tak często, że będziecie mieli tego po dziurki w nosie. Faktycznie druga drużyna, choć nie przeżywa okresu wzlotu (kilka miesięcy temu spadła do III ligi), jest systematycznie drenowana. Do pierwszego zespołu trafia z niej, kto żyw.

Już w ubiegłym sezonie trener Barcy pozwolił zadebiutować 7 chłopakom z rezerw. To zdecydowanie więcej niż jego poprzednicy Tata Martino i Tito Vilanova. Pod tym względem Enrique także przypomina Guardiolę, który przez cztery lata pracy z pierwszym zespołem wciągnął do niego aż 22 wychowanków.

Młodzi mogą być jednak tylko uzupełnieniem drużyny, trudno uznać ich za piłkarzy zdolnych unieść ciężar wymagań takiego klubu. Barca brnie w kłopoty, w lidze przegrała już dwa razy i choć traci zaledwie punkt do lidera Villarreal, kryzys widać po liczbie zdobytych i straconych goli. 12-9 to bilans słaby. Ci, którzy uważali, że winny jest niemiecki bramkarz Marc Andre Ter Stegen, szybko dostali odpowiedź. W przegranym spotkaniu na Ramon Sanchez Pizjuan w Sewilli, między słupki wrócił Claudio Bravo.

To wszystko zestresowało mocno Luisa Enrique. Na jednej z konferencji prasowych puścił w świat tajemniczy komunikat, że ma wrażenie, iż komuś zależy, by to wszystko, co zbudował, rozleciało się w drobny mak. Pewien dziennikarz z radia Catalunya, a więc prawdopodobnie życzliwy trenerowi, zbliżył się do niego po konferencji, by ustalić, co miał na myśli. - Co ty. Myślisz, że to jest Ulica Sezamkowa? Idź sobie - powiedział Enrique, a właściwie już prawie wrzasnął. I zniknął.

Nerwowa reakcja trenera nie była niczym odosobnionym. Po jednym z meczów pomocnik Sergio Busquets niezadowolony z pracy sędziego powiedział, że najwidoczniej komuś w Hiszpanii zależy, by tym razem tytuł zdobył kto inny. Narzekanie na arbitrów stało się w klubie z Camp Nou powszechne. Że nie dyktują karnych dla Barcy, że seryjnie popełniają krzywdzące obrońców trofeum błędy. Prasa w Madrycie ironizowała nawet, że klub z Katalonii wraca do "victimismo", czyli postrzegania siebie jako ofiary spisku. Lepiej gracze Barcy nauczyliby się po prostu wykorzystywać karne. W tym sezonie zmarnowali już trzy, a poza tym jedyną bramkę w ostatnim starciu z Sevillą Neymar zdobył właśnie z 11 metrów. Trudno więc mówić, że w meczach Barcy sędziowie hurtowo przymykają oczy na faule.

Rzeczowo wypowiedział się Luis Suarez. Urugwajczyk przyznał, że drużyna gra po prostu źle, nie ujawniając tej spójności z poprzedniego sezonu. - Gramy wolniej, bez zrozumienia, staliśmy się przewidywalni dla przeciwników.

Pod nieobecność Messiego i Iniesty, ciężar gry chce wziąć na siebie Neymar. Ale robi to jak ktoś owładnięty obsesją zastąpienia tego, co niepowtarzalne. Neymar powinien być Neymarem, gdy chce być Messim, nie pomaga drużynie. Zwrócił mu na to uwagę słynny rodak Juninho Pernambucano. Nie było w tym cienia złośliwości, raczej troska. "Jesteś wystarczająco dobry, by być sobą" - tak brzmiało jego przesłanie.

Nawet trio MSN zeszło więc na ziemię z obłoków. Niedawno naczelny wielbiciel Barcy Cesar Luis Menotti namawiał rodaków z River Plate, by pomyśleli realnie o tytule klubowych mistrzów świata. Jego zdaniem obecną Barcelonę może pokonać każdy rywal, bo nie dorasta ona do pięt tej wspaniałej drużynie stworzonej przez Guardiolę.

Barca pogrąża się w nostalgii za lepszymi czasami. Wybiega myślą do stycznia, gdy skończy się nałożony przez FIFA zakaz transferów. Klub chce się wzmocnić, Luis Enrique przyznał, że nad tym się pracuje, choć w końcówce roku zdarzy się jeszcze tak wiele. Trzeba wygrać grupę w Lidze Mistrzów, zdobyć klubowe mistrzostwo świata, dotrzymać kroku ligowym rywalom. Wszyscy czekają na Messiego, ale nikt nie odważy się wyznaczyć ścisłej daty powrotu Argentyńczyka. Po meczu z Las Palmas 26 września mówiło się o dwóch miesiącach przerwy.

Luis Enrique działa w warunkach podwyższonego stresu. Kolejne doniesienia, że Messi nie uniknie sądu za podatki, a najbardziej zawiłym transferem w historii (Neymara) zajmie się FIFA, nie robią już na nikim wrażenia. Niedawno zapytano trenera Barcy, czy wyczekuje momentu oddechu, czy widzi jakiś termin, do którego trzeba wytrwać. Odpowiedział, że pożegnał się z taką myślą. Że nie wierzy, by kiedykolwiek przyszła chwila choć trochę luźniejsza.

Cristiano Ronaldo dostał od Realu specjalną nagrodę, ale są kontrowersje [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.