Real - Barcelona 3:1. Bardziej przegrani, bardziej wygrani

Gran Derbi pasjonujące i wyrównane tylko do chwili, gdy Real objął prowadzenie, co znaczy, że siły nie były wyrównane. Informacje na temat poprawy gry w destrukcji Barcelony wyglądają na mocno przedwczesne lub przesadzone - pisze na swoim blogu Dariusz Wołowski, dziennikarz ?Wyborczej? i Sport.pl.

Zagłosuj na aplikację Sport.pl LIVE!

Istnieje teoria lub plotka, według której Carlo Ancelotti uznaje Isco za piłkarza o możliwościach mocno ograniczonych. Dobrego na średniaków Primera Division, ale bezradnego, gdy trzeba się wspiąć na futbolowe wyżyny. Młody Hiszpan obalił ostatnio tę teorię, jest graczem zupełnie niepodobnym do Garetha Bale'a, z nim Real musi grać inaczej, ale to nie znaczy, że na tym traci. Isco zagrał w Barcą wspaniale. Równie dobrze spisali się inni pomocnicy "Królewskich". Mecz był równy tylko do początku drugiej połowy, goście radzili sobie wyłącznie wtedy, gdy nie przegrywali.

Gol Neymara pobudził gospodarzy, gole Realu "zgasiły" Katalończyków. Stąd wrażenie, że zwycięzca tego meczu był mocniejszy przynajmniej o klasę. Defensywa Barcelony, niepokonana w lidze, przekonała się, ile przed nią pracy. Gdy na Bernabeu prowadzenie obejmuje drużyna tak zwarta, waleczna i charakterna jak Atletico, Real wpada w potrzask. W sobotę jego kłopoty trwały zaledwie do 50. minuty. Gra defensywna "Królewskich" jest na nieporównywalnie wyższym poziomie niż Barcelony.

Leo Messi nie wyrównał rekordu Telmo Zarry, co było najmniej istotne. Cała drużyna z Katalonii odebrała potężną lekcję pokory, na co nie wskazuje wynik (1:3), ale fakt, że w drugiej połowie nie zagrażała bramce Ikera Casillasa. Miało się wrażenie, że ofensywnie ustawiony Real z linią pomocy (James, Isco, Modric, Kroos), totalnie panuje nad sytuacją w tyłach. Barca człapała już tylko na biegu jałowym. Iniesta coraz rzadziej przypomina piłkarskiego magika, za to coraz częściej popełnia wręcz kuriozalne błędy. To nie była zwykła porażka, ale bolesna lekcja, po której trzeba przemyśleć pomysł na zespół od podstaw. Tendencje reanimacyjne mogą przepływać przez nogi i serce Luisa Suareza.

Karim Benzema był być może graczem meczu, tym razem Ronaldo nie musiał zrobić wiele więcej poza perfekcyjnym wykonaniem karnego. Nawet Pepe, który zaczął fatalnie, zawalając gola Neymara, potrafił się podnieść i zrehabilitować, tymczasem uskrzydlony gwiazdor reprezentacji Brazylii zgasł jak zapałka po pięciu minutach meczu. Jeden zespół rósł dzięki znakomitej grze, a przede wszystkim sercu do walki godnym Gran Derbi, drugi pogrążał się w niemocy i depresji. Barca to była w sobotę drużyna taka jak w poprzednim sezonie, gdy sprawiała wrażenie, że frajda ze wspólnego pobytu na boisku zagubiła się bezpowrotnie.

Mecz z Barceloną był znaczący także dla Jamesa Rodrigueza - krytykowany Kolumbijczyk pokazał charakter i klasę godną tak ryzykownego i drogiego transferu. Podobnie jak Isco nie boi się pracy i walki, co jest warunkiem postępu.

Real dał sobie w sobotę kolejny zastrzyk entuzjazmu i optymizmu. Od dwóch sezonów start Barcelony był znacznie lepszy niż jego zakończenie, dziś drużyna z Katalonii nie może już obniżyć lotów. Jeśli tak by się miało stać, wszystko to, co zwiastowało przełom, zacznie dążyć do katastrofy.

Najlepsze memy po meczu Real - Barcelona (3:1) [KLIKNIJ]

Kto zdobędzie mistrzostwo Hiszpanii?
Więcej o:
Copyright © Agora SA