Liga Europy. Monchi, cudotwórca z Sevilli

Na obietnicy sprowadzenia go do Barcelony zamierza oprzeć swoją kampanię prezydencką Augusti Benedito. Magazyn "FourFourTwo" nazywa go "Messim wśród dyrektorów sportowych". Czym na takie wyróżnienia zasłużył Ramón Rodriguez Verdejo - lepiej znany jako Monchi - czyli dyrektor sportowy Sevilli? Finał Ligi Europy Dnipro Dniepropietrowsk - Sevilla w środę o 20.45. Relacja na żywo na Sport.pl oraz w aplikacji Sport.pl LIVE!

Sevilla nie jest dla niego zwykłym klubem, kolejnym miejscem pracy. Jest z nią związany od 1988 roku, grał w niej jako bramkarz. Już po tym jak zakończył karierę w 2000 roku Sevilla spadła z ligi. Jej sytuacja nie należała do najlepszych. Klub był zadłużony, zaledwie pięć lat wcześniej został z tego powodu wyrzucony z pierwszej ligi (przywrócono go dopiero po protestach). Przez Sevillę w tym czasie przewinęło się aż jedenastu trenerów oraz sześciu prezydentów.

Tę stajnię Augiasza miał posprzątać Monchi. Powierzono mu rolę dyrektora sportowego. Postawiono przed nim jasne cele. Miał zająć się akademią klubową oraz rozbudową sieci skautingu. Czy udało mu się to? Niech przemówią za niego owoce jego pracy. W Sevilli pierwsze kroki stawiali tacy zawodnicy jak Sergio Ramos (sprzedany za 27 mln euro), Jose Antonio Reyes (ok. 25 mln), Jesus Navas (ok. 20 mln), Alberto Moreno (17 mln) czy Luis Alberto (ok. 10 mln). Ponad 700 skautów na całym świecie wypatrzyło takich zawodników jak Dani Alves, Julio Baptista, Adriano, Ivan Rakitić, Carlos Bacca, Alvaro Negredo, Luis Fabiano czy Grzegorz Krychowiak.

Monchi jako szef skautów ogląda tygodniowo 15-20 meczów, śledząc 20-25 piłkarzy. Dodatkowo czyta kilkadziesiąt innych raportów napisanych przez swoich współpracowników. Nie jest typem dyktatora. - Niektórzy zawodnicy przyszli do Sevilli, mimo że nie byłem w 100 procentach przekonany. Jeśli moi współpracownicy są pewni, to ja mogę im zaufać. Działamy demokratycznie - opowiada o swojej pracy. By wszystko przebiegało sprawnie, istnieje wzór, schemat odpowiedniego raportu. Każdy raport musi zawierać chociażby takie elementy jak ocena techniczno-taktyczno-fizyczna zawodnika, przybliżoną cenę oraz notatkę dotyczącą sytuacji osobistej zawodnika, jego charakter, środowisko, w jakim się obraca.

Od A do E

Przy każdym z takich punktów skaut musi ocenić go za pomocą jednej z liter - A, B, C, D lub E. A oznacza, że piłkarz powinien zostać pozyskany jak najszybciej. B to zawodnik, którym warto się zainteresować. C - należy go dalej obserwować. D - unikać. E - taki piłkarz "powinien pójść na studia" zdaniem Monchiego. I tak na temat Grzegorza Krychowiaka napisano dwanaście różnych raportów. Za każdym razem miał głównie A i B. Sevilla obserwowała go od trzech lat.

Każde potencjalne wzmocnienie jest oglądane co najmniej dwanaście razy przez przynajmniej siedem, osiem osób. Wszystkich szesnastu współpracowników Monchiego obserwuje po kilka lig europejskich, gdzie co miesiąc tworzone są najlepsze jedenastki. Na początku każdego roku listy są okrajane do 120 najciekawszych nazwisk.

Sofa, nie lampa

Monchi ściśle współpracuje z trenerami i dowiaduje się od nich, jakich piłkarzy by chcieli w swoim zespole. W Sevilli nie powinno dochodzić do takich sytuacji jak kilkanaście lat temu w Valencii, gdy Rafael Benitez odszedł, bo "chciał sofę, a kupiono mu lampę". To dyrektor ma służyć trenerowi. - Szkoleniowiec mówi nam, kogo chce, podaje profil piłkarza. Na przykład bardzo szybkiego lewego obrońcę z dobrą techniką. Ruszamy na poszukiwania. W ten sposób znaleźliśmy Benoit Tremoulinasa. Zazwyczaj trener nie podaje nam konkretnych nazwisk. Mam gotowe listy piłkarzy pasujących do konkretnych profili.

Dzięki transferom Monchiego Sevilla się odrodziła. W 2006 roku sięgnęła po Puchar UEFA, wygrywając pierwsze trofeum po 56 latach. Rok później ponownie wygrała te rozgrywki. Już w środę będzie bronić pucharu Ligi Europy. Sevilla w XXI wieku wygrała dodatkowo dwa razy Puchar Króla oraz Superpuchary UEFA i Hiszpanii.

Kosztowne wpadki

Ale nie wszystko Monchiemu zawsze wychodziło. Zwłaszcza ciężkie były lata 2010-13. Przez klub przewinęło się w tym czasie pięciu trenerów, na czym cierpiał zespół. Zajmował w Primera Division piąte oraz dwa dziewiąte miejsca z rzędu. Monchi nie zdołał odpowiednio przebudować zespołu po odejściu Frederica Kanoute czy Luisa Fabiano. Najpoważniejszą wpadką transferową okazał się Arouna Kone. Sprowadzono go za 12 mln euro (drugi najdroższy transfer w historii), a w trzy sezony zdobył zaledwie dwie bramki. Takich wpadek było więcej - wystarczy przypomnieć Lautaro Acostę, Abdoulaye Konko, Romaricia czy Aquivaldo Mosquerę. Monchi podał się nawet do dymisji, ale nie przyjęły jej władze klubu.

