Real Madryt - FC Barcelona. Wszystkie oczy na Benzemę?

Czy sobotni klasyk na Santiago Bernabeu ma faworyta? Real Madryt i Barcelona mają zupełnie inne atuty, ale ich suma wydaje się być bardzo podobna - pisze na swoim blogu Dariusz Wołowski, dziennikarz "Wyborczej" i Sport.pl. Mecz Real - Barcelona o godz. 18. Relacja Z Czuba i na żywo na Sport.pl.

Zagłosuj na aplikację Sport.pl LIVE!

Gdyby za wspólny mianownik miał służyć wyjazdowy mecz z najtrudniejszym rywalem w grupie Champions League, za zdecydowanego faworyta trzeba by uznać Real. Jego środowy triumf na Anfield Road z Liverpoolem był bardziej bezdyskusyjny, niż można się było spodziewać. Karim Benzema zdobył 40. bramkę w rozgrywkach, z piłkarzy aktywnych, czyli takich, którzy wciąż mogą poprawić swoją pozycję na liście strzelców wszech czasów Pucharu Europy wyprzedzają go tylko Cristiano Ronaldo, Leo Messi i Zlatan Ibrahimović. Francuz osiągnął życiową formę, w sobotę defensywa Katalończyków niepokonana dotąd w lidze nie może działać według zasady: "wszystkie oczy na Ronaldo".

Portugalczyk zatrzymał się w środę na jednym golu. W 55 meczach Realu w Lidze Mistrzów pokonał bramkarzy 55 razy. Jest najpoważniejszym kandydatem na doścignięcie Raula Gonzaleza (71 bramek), mógł wyrównać rekord już w środę, ale ze względu na sobotni klasyk Carlo Ancelotti dał mu odpocząć, zdejmując z boiska na kwadrans przed końcem meczu na Anfield. Jego gol był jednak dziełem sztuki, przy którym niepoślednią rolę odegrał kwestionowany często nowy zakup James Rodriguez.

Po turbulencjach z początku sezonu (porażki z Sociedad i Atletico) Real osiągnął wielką formę. W ośmiu ostatnich meczach zdobył 35 goli! Ronaldo przewodzi we wszystkich możliwych klasyfikacjach, Alvaro Arbeloa pytany o Leo Messiego, czy należy mu się hołd za pobicie rekordu Telmo Zarry (251 goli w lidze), powiedział, że na wdzięczność i akty uznania ze strony fanów z Santiago Bernabeu zasługuje przede wszystkim Portugalczyk. Od czasów Alfredo Di Stefano nie było w królewskim klubie piłkarza tak dominującego.

Gdyby porównać Real Ancelottiego, do tej pokracznej konstrukcji z trzema defensywnymi pomocnikami, którą tworzył jego poprzednik Jose Mourinho, ogarnia człowieka pusty śmiech. Dziś "Królewscy" to znów drużyna, jaką Hiszpania chciałaby się szczycić: ofensywna, odważna, kreatywna, choć wciąż mająca swoje ograniczenia w ataku pozycyjnym. Ronaldo i Bale (kontuzjowany) zawsze będą potrzebowali miejsca do gry, tłok nie jest ich żywiołem, ale Luka Modric, Toni Kroos, a także Isco, James, czy przede wszystkim Benzema potrafią zaskakująco wymienić piłkę. Na Anfield, przeciw Liverpoolowi reformowanemu przez Brendana Rodgersa, Real umiał dominować kiedy chciał i jak chciał. Tak samo było w poprzednich meczach. Utrzymanie piłki nie służy jednak jakiejś odgórnej zasadzie, nie jest przejawem wierności stylowi (jak w przypadku Barcelony), ale stało się narzędziem, którym sprawnie posługuje się zespół.

