Primera Division. Torres wraca do domu

Atlético Madryt daje swojemu najsławniejszemu wychowankowi szansę na powrót do wielkiego futbolu. Ostatnią, może niezasłużoną, na którą nie zapracował teraz, ale wiele lat temu

Wczoraj oficjalnie ogłoszono, że Milan, który pół roku temu wypożyczył Fernando Torresa z Chelsea, wykupi go, by zaraz wypożyczyć do Atlético. Z Madrytu do Mediolanu ma się natomiast przenieść Alessio Cerci, za którego latem mistrzowie Hiszpanii zapłacili 16 mln euro. Włoch zawiódł na całej linii, zagrał w sześciu meczach ligowych, nie zdobywając bramki. Z pewnością zasługiwał na więcej szans, ale gdy pojawił się pomysł wymienienia go na Torresa, ludzie związani z Atlético nie mieli żadnych wątpliwości.

Nawet pragmatyczny trener Diego Simeone jest entuzjastą powrotu 31-letniego napastnika nazywanego przez kibiców "El Nino" ("Dzieciak"). Torres jest symbolem, wychowankiem, dumą, miłością, a kibice uznają go wręcz za dziecko klubu z Vicente Calderón. W latach największej świetności napastnika zabiegał o niego Real Madryt. Ale lojalność wobec Atlético kazała mu odrzucać umizgi najbogatszego klubu świata.

- Dam z siebie wszystko, a nawet więcej - obiecał wczoraj piłkarz. Do jakiego stopnia Torres jednoczy ludzi związanych z klubem pokazuje przykład Frénte Atletico, grupy ultrasów usuniętych niedawno ze stadionu za brutalną bijatykę w centrum Madrytu, w której zginął ultras Deportivo La Coruna. Członkowie tej grupy świętują w internecie powrót Torresa fotomontażem pokazującym piłkarza trzymającego w rękach flagę stowarzyszenia i podpisem: "Witaj w domu".

Torres jednoczył od lat fanów Atlético. Stał się ich talizmanem w najcięższych czasach, gdy mając 17 lat, debiutował w klubie, który pod rządami prezesa Jesusa Gila błąkał się w II lidze. Gil, burmistrz kurortu Marbella, był w tamtym czasie aresztowany za nadużycia finansowe. Stojąc na czele Atlético, potrafił wyrzucić z pracy czterech trenerów podczas jednego sezonu. Sprowadzał też niezłych piłkarzy, ale drużyna regularnie grała poniżej oczekiwań. Także po powrocie do Primera División, gdzie Fernando w wieku zaledwie 19 lat został kapitanem Atlético.

Torres chciał grać na Vicente Calderón do końca kariery. Kiedy jednak w sezonie 2006/07 Atlético znów nie zakwalifikowało się do europejskich pucharów, "El Nino" uznał, że zostając w Madrycie, niczego nie osiągnie. Postanowił wyemigrować do Premier League, a Liverpool zapłacił za niego blisko 40 mln euro.

W nowym klubie nastąpił jednak dalszy ciąg nieszczęść Torresa. Hiszpan grał znakomicie, zdobywał gole, w cztery sezony trafił do siatki 81 razy w 142 meczach, z czego aż 65 razy w Premier League. Ale drużyna z Anfield nie zdobyła w tym czasie żadnego trofeum. To było dla niego impulsem do "zdrady", jak określili jego odejście fani Liverpoolu. Hiszpan w 2011 r. przeniósł się do Chelsea za rekordowe 58 mln euro. Został w tamtym czasie najdroższym graczem w Anglii i piątym na liście najdroższych w historii, po Ronaldo, Ibrahimoviciu, Zidane, Figo i Kace.

Wtedy świat Torresa przewrócił się do góry nogami. Pierwszego gola dla Chelsea strzelił dopiero w dziesiątym meczu. Odtąd Hiszpana obowiązywała przeciwna zasada: on grał słabo, strzelał mało, ale jego klub zdobywał trofea. Z Chelsea wygrał Puchar Anglii, Ligę Mistrzów i Ligę Europy, jego skuteczność w porównaniu z czasami w Liverpoolu spadła w lidze angielskiej prawie czterokrotnie. Stał się w klubie ze Stamford Bridge zbędny. Dlatego José Mourinho po powrocie do Chelsea w 2013 r. zatrzymał Hiszpana tylko sezon. I bez żalu wypożyczył latem do Milanu. Na zsyłkę, ale w Mediolanie Torres trafił do siatki zaledwie raz i znów wylądował na ławce. Nawet w pogrążonym w kryzysie klubie z San Siro okazał się bezużyteczny.

W czasie, gdy gwiazda Torresa gasła, gwiazda Atlético się zapalała. W poprzednim sezonie drużyna odzyskała mistrzostwo Hiszpanii i dotarła do finału Ligi Mistrzów. Wychowanek zostawiał ukochany klub, bo wyrósł ponad jego miarę, a teraz wraca do drużyny, której będzie się starał dorównać wszystkimi siłami. Fabio Capello uważa, że Simeone wydobędzie z Torresa to, co najlepsze. Że przywróci mu motywację i nadzieję. Piłkarz nie jest jeszcze stary: 31 lat skończy dopiero w marcu.

Torres nie jest wyłącznie legendą Atlético, lecz całej hiszpańskiej piłki. Już w kadrach juniorskich zdobywał tytuły mistrza Europy okraszone premiami dla najlepszego strzelca lub najlepszego gracza turnieju. Z seniorską reprezentacją wygrał mundial i dwa razy mistrzostwo Europy, strzelał gole w obu zwycięskich finałach mistrzostw kontynentu, został królem strzelców Euro 2012. W sumie w "La Roja" zagrał 110 meczów, zdobył 38 bramek, co w klasyfikacji strzelców wszech czasów daje mu trzecie miejsce za Davidem Villą i Raulem Gonzalezem.

W 2008 r. zajął trzecie miejsce w plebiscycie Złota Piłka, wyprzedzili go tylko Cristiano Ronaldo i Lionel Messi. Wróżono mu wtedy taką samą karierę jak Portugalczykowi i Argentyńczykowi. Załamanie formy przyszło w kwiecie wieku, czyli wtedy, gdy przestał być dzieciakiem. Atlético daje mu ostatnią szansę. Nikt inny, poza ludźmi związanymi z klubem z Vicente Calderón, już w jego odrodzenie nie wierzy.

Co to był za rok dla polskich kibiców! Powspominaj i wygraj 500 zł [KONKURS]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.