Postąpiły bardzo dobrze. Tylko w ostatnich dwóch sezonach Monchi ze swoim sztabem zdołał wypatrzeć takich zawodników jak Vitolo, Aleix Vidal (obaj powoływani do reprezentacji Hiszpanii), Bacca, Gameiro czy Krychowiak. Stephane Mbia przyszedł za darmo z QPR, to on w zeszłym roku strzelił gola w 94. minucie półfinału Ligi Europy z Valencią na wagę awansu. Ivana Rakiticia Monchi wypatrzył w 2011 roku i pozyskał za marne 2,5 mln euro - Chorwatowi pół roku później kończył się kontrakt. Sprzedany został do Barcelony za prawie dziesięć razy więcej pieniędzy.

Bez wytchnienia

Właśnie to sprawia, że Monchi cały czas ma nawał pracy. Jeśli jego transfer okaże się sukcesem, to za sezon, dwa, trzy odejdzie i trzeba będzie go zastąpić kimś innym. Przed tym sezonem z klubu odeszło aż 14 piłkarzy (w tym Rakitić, Fazio czy Moreno), w ich miejsce przyszło 11. Takie zmiany okazałyby się dla wielu klubów zabójcze, ale w Sevilli ten proces był bezbolesny. Ekipa Unaia Emery'ego wygląda, jakby grała w takim samym składzie od paru lat. W miejsce Rakiticia nie kupowano podobnego do niego zawodnika. Uznano, że to nie ma sensu, że lepiej postawić na silniejszy i bardziej dynamiczny środek pola, na kolejnego walczaka. Dlatego zdecydowano się na Krychowiaka.

Ulubionym kierunkiem Monchiego jest francuska Ligue 1. Bo tamtejsi piłkarze nie są tak drodzy jak inni i są znakomicie przygotowani pod względem fizycznym oraz waleczni - jak Krychowiak.

Anglia bogatsza, ale...

W zeszłym roku Monchi spędził ok. sześciu miesięcy w Londynie, ucząc się angielskiego po sześć godzin dziennie i obserwując jak działają kluby Premier League. Trochę im zazdrości. - Anglicy są lata świetlne przed nami w kwestii marketingu, organizacji spotkań, zapewnieniu piłkarzom komfortu... W niektórych klubach tylko tym zajmuje się pięciu różnych ludzi. To szalone. Są pracownicy specjalizujący się w poszukiwaniach domów oraz szkół dla nowych piłkarzy i ich dzieci.

Ale ich sposób scoutingu uważa za mniej logiczny. Choć zbierają oni znacznie więcej informacji, są mniej efektywni. Jego zdaniem prezesi oraz trenerzy mają zbyt wiele do powiedzenia przy transferach. W Hiszpanii trener zajmuje się trenowaniem, dyrektor sportowy znajdowaniem odpowiednich piłkarzy, natomiast władze wyłącznie przeprowadzeniem operacji.

Z tego względu to Hiszpania może pochwalić się jego zdaniem najlepszym scoutingiem. Muszą w niego inwestować, bo inaczej nie byliby w stanie konkurować z innymi. - Nie mamy takich środków, by pozyskać Iniestę, Ronaldo czy Messiego. Szukamy więc piłkarzy "średnio znanych", by pokazali się właśnie w Sevilli - mówi Monchi. Z tego względu Sevilla pozyskuje takich piłkarzy jak Baba (Maritimo), Raul Rusescu (Steaua Bukareszt) czy Bacca (Club Brugge). Dwóch pierwszych nie sprawdziło się w Sevilli, ale doskonale pokazują kierunki, w których Monchi szuka przyszłych gwiazd. To europejskie ligi drugiego sortu - Portugalia, Rumunia, Belgia - gdzie można znaleźć utalentowanych graczy za mniejsze pieniądze. Kiedyś mistrzem wynajdywania piłkarzy był Olympique Lyon, jednak Francuzi musieli po kilku latach ciąć wydatki. Potem w podobnych transferach specjalizowało się Porto. Sevilla wypracowała jednak swój własny model działania i Monchi nie uważa, by jakiekolwiek porównania były adekwatne.

Transfer idealny

- Gdy znaleźliśmy Daniego Alvesa podczas mistrzostw świata do lat 20 w 2003 roku w całym departamencie było nas tylko dwóch, na mundial pojechała jedna osoba. Ostatnie MŚ U-20 obserwowali za to skauci z ponad 60 klubów. To nowa rzeczywistość. Jakikolwiek profesjonalny klub może uzyskać dostęp do meczów z Kazachstanu, Czech czy Ekwadoru - opowiada Monchi. Alves to prawdopodobnie jego największy sukces. Przyszedł za mniej niż milion euro, został sprzedany do Barcelony za ponad 30 mln. W 2004 roku wypatrzył w Feyenoordzie Robina van Persiego. Poleciał do Rotterdamu, by sfinalizować umowę, ale nie udało się jej utrzymać w tajemnicy. Wtedy do gry wkroczył Arsenal, który mógł zaoferować większe pieniądze.

Zobacz wideo

Krychowiak jednym z dziesięciu? Polscy piłkarze z europejskimi pucharami

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.