Primera Division. Walec Madryt

Po 13 zwycięstwach z rzędu bukmacherzy widzą w Realu Madryt zdecydowanego faworyta do tytułu mistrza Hiszpanii. - Aby go zdobyć, będą musieli się porządnie spocić - ostrzega Diego Simeone.

Cztery punkty nad piątą w tabeli Sevillą to nie jest dystans, który powalałby na kolana. A jednak na tradycyjnym czacie jeden z dziennikarzy "El Pais" ogłosił, że Real Madryt wyprzedza dziś rywali z Primera Division o lata świetlne. Gdyby w całej Europie szukać godnego przeciwnika dla "Królewskich", wydaje się nim być wyłącznie Bayern Monachium. Imponująca seria 13 zwycięstw (w lidze, Lidze Mistrzów i Pucharze Króla) z bilansem bramkowym 52:8 to najnowsza wizytówka Carlo Ancelottiego.

Na Włocha spada deszcz zachwytów, po letniej rewolucji transferowej, gdy wydawało się, że strata Di Marii i Xabiego Alonso zatrzęsie w posadach najlepszą drużyną Europy, Ancelotti znów wyprowadził ją na prostą. Co więcej - Real słynący dotąd z gry z kontry, zaczyna stosować atak pozycyjny ze skutkiem imponującym jak na początku czasów galaktycznych. W erze Jose Mourinho, nawet gdy drużyna zdobywała tytuł mistrza Hiszpanii, jej styl odbiegał od ideału wyznaczonego w Hiszpanii dla wielkiego klubu. Wystarczy przypomnieć, z jaką furią na mundialu w Brazylii hiszpańscy dziennikarze atakowali Luiza Felipe Scolariego za to, że chciał naśladować w pracy trenera Atletico. Nieważne jakich ma się piłkarzy, to tradycja i osiągnięcia definiują styl drużyny. Dziś między tradycją Realu i sposobem gry zespołu Ancelottiego nie ma rozdźwięku. Druga linia z Isco, Modricem, Jamesem i przede wszystkim Kroosem należy do najbardziej kreatywnych.

Dziwnie musi się czuć zwłaszcza Toni Kroos. Ancelotti nazywa go "profesorem", który zdobył dyplom w uniwersytecie Xabiego Alonso szybciej niż jego założyciel. Niemcy grają w królewskim klubie od czasów Guntera Netzera. Potem zatrudniono tam Paula Breitnera, Uliego Stilike, Bernda Schustera, Bodo Illgnera, Christopha Metzeldera, Mesuta Oezila i Samiego Khedirę. Ostatnie doświadczenia z nimi były dla Realu udane umiarkowanie, choć Oezil pozostawił grupę wielbicieli i prawie 50 mln euro w klubowej kasie. 24-letni Kroos nie jest jednak bez szans w wyścigu po tytuł najwybitniejszego niemieckiego gracza w historii zespołu z Madrytu.

Tak więc już nie tylko trio BBC straszy rywali "Królewskich". Selekcjoner Hiszpanów Vicente Del Bosque po raz pierwszy od straty posady w Madrycie zdaje się znów być dumny z klubu, który go wychował. Urok Ancelottiego, jego szacunek dla przeciwników ("Barcelona nie gra tak źle, jak wszyscy mówią") zjednuje Włochowi sympatię większą niż dziesięciu jego poprzednikom. Od zwolnionego w 2003 roku Del Bosque nie było w stolicy Hiszpanii szkoleniowca budzącego tak powszechnie pozytywne emocje. Nawet dzienniki w Katalonii mają kłopot, by wymyślić coś na trenera "Królewskich".

Niektórzy twierdzą, że nowe ustawienie 4-4-2 jest dla Realu jeszcze lepsze niż 4-3-3, dzięki któremu zdobył "La Decima". Ancelotti zaczął je stosować po kontuzji Garetha Bale'a. Za Walijczyka wszedł do drugiej linii Isco, pomagając zespołowi uzyskać równowagę między atakiem i obroną. Niedawno Sergio Ramos wyznał, że choć Bale to wielki piłkarz, ale nie da się ukryć, iż drużyna lepiej broni, gdy przed czwórką obrońców staje czterech pomocników. Te słowa potwierdzają statystyki - w ustawieniu 4-3-3 Real traci średnio gola na mecz, w grze 4-4-2 zaledwie 0,4.

W debatę, co bardziej służy królewskiej drużynie, wmieszany jest cały Madryt i miliony kibiców w Europie. Wiadomo, że Florentino Perez nie wydał 100 mln euro na Walijczyka, by siedział na ławce. Znacznie łatwiej posadzić na niej Isco, choć pokazywał ostatnio życiową formę. Kiedy Bale jest kontuzjowany, kłopot znika, którą wersję drużyny wybierze jednak Ancelotti, gdy wszyscy jego gwiazdorzy będą zdrowi? Za chwilę na boisko wróci przecież Jese Rodriguez. Z Bale w składzie Real strzela średnio cztery gole na mecz, bez niego tylko trzy. Czy lepiej zwyciężać 3:0, 4 czy 4:1?

Dopóki się wygrywa, jak nieprzerwanie od 13 września, kłopotu nie ma. Ale przyjdą mecze z rywalami tak niewygodnymi jak Atletico Madryt. Mistrz Hiszpanii jest ostatnią drużyną, która pokonała "Królewskich", mimo to ma dziś od nich cztery punkty mniej w tabeli Primera Division. Defensywna taktyka Diego Simeone napotyka na trudności większe niż 12 miesięcy temu.

Bukmacherzy są zdecydowani: za euro postawione na tytuł dla Realu można wygrać tylko 1,45. Najgroźniejszym rywalem jest Barcelona, ale jej akcje stoją dwa razy niżej (1:2,9). Za mistrzostwo dla Atletico można wygrać 15 euro, za triumf Valencii aż 51. Trudno to sobie dziś wyobrazić, ale sezon jest dość długi, by w tym ucierającym się porządku nastąpiły nieoczekiwane zmiany. Póki co Primera Division jest najbardziej wyrównana z wielkich lig Europy. We Włoszech dystans między liderem i piątą drużyną wynosi 9 pkt, w Niemczech 10, w Anglii 11. Tylko liga francuska trzyma standardy (5 pkt), choć nikt nie ma wątpliwości, że przebogate PSG "odjedzie" rywalom, kiedy zechce.

Czy tak samo stanie się w Hiszpanii z Realem? Mimo wszystko jego konkurenci są zdecydowanie mocniejsi. "Królewscy" grają wspaniale, brną jak taran, w ostatnich 13 meczach pięć razy wbili po pięć goli, dwa razy po cztery, raz osiem. Gdy 4 listopada drużyna Ancelottiego pokonała Liverpool zaledwie 1:0, a na liście strzelców zabrakło Cristiano Ronaldo, kibice łapali się za głowy. Jeśli Real i jego gwiazda wytrwaliby w tym tempie strzeleckim, pobiliby na koniec sezonu wszystkie rekordy - 62 Portugalczyk i 145 drużyna. Nie sposób sobie tego jednak nawet wyobrazić.

Po nogach ich poznacie? Przekonajmy się! [QUIZ]

Czy Real obroni trofeum LM?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.