Czy na meczach charytatywnych Messiego prano brudne pieniądze? Lewandowski miał ofertę

Robertowi Lewandowskiemu proponowano 250 tys. dolarów za udział w dwóch meczach charytatywnych na rzecz fundacji Leo Messiego - poinformował niemiecki magazyn ?Der Spiegel?. W sprawie tych spotkań toczy się śledztwo w Hiszpanii. Organizatorów podejrzewa się o oszustwa podatkowe oraz pranie brudnych pieniędzy.

Pierwszą propozycję Lewandowski dostał mailem 15 marca 2013 roku. Zaproponowano mu wzięcie udziału w spotkaniach "Messi i przyjaciele kontra reszta świata" w Los Angeles (ten mecz odwołano) oraz w Chicago. Zaoferowano mu dwa bilety w klasie biznesowej, pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu oraz pieniądze. By dodatkowo go zachęcić, przekazano mu nazwiska innych piłkarzy, jacy mieli wziąć udział - m.in. Sergio Aguero, Didier Drogba, Zlatan Ibrahimović, Cesc Fabregas czy Antonio Cassano.

O tym, że chodzi o 30 tys. dolarów, Lewandowski dowiedział się z maila wysłanego 31 marca. Połowa miała zostać zapłacona 10 czerwca, natomiast druga część na 10 dni przed meczem. Przedstawiciele Polaka jednak odmówili wzięcia udziału w tej imprezie.

Kuszenie Polaka

Maik Barthel, reprezentant Lewandowskiego, potwierdził informacje "Spiegla" o tych mailach. 10 czerwca złożona została kolejna oferta. Barthel odebrał wtedy kilka telefonów od Imagen Deportiva, firmy organizującej wspomniane mecze. Stawkę podbijano - najpierw do 90 tys., później do 110 tys., aż w końcu do 250 tys. dolarów. Mimo to Polaka nie udało się skusić.

Barthel tłumaczył, że cała ta sprawa wydawała mu się podejrzana i nie chciał mieć z tym nic do czynienia. Organizatorom zależało na obecności Lewandowskiego, gdyż Polak było wówczas "na topie". Zaledwie kilka tygodni wcześniej strzelił cztery gole w meczu z Realem Madryt w półfinale Ligi Mistrzów.

Oczywiście za występy w takich meczach nie powinno się płacić, by jak najwięcej pieniędzy trafiło na szczytny cel. Praktyką jest zwrot kosztów za przelot oraz zakwaterowanie.

Hiszpanie tropią

Śledztwo w sprawie wspomnianych charytatywnych spotkań Messiego jest prowadzone od ponad roku przez specjalną jednostkę hiszpańskiej Straży Obywatelskiej. Od jakiegoś czasu Hiszpanie bardzo surowo podchodzą do wszelkiego rodzaju oszustw, zwłaszcza podatkowych. Wystarczy przypomnieć, że w zeszłym roku Leo Messi wpłacił na konto hiszpańskiego urzędu skarbowego 53 miliony euro po tym, jak odkryto jego przekręty podatkowe.

Za centralną postać całej operacji uważany jest Guillermo Marin. To argentyński biznesmen oraz przyjaciel Jorge Messiego - ojca Leo - oraz prawnik piłkarza. Specjalizuje się w organizacji różnych wydarzeń, czasem osobliwych - takich jak pojedynek Usaina Bolta z... autobusem miejskim na 80 metrów w centrum Buenos Aires (Bolt wygrał).

Narkotyki w tle

Trochę światła na tę sprawę rzuca również artykuł ze strony "Insight Crime" z czerwca zeszłego roku. To projekt zrzeszający dziennikarzy śledczych - działających non profit - tropiących zorganizowaną przestępczość w krajach Ameryki Łacińskiej. Otóż w 2012 roku zorganizowane zostało spotkanie charytatywne firmowane nazwiskiem Messiego w Kolumbii. Według śledczych najdroższe bilety zostały kupione za "brudne" pieniądze z handlu narkotykami. Następnie organizatorzy wpuścili na te miejsca kibiców za darmo, by zwiększyć widownię. Pieniądze miały potem trafić ponownie do handlarzy narkotykami przez firmę organizującą ten mecz, czyli Total Conciertos.

Co ciekawe, została ona założona dopiero na dwa miesiące przed imprezą z kapitałem zakładowym w wysokości 250 tys. dolarów. Zatrudniała wówczas pięciu pracowników i nie miała żadnego doświadczenia w organizacji wydarzeń sportowych. Właściciel Total Conciertos, Andres Barco, został skazany za oszustwo w 2008 roku. Trwa również pięć śledztw - jest podejrzany o kolejne oszustwo, kradzież oraz fałszowanie dokumentów. Partner Barco, Harigsson Gonzalez - podejrzewany również o oszustwa - powiedział już 20 grudnia 2013 roku w wywiadzie dla "El Espectador", że mecze Messiego "nie były charytatywne, tylko czysto komercyjne".

Z dwóch pierwszych spotkań charytatywnych 1,3 mln dolarów trafiło na konta w Curacao (terytorium zależne Holandii), małej wyspy na Karaibach (150 tys. ludności). To raj podatkowy. Według informacji "Spiegla" "żadna z przesłuchanych osób nie powiedziała całej prawdy w tej sprawie". Zarówno Marin, jak i inni przedstawiciele Messiego nie skomentowali tej sprawy.

- Czy Lionel Messi, człowiek zarabiający 40 mln euro rocznie, jeden z najlepiej opłacanych sportowców na świecie, mógł rzeczywiście być tak cyniczny i organizować mecze pod własnym nazwiskiem na cele charytatywne, by tak naprawdę pomagać w oszustwach? - pyta "Spiegel" na końcu artykułu.

Futbolowe prace serbskiej graficzki. Jest Robert "Maszyna" Lewandowski [PLAKATY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.