Strajk w Primera Division. Dwie ostatnie kolejki odwołane? Wielka draka w Hiszpanii

W piłkę grają najlepiej na świecie, ale organizacyjnie przypominają kraje trzeciego świata. W proteście przeciwko decyzjom rządu piłkarska federacja chce odwołać dwie ostatnie kolejki ligowe i finał Pucharu Króla. Ma wsparcie Leo Messiego.

Jest czterech bohaterów tego dramatu.

1| Hiszpański rząd. Kilka dni temu uchwalił dekret, który obliguje kluby do wspólnego handlowania prawami telewizyjnymi. W Anglii, Francji czy Niemczech jest tak od lat, w Hiszpanii dotąd każdy sprzedawał je samodzielnie. Efekt był taki, że z wartego 650 mln euro tortu 280 mln zagarniały Real i Barcelona. Ubiegłoroczny mistrz - Atlético - dostał tylko 42 mln, a Almer~a - ostatnia drużyna, która się utrzymała - tylko 18 mln.

2| Liga de F tbol Profesional (LFP). Władze ligi hiszpańskiej od dawna naciskały na rząd, by uchwalił nowe prawo, i groziły strajkiem. Same kluby nigdy by się nie dogadały, Real i Barcelona obawiały się bowiem, że po zamianach zarobią mniej i nie zachowają statusu najbogatszych na świecie. - Jeśli nic się nie zmieni, za kilka lat Primera División spadnie na piąte albo szóste miejsce w Europie - ostrzegał szef LFP Javier Tebas. Naciskał na rząd, bo się bał, że konkurencja z Wysp Brytyjskich wydrenuje drużyny średnie i słabe. Premier League sprzedała bowiem niedawno prawa do transmisji na trzy lata za 10,7 mld euro. Tebas liczył na to, że dzięki centralizacji telewizje zapłacą lidze hiszpańskiej więcej niż obecnie. Co za tym idzie, najlepsi wiele by nie stracili, a pozostali stanęliby na nogi i łatwiej byłoby im się bronić przed bogaczami z Wysp.

Z dekretu, który ma obowiązywać od sezonu 2016/17, władze ligi były zadowolone, bo dzięki niemu najlepsza drużyna w lidze dostanie tylko 3,5 razy więcej pieniędzy od ostatniej.

3| Real Federación Espa~nola de F tbol (RFEF). Hiszpańska federacja, która ogłosiła, że dekret jest "brakiem szacunku ze strony rządu". Działacze mają pretensje, że władze zignorowały ich przy pisaniu nowego prawa, chcieliby też dostać więcej niż 4,5 proc. wpływów z praw do transmisji, które zapisano w dekrecie. Dlatego ogłosili, że 16 maja zacznie się strajk, nie odbędą się dwie ostatnie kolejki ligowe oraz finał Pucharu Króla Barcelona - Athletic Bilbao (30 maja na Camp Nou). Trzy kolejki przed końcem Barcelona prowadzi w lidze i ma dwa punkty przewagi nad Realem. To najbardziej pasjonujący finisz w czołowych ligach europejskich.

4| Asociación de Futbolistas Espa~noles (AFE). Związek zawodowy piłkarzy również nie jest zadowolony z dekretu. Argumentuje, że zaproponowany przez rząd podział zysków tylko powiększy przepaść między zarobkami piłkarzy pierwszo- i drugoligowych. Według nowych reguł aż 90 proc. wpływów z praw dostaną kluby Primera División, pozostałe 10 trafi do zespołów II ligi. AFE chciałoby takich zasad jak we Francji, gdzie kluby Ligue 1 dostają tylko 65 proc. wpływów. AFE oburzyło się też, bo nie dostanie ani eurocenta z praw do transmisji. 1 procent rząd chce natomiast przeznaczyć na "inne sporty". - Kluby skorzystają na nowych regulacjach, to nie jest do końca złe prawo, ale mogłoby być lepsze. Dlatego wspieramy AFE - powiedział Xabi Alonso, hiszpański pomocnik Bayernu Monachium. - Popieramy wszystko, co mówi związek - ogłosił Leo Messi.

Po jednej stronie stoją zatem rząd i władze ligi, a po drugiej - związek piłkarzy oraz federacja. LFP zapowiedziała wczoraj, że zaskarży decyzje RFEF. Jej zdaniem ta organizacja nie ma prawa, by zawiesić rozgrywki. - Strajk jest niezrozumiały. To, co robi szef federacji Ángel Mar~a Villar, jest obrazą dla hiszpańskiej demokracji i prawa. Dla niektórych ego jest ważniejsze od odpowiedzialności za urząd, który sprawują - powiedział twórca dekretu Miguel Cardenal.

Obok pieniędzy stawką w tej drace jest bowiem władza. Villar szefuje hiszpańskiemu futbolowi od 1988 r., jest jednym z popleczników szefa FIFA Seppa Blattera i wiceprezesem światowej federacji. Przyzwyczaił się, że hiszpańską piłką rządzi sam. - Uważa, że futbol jest państwem, które ma jednego króla: Villara. Powody ogłoszenia strajku są niejasne, tak naprawdę chodzi mu o to, by pokazać, kto tutaj jest szefem - pisze "Marca".

Zdaniem dziennika "As" do strajku jednak nie dojdzie, a jedynym efektem będzie to, że ucierpi wizerunek ligi hiszpańskiej, a co za tym idzie - cena za prawa do transmisji spadnie. "Hiszpański futbol. Grają geniusze, zarządzają idioci" - napisał w środę na Twitterze Sid Lowe, hiszpański korespondent "Guardiana".

Więcej o:
Copyright © Agora SA