Primera Division. Przeznaczenie Ancelottiego

"La Decima" i trzy inne trofea w 2014 roku. Wsparcie piłkarzy z Ronaldo na czele i kibiców. Wszystko to może nie wystarczyć Carlo Ancelottiemu. W poniedziałek ma zdecydować się los trenera Realu. A może już został rozstrzygnięty?

Dyskutuj z autorem na jego blogu "W polu karnym"

Wiele wskazuje na to, że Ancelotti zniknie przynajmniej na rok z ławki trenerskiej. Niedawno powiedział, że albo zostanie w Madrycie, albo zrobi sobie przerwę. Trener, który trzy razy wygrywał Ligę Mistrzów, zżył się z Realem i swoimi piłkarzami. Jesienią mówił, że ma najłatwiejszą robotę pod słońcem z racji klasy i profesjonalizmu swoich zawodników. Po konwulsyjnej erze Jose Mourinho, który wzniecał pożar za pożarem, zbawienny spokój Włocha podziałał na piłkarzy jak balsam, zasypując w szatni wszelkie podziały i różnice. W pewnej chwili królewska drużyna działała nawet jak automat do wygrywania. Być może seria 22 kolejnych triumfów zdarzyła się na zbyt wczesnym etapie sezonu?

Włoch chciał, by piłkarze podstawowej jedenastki działali odruchowo. Jedenastka z Casillasem, Carvajalem, Pepe, Ramosem, Marcelo, Modriciem, Kroosem, Jamesem, Bale, Benzemą i Ronaldo jest być może najsilniejszą, jaką kiedykolwiek zgromadzono w klubie z Bernabeu. Wszystko rozbiło się jednak o ten zbytni upór trenera, by jak najczęściej grali razem. Kontuzje, zmęczenie wzięły górę - w rewanżu z Juventusem, gdy można było jeszcze ratować sezon, piłkarze Realu bez kontuzjowanego Modricia powłóczyli nogami. Drużyna Ancelottiego nie była pierwszą ani jedyną, która nie dała rady rozłożyć sił na 10 miesięcy. Triumfator Ligi Mistrzów jesienią gra o trofea, podczas gdy jego najwięksi rywale poszukują dobrej pozycji do wiosennego finiszu. Może dlatego tak trudno obronić tytuł najlepszej drużyny Europy, który na starcie rozgrywek, w odległych latach 50., Real zdobył pięć razy z rzędu.

Ancelotti z pewnością popełnił błędy. W wielu innych klubach nie byłoby nawet mowy o jego zwolnieniu. Czy Florentino Perez jeszcze raz okaże się prezesem chorobliwie chimerycznym, którego niepohamowany gniew rozpala pierwsze niepowodzenie?

Piłkarze nie mają problemu z Ancelottim. Cristiano Ronaldo umieścił na Twitterze zdjęcie z trenerem i podpisem: "Wielki szkoleniowiec i wspaniały człowiek, mam nadzieję, że będziemy mogli pracować razem w przyszłym sezonie". Perez jest, zdaje się, innego zdania, choć jako prezes wybierany musi liczyć się ze zdaniem wyborców. A ci z nich, którzy przyszli na ostatni mecz sezonu z Getafe, bili brawo, gdy spiker wyczytywał nazwisko włoskiego szkoleniowca.

Zdumiewające było może to, że w 57. minucie Ancelotti zastąpił Ronaldo Odegaardem. Portugalczyk ustrzelił już hat tricka, ale w tym szalonym pojedynku miał szansę zdobyć jeszcze dwa gole, by chociaż wyrównać historyczny rekord ligi Leo Messiego (50 bramek w sezonie 2011-2012). Najwyraźniej na tym osiągnięciu nikomu w Realu nie zależało. Są ważniejsze sprawy na rzeczy. Zostawić czy też odprawić pierwszego trenera od czasów Vicente del Bosque, który w królewskiej szatni zaprowadził spokój?

Ancelotti mówił kiedyś, że po tylu meczach nabrał dystansu do gry polegającej na kopaniu piłki. Dziś siada na ławce, by delektować się futbolem, a nie obgryzać sobie palce do kości. Zwolnienie z Realu też pewnie przyjmie spokojnie, powtarzając wszystkim frazes: "Taka jest piłka". Dała mu w życiu już tyle, że jedną, nawet bolesną stratę może wpuścić w koszty, nie robiąc z niej dramatu. Nic tu nie da przypominanie, że po odejściu Del Bosque Real czekał na Puchar Europy 11 lat. Jowialny, cichy, skromny trener to nie jest ideał Florentino Pereza. Więcej szacunku prezes ma dla takich jak Mourinho, którzy zaraz po porannym myciu zębów przypominają wszystkim dookoła, kto tu jest geniuszem.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.