Primera Division. Derby Madrytu na remis

Piękne bramki, zwroty akcji, walka do ostatniej minuty, trzeszczące kości i wiele kontrowersji - takie były derby Madrytu. Pojedynek na Estadio Vicente Calderon zakończył się remisem 2:2.

Obaj trenerzy na spotkanie 26. kolejki Primera Division mieli do dyspozycji swoich najlepszych piłkarzy. Po trzech meczach zawieszenia w La Liga na mecz z Atletico do składu "Królewskich" wrócił Cristiano Ronaldo. Carlo Ancelotti zdecydował się ponadto posadzić na ławce Marcelo, a jego miejsce w wyjściowej jedenastce zajął Coentrao. W drużynie Atletico natomiast do pierwszego składu wrócił Filipe Luis.

Real od początku spotkania zaatakował i potrzebował zaledwie trzech minuta na wyprowadzenie nokautującego ciosu. Courtois po strzale Benzemy z najbliższej odległości musiał wyciągać piłkę z bramki. Diego Simeone krzyczał do sędziego, że był spalony, jego gracze protestowali u sędziego, ale na nic to się zdało, ponieważ bramka została zdobyta prawidłowo.

Z każdą upływającą minutą coraz lepiej na murawie radzili sobie zawodnicy Atletico. W 11. minucie meczu Diego Costa padł w polu karnym i wszyscy spodziewali się rzutu karnego. Tym większa była wściekłość Costy, kiedy zorientował się, że sędzia faulu nie widział. Telewizyjne powtórki pokazały, że sędzia powinien podyktować rzut karny po faulu Ramosa. W tej akcji padła jednak tylko żółta kartka dla Turana - za przekroczenie dopuszczalnej ekspresji swoich nerwów.

Gra była szarpana, z obu stron nie brakowało złośliwości, ale zawodnicy nie zamierzali oszczędzać swoich rywali. Sędzia na to zezwalał, często wprawiając w osłupienie zawodników i publiczność. Kości trzeszczały, ale gracze obu drużyn nie zapomnieli też o futbolu.

A ten był na najwyższym poziomie. Benzema strzelał pięknie z woleja, Coutois rozpaczliwie ratował się po strzale Cristiano Ronaldo, a Diego Costa próbował indywidualnych akcji w pojedynku z obrońcami "Królewskich".

Na kwadrans przed końcem pierwszej połowy do wyrównania doprowadził Koke. Juanfran podał piłkę przed polem karnym do Ardy Turana, który nie wiedział, co ma z nią zrobić i po chwili wahań podał do Koke, który był w polu karnym. Pomocnik Atletico ładnie przymierzył i mocnym strzałem w długi róg pokonał Diego Lopeza. Wszystko działo się przy zdezorientowanej defensywie Realu. Atletico jak dobry bokser poszło za ciosem i dążyło do zdobycia kolejnej bramki. Udało się chwilę przed przerwą.

Kompletnie niepilnowany Gabi dostał piłkę w środku pola. Po chwili namysłu uderzył z kilkudziesięciu metrów. Diego Lopez był kompletnie zasłonięty. I to chyba jego jedyna wymówka, że przepuścił tą piłkę, która leciała w środek bramki.

W drugiej połowie spotkania obie drużyny stwarzały sobie dobre okazje do zdobycia bramki. Najlepszą zmarnował Diego Costa, który dostał wyśmienite podanie od Koke, ale napastnik Atletico nie trafił w piłkę, pokazując, że nawet zawodnicy na tym poziomie potrafią się mylić.

Po raz kolejny na murawie zrobiło się gorąco w 64 minucie meczu, gdy Diego Costa padł na linii pola karnego. Sędzia pokazał snajperowi Atletico żółta kartkę za symulowanie. Z decyzją tą nie mógł się pogodzić Moro Burgos, drugi trener Atletico. Burgos rzucił się agresywnie na Delgado Ferreiro, zatrzymać go musiał Simeone wraz z kilkoma innymi osobami. Kto wie, czy gdyby nie szybka interwencja nie skończyłoby się na rękoczynach. Ostatecznie Burgos wylądował na trybunach.

Ostatnie słowo należało do Cristiano Ronaldo. Mimo, że długimi fragmentami gry był tego dnia niewidoczny, to w najważniejszym momencie noga mu nie zadrżała i dał cenny punkt swojej drużynie. Po dośrodkowaniu Bale'owi piłka w polu karnym odskoczyła, ale skorzystał na tym Ronaldo, który płaskim uderzeniem po ziemi nie dał żadnych szans na skuteczną interwencję belgijskiemu bramkarzowi Atletico.

Żadna z drużyn nie zdołała przechylić szali na swoją stronę i danie główne 26. kolejki Primera Division zakończyło się remisem 2:2.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.