Primera Division. Wołowski: Ronaldo zaczął traktować boiskowe poczynania Bale'a z wielką irytacją

Interpretacją mowy ciała Cristiano Ronaldo zajmują się niemal wszystkie media w Hiszpanii. I niemal wszystkie drogi prowadzą do Garetha Bale'a - pisze na swoim blogu Dariusz Wołowski z ?Gazety Wyborczej? i Sport.pl.

Problem numeru 1 i numeru 2 w Realu Madryt nie powinien się zacząć. Hierarchia była tak jasna i oczywista, że Bale'owi nie pozostało nic innego, niż tylko aspirować do miana ucznia swojego mistrza. Przy prezentacji na Santiago Bernabeu zachowywał się tak jak Neymar przybywający na Camp Nou ("przybywam umocnić pozycję Messiego"): Walijczyk powtarzał z uporem, że Ronaldo jest najlepszy na świecie, a on jest tu tylko po to, by tę "najlepszość" uczynić jeszcze widoczniejszą.

W pierwszym sezonie sprawy miały się znakomicie. Gol Bale'a dał Realowi Puchar Króla, pierwsze trofeum w erze Carla Ancelottiego. Ronaldo w finale z Barceloną nie grał, ale Walijczyk dotrzymał słowa danego kibicom.

Tego samego dokonał w maju w Lizbonie, zdobywając w dogrywce bramkę na 2:1 w starciu z Atletico. Real grał najważniejszy mecz w erze Ronaldo, najważniejszy od 12 lat, gdy galaktyczni zdobyli dla niego dziewiąty Puchar Europy. "La Decima", a potem inne honory, włącznie ze Złotą Piłką za 2014 rok zostały złożone do stóp Portugalczyka, współczesnego symbolu klubu. Bale wyrastał na bohatera, ale co najwyżej z numerem 2.

Trudno powiedzieć, kiedy to się zaczęło, ale od jakiegoś czasu Ronaldo zaczął traktować boiskowe poczynania Walijczyka z wielką irytacją. Nie starał się być jak Leo Messi przyjmujący hołdy Neymara i odwzajemniający się komplementem, że Brazylijczyk zajmie kiedyś jego miejsce. Ulubionym zajęciem operatorów kamer na początku 2015 roku stało się wyławianie chwil, w których Ronaldo przeklina, krzyczy lub wymachuje rękami, dając jasno do zrozumienia, że Bale (a może jeszcze coś innego?) doprowadza go do szału. Po meczu z Schalke, gdzie Ronaldo wbił dwie bramki, zszedł do szatni, oznajmiając, że postanowił milczeć do końca sezonu.

Bale jest ulubionym piłkarzem Florentina Pereza. Prezes dał za niego 91 mln euro i nie wyobraża sobie oglądania Walijczyka na ławce. To samo było z Karimem Benzemą, w przypadku którego upór prezesa się opłacił. O ile jednak z Francuzem Ronaldo odnalazł nić porozumienia, o tyle z Walijczykiem nie może.

Ile w tym wszystkim faktów, a ile dziennikarskich fantazji? Sergio Ramos po niedzielnym meczu z Levante nie mógł twierdzić, że nie dostrzega frustracji największej gwiazdy. Tłumaczył jednak, że Ronaldo wścieka się na siebie, bo taki ktoś jak on, kto przywykł do zdobywania 60 goli w sezonie, kiedy zdobywa 40, uważa to niemal za sportowy upadek. Być może wybujałe gesty Portugalczyka faktycznie dotyczą bardziej jego samego niż kolegów z zespołu, ale musi wziąć pod uwagę, że ich interpretatorzy dostrzegają co innego.

Był moment, gdy kibice z Santiago Bernabeu zaczęli patrzeć na Bale'a krzywo, były gwizdy, ironia, a to wszystko, chcąc lub nie, podkręcał największy boiskowy idol. Nikt by się tym nie zajmował, gdyby rok 2015 był dla Realu spacerkiem po kolejne trofea, ale drużyna ma kłopoty, spuściła z wysokiego tonu, więc w Madrycie nerwowo poszukuje się przyczyn. Jedną z nich mógłby być rozpad chemii trio BBC. Jeśli Bale faktycznie znalazł się w nawiasie między Ronaldo i Benzemą, to scenariusze dla "Białych" są co najwyżej szare.

RREAL47: Real Madryt - koszulka Adidas

w okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.