Puchar Króla. Torres i wielkie derby z Barceloną w tle

Derby Madrytu stały się jednym z najgorętszych towarów na rynku piłkarskim. Dodatkowym magnesem w środowym starciu na Vicente Calderon będzie występ Fernando Torresa. Początek meczu Atletico z Realem o 21. Relacja na żywo na Sport.pl.

Spece od marketingu sportowego mają kolejny temat do analiz. Prezentacja Torresa zgromadziła na stadionie Atletico 45 tys. ludzi, nigdy wcześniej żaden hiszpański piłkarz nie doczekał się tak tłumnego powitania. Powrót do domu śledziły dzieci, które w chwili transferu idola do Liverpoolu - 6,5 roku temu - mogły co najwyżej przyjeżdżać na stadion w wózkach. W klubowym sklepie na Vicente Calderon koszulki z numerem 19 na plecach i napisem "F. Torres" stały się najgorętszym towarem. W niedzielę po prezentacji sprzedawano je z prędkością 222 sztuki na godzinę. Do 19, kiedy sklepy zamykano, ponad 2 tys. fanów klubu mogło z dumą nosić ten wymarzony kolor i numer. Trudno przypomnieć sobie równie spektakularny powrót piłkarza do korzeni.

Diego Simeone nie robił z tego tajemnicy. Tak, w środowym meczu z Realem Madryt w 1/8 finału Pucharu Króla Torres wyjdzie w podstawowej jedenastce. Nikt nie chce pamiętać mąk, które przeżywał w Chelsea, albo tego, że przez ostatnie pół roku nie potrafił przebić się do składu w słabym Milanie. Tym samym, który 10 miesięcy temu Atletico zmiotło z powierzchni ziemi w drodze do finału Champions League.

Niewielu było piłkarzy w futbolu hiszpańskim, którzy nigdy nie zagrali w Realu ani Barcelonie, a ich zawodowy status osiągnąłby szczyty. Torresowi się udało. "El Nino" był trzeci w plebiscycie Złota Piłka w 2008 roku wyprzedzony jedynie przez Cristiano Ronaldo i Leo Messiego. Jest jednym z symboli złotej generacji, która odbudowała ze zgliszcz pozycję La Roja. W Liverpoolu odniósł gigantyczny sukces, stanowiąc żywy dowód dla szefów angielskich klubów, że przeskok z Primera Division nie jest problemem. Pytanie: ile z Torresa z tamtych lat zostało do dzisiaj?

Magiczne myślenie udziela się w Madrycie wszystkim. Fani Atletico wierzą, że z chwilą, gdy idol znów założy koszulkę w czerwono-białe pionowe pasy, zostawi złe za sobą. Te barwy dadzą 30-letniemu napastnikowi moc dokonywania cudów, a pod szczęśliwą rękę Diego Simeone wróci na swój najwyższy poziom.

Środowy mecz z Realem jest dla Torresa niczym skok na głęboką wodę. Starcie z trio BBC, z parą stoperów Ramos-Pepe, i w ogóle z drużyną, do której niechęć wyssał z mlekiem matki jak tysiące szeregowych fanów Atletico. Z kolei druga część Madrytu, która serca ma białe, też nie mogła spać spokojnie. Niedawno Predrag Mijatovic wspominał, jak w czasach, gdy odpowiadał za transfery w królewskim klubie, wszystkimi możliwymi środkami zabiegał o "Dzieciaka". Fernando z lojalności do Atletico konsekwentnie wyrzekał się posady galaktycznego. Jeśli miał odejść z Vicente Calderon, to nie do najbardziej znienawidzonego rywala.

6,5 roku później Real i Atletico "dyskutują" jak równy z równym. "Królewscy" wygrali derby wszech czasów w finale Champions League w Lizbonie, ale "Colchoneros" - mistrzowie kraju ograli ich potem w Superpucharze i w lidze. Tamta porażka 13 września 2014 zapoczątkowała serię 22 zwycięstw Realu. Drużyna Carlo Ancelottiego unosiła się nad murawą przez 113 dni, na ziemię sprowadziła ich Valencia zaledwie 72 godziny temu. W tę samą niedzielę, gdy fani z Calderon zajęci byli owacyjnym witaniem Torresa.

W środę na stadionie Atletico czeka nas kolejne starcie wagi ciężkiej. W ubiegłym roku dwa madryckie kluby zdobyły w sumie aż sześć tytułów. Początek roku 2015 jest dla obu niezwykle napięty. Dwa mecze z Realem w batalii o ćwierćfinał Pucharu Króla rozdzieli w przypadku Atletico ligowy wypad na Camp Nou. Tam, gdzie 5 miesięcy temu drużyna Simeone zapewniła sobie mistrzostwo kraju.

Barcelona to było zawsze ulubione miejsce Torresa. W 11 starciach z Katalończykami "Dzieciak" zdobył 8 goli, kolejnego dorzucił w barwach Chelsea w półfinale Champions League 2012 roku. Spędził wtedy na Camp Nou kilkanaście minut, goście bronili się w dziesiątkę, co nie przeszkodziło Torresowi zdobyć gola rozstrzygającego rywalizację na korzyść "The Blues". Chelsea zdobyła potem jedyny w swojej historii Puchar Europy po finale z Bayernem na Allianz Arena.

Barcelona to dziś gorętszy temat w hiszpańskich mediach niż Real i Atletico razem wzięte. Według ich relacji w klubie z Katalonii nastał czas rewolucji. Konflikt Leo Messiego z trenerem Luisem Enrique wybuchł ponoć na treningu, gdy szkoleniowiec nie odgwizdał faulu na Argentyńczyku w wewnętrznej gierce. Leo się obraził, zaczęły się dąsy, kiedy gwiazdor odpuścił sobie udział w otwartym dla kibiców treningu, Enrique chciał go ukarać i zdyscyplinować. Kapitanowie drużyny odwiedli go od tego karkołomnego pomysłu.

Do tego doszło wysłanie Messiego na ławkę w meczu z Realem Sociedad, zakończonego porażką 0:1. To doprowadziło do ultimatum, które władze klubu postawiły trenerowi. Według relacji katalońskich mediów mecz z Atletico musi wygrać, by uniknąć dymisji. Od ponad dekady w Barcelonie nie praktykowano wyrzucenia szkoleniowca w połowie sezonu. Póki co posadę stracił dyrektor sportowy Andoni Zubizarreta, razem z nim odszedł Carles Puyol. Po latach wielkich sukcesów Barca przypomina beczkę prochu, od której lont leży u stóp Torresa i innych graczy Atletico.

Dyskutuj z autorem na jego blogu "W polu karnym"

Zobacz najlepsze bramki weekendu! [WIDEO]

Jakim wynikiem zakończy się środowy mecz Atletico - Real w Pucharze Króla?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.