Sobotni rywal Realu jest najmocniejszy z dotychczasowych, ale wcale nie musi być najbardziej niewygodny. "Królewscy" mają oczywisty kłopot z "wredną" taktyką Diego Simeone. Barcelona nie jest im już tak "nieprzyjazna" jak w latach 2008-2011, kiedy monopolizowała posiadanie piłki i wymieniała ją z prędkością światła. W historii Gran Derbi często bywało tak, że wzlot jednego kolosa zbiegał się z kryzysem drugiego. Kiedy Europą zawładnęli galaktyczni, Barcelona uchodziła za klub, gdzie piłkarze łamią sobie kariery. Punktem zwrotnym był transfer Ronaldinho, potem świat piłki śmiał się już głównie z Realu. Era Messiego i Guardioli to była dla "Królewskich" czysta trauma.

Mourinho wskazał kierunek rozwiązań brutalnych i siłowych: na boisku oraz poza nim. Zapewne wielu kibiców wiernych tradycji senorio, gdy Real otrzymał przydomek "klubu dżentelmenów", czerwieni się do dziś. Spokój Ancelottiego wszystko zmienił: dziś "Królewscy" patrzą na własne atuty, zamiast wymyślać fortele przeciw atutom przeciwników. Tak było w złotych latach 50, gdy nad Bernabeu unosili się Di Stefano, Gento i Puskas. Do tych czasów kibic Realu wzdycha najgłębiej.

Luis Enrique jest w sytuacji przeciwnej niż Ancelotti. On chciałby "odtworzyć" to, co zbudował poprzednik. Pep Guardiola pracował na Camp Nou tylko cztery lata, ale odcisnął piętno tak samo głębokie jak Johan Cruyff. Jego zespół stał się wzorcem: zwyciężał, wyznaczając tendencje dla piłki hiszpańskiej, ale też włoskiej, niemieckiej i angielskiej. Mistrzowie są dziś zmęczeni, lub zgrani, nawet wciąż młody Messi zdradzał przez ostatnie dwa lata oznaki wyczerpania. Jak odtworzyć wielkość drużyny? Nowy trener chce to zrobić przy pomocy Luisa Suareza i Neymara. Urugwajczyk, po dyskwalifikacji, ma zadebiutować na Bernabeu w koszulce Barcy, Brazylijczyk jest jej najskuteczniejszym graczem. To co za Guardioli Messi robił praktycznie sam, teraz mają wykonywać we trzech. Czy tridente stworzone z przedstawicieli trzech najwybitniejszych latynoskich nacji pozwoli Barcelonie utrzymać się na szczycie? Pierwszy test na Bernabeu.

Atutem Barcy Luisa Enrique jest gra obronna. Claudio Bravo nie puścił gola przez 720 minut. Pobił rekord Victora Valdesa, który w erze Guardioli zapracował na tytuł numeru 1 wśród numerów 1 w historii klubu z Camp Nou. Nową jakość w pomocy ma dać Ivan Rakitic, nową jakość w tyłach Jeremy Mathieu. Czy to jednak gracze porównywalnej klasy ze zdradzającymi oznaki zmęczenia wychowankami: Xavim i Gerardem Pique?

Barca gra wolniej niż za Guardioli, mniej błyskotliwie, ale bardziej pragmatycznie. Andres Iniesta już nie unosi się nad boiskiem, ale wciąż ma przebłyski geniuszu. Kalendarz sprzyjał dotąd Barcelonie: Real jest jej pierwszym trudnym rywalem w lidze. W Champions League Katalończycy wybrali się na podbój Paryża, tak jak Real na podbój Anfield. Tylko z zupełnie innym skutkiem. Barca straciła trzy gole, przegrała z PSG 2:3 i jeśli w sobotę ulegnie Realowi, może to oznaczać, że w starciu z równymi sobie nie potrafi rozwiązać problemów nabrzmiałych w ostatnich latach. Na pewno Luis Eurique poświęcił wiele pracy, by wyrwać drużynę z biegu jałowego, gdy uprawiała sztukę dla sztuki, trzymając piłkę bez pomysłu co z nią zrobić. Dziś więcej jest podań prostopadłych, Barca znów zaskakuje. W tyłach jej gracze są bliżej siebie, ale pierwszy znaczący egzamin zdają dopiero w sobotę.

Jakim wynikiem zakończy się mecz Real - Barcelona?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.