FC Barcelona. Trzy drużyny w jednej

Czwartkowa gala w Monaco będzie hołdem dla klubu z Katalonii, który w dekadę wyleczył głęboki kompleks Pucharu Europy - pisze Dariusz Wołowski, dziennikarz Sport.pl

Leo Messi odbierze pewnie nagrodę dla gracza sezonu według UEFA. Rywalami są Luis Suarez i Cristiano Ronaldo, mimo wszystko ich szanse wydają się mniejsze. Gol Argentyńczyka w akcji, gdy wkręcił w ziemię Boatenga i przerzucił piłkę nad Neuerem w starciu z Bayernem, uznano za bramkę nr 1.

Marc-Andre ter Stegen dostał nagrodę za najlepszą paradę. Robert Lewandowski jeszcze raz "zaszkodził" Manuelowi Neuerowi, tak jak wtedy, gdy w głosowaniu kapitanów plebiscytu Złota Piłka 2014 na pierwszym miejscu umieścił Cristiano Ronaldo. Tym razem strzał Polaka w meczu Bayern - Barcelona w półfinale Champions League zdecydował, że bramkarz klubu z Katalonii (dzięki swojej interwencji) wyprzedził rodaka z Bayernu.

To wszystko rozważania bieżące - dotyczące ostatnich 12 miesięcy. Jeśli chodzi o przyszłość broniący tytułu Katalończycy mogą dostać w nagrodę od losu grupę śmierci: Barcelona, MC (lub MU), Roma, Wolfsburg. Ale może być znacznie łatwiej: Barca, Porto, Szachtar i Astana.

Hołd dla Barcelony ma jednak polegać na uhonorowaniu klubu za piąty w historii Puchar Europy. W klasyfikacji wszech czasów Katalończycy wskoczyli na podium, wyprzedza ich już tylko Real (10) i Milan (7). Barca dogoniła Bayern i Liverpool, czyli kluby, które były potęgami w najważniejszych klubowych rozgrywkach, zanim ona wygrała je po raz pierwszy w 1992 roku. Bawarczycy mieli wtedy trzy, "The Reds" cztery triumfy. Puchar Europy był wielkim kompleksem Barcelony, choć wygrywała nieistniejący już Puchar Zdobywców Pucharów i protoplastę Ligi Europejskiej - Puchar Miast Targowych.

Co to było za wydarzenie w całym regionie, gdy Dream Team po finale z Sampdorią przełamał klątwę trofeum dla mistrzów. Niezbyt dobrze wspominany dziś prezes Jose Luis Nunez, który klubem rządził aż 22 lata, wyznał: "Teraz mogę umrzeć w spokoju". Podczas specjalnej mszy w katedrze Puchar Europy stanął jako ofiara na ołtarzu patronki miasta z wyjaśnieniem, a właściwie przeprosinami, że czekała tak długo. Ambicje Katalończyków zawsze były gigantyczne, tymczasem do 1992 roku Barcelona nie miała podstaw, by swojemu największemu rywalowi patrzeć w oczy. Co prawda Real ostatnie trofeum zdobył w 1966, a mijało wtedy 26 lat. To był czas, gdy w rywalizacji klubowej Hiszpanów wyprzedzali Anglicy, Niemcy, Holendrzy i Włosi.

Trofeum przywiezione z Wembley było przełamaniem złej passy nie tylko Barcy, ale całej ligi hiszpańskiej, choć - jak wiemy - Katalończycy czują się obcymi we własnym kraju. Kiedy Real wygrywał Ligę Mistrzów w 1998 roku po finale z faworyzowanym Juventusem Zinedine'a Zidane'a, prasa komentowała, że kolos lat 50. zmartwychwstał po 32 latach. I natychmiast dodawała, że szczególnie bolesny dla "Królewskich" był właśnie 1992 rok, gdy w rozgrywkach, które uważali za swoje, musieli cierpieć triumf największego z rywali.

Gdyby rywalizację o Puchar Europy zredukować na chwilę do wyścigu Barcy i Realu, wypada przypomnieć, że to właśnie Katalończycy byli tymi, którzy w listopadzie 1960 roku przełamali ponad 5 lat hegemonii "Królewskich". Aż 16 wcześniejszych przeciwników Realu w tych rozgrywkach poległo - klub Santiago Bernabeu mógł zdawać się nie do pobicia. Pobiła go Barcelona, choć niektóre źródła twierdzą, że z dużą pomocą sędziów. Dla Katalończyków nie oznaczało to rozpoczęcia własnej ery - w finale przegrali z Benficą. Na następny czekali ćwierć wieku, by znowu przegrać ze Steauą Bukareszt, nie oddając ani jednego skutecznego strzału w rozstrzygającej serii jedenastek.

Można się było nabawić kompleksów. Dlatego triumf Dream Teamu był tak przełomowy, nie zmienił tego finał z 1994 roku z Aten przegrany z Milanem 0:4. Zbliżał się czas, gdy hiszpańskie kluby miały zdominować najważniejsze rozgrywki. Mimo iż na skutek wprowadzenia fazy grupowej: prestiż, skala trudności i stawka rozgrywek stale rosły.

Od 1998 roku Real i Barcelona wygrały Ligę Mistrzów po cztery razy. Katalończycy osiągnęli szczyt w ostatniej dekadzie. Kiedyś każdy zespół porównywano do Dream Teamu, dziś nie ma to najmniejszego sensu. Cztery ostatnie trofea zdobyło trzech trenerów: Frank Rijkaard, Pep Guardiola i Luis Enrique.

Trzy różne ery? A może ta sama, łączy je przecież nazwisko obecnego kapitana Andresa Iniesty. Grał we wszystkich czterech wygranych finałach, a przecież Leo Messi i Xavi Hernandez stracili ten z 2006 roku wyłącznie przez kontuzje. To trio geniuszy definiuje najlepszą drużynę XXI wieku.

Dziś zostało dwóch: Messi i Iniesta. Obaj polecieli do Monaco patrzeć, jak futbol europejski składa hołd ich klubowi.

Podyskutuj z autorem na jego blogu

Dla kogo oni grają. Gregory van der Wiel i Rose Bertram [KLIKNIJ]

Więcej o:
Copyright © Agora SA