Puchar Króla. Maksimum Realu

Real Madryt wyglądał w środę jak jedna z dwóch najlepszych drużyn Europy. Jeśli miarą postępu ?Królewskich? są ostatnie mecze z rewelacyjnym liderem Primera Division, Atletico Madryt, to Carlo Ancelotti wykonał znakomitą robotę.

Wygraj Ligę i rywalizuj z innymi prezesami wirtualnych klubów ?

Pierwszy raz, od co najmniej 15 lat Atletico Madryt jechało na Santiago Bernabeu w roli faworyta. Może nie bezdyskusyjnego, ale jednak. Sposób, w jaki 28 września wygrało tam mecz ligowy wskazywał, że Diego Simeone ma pomysł na Real: zagęszczenie własnej połowy, błyskawiczne kontry, pressing i poświęcenie, które stało się znakiem rozpoznawczym jego zespołu. Trudno w to uwierzyć, ale nawet w piłce na najwyższym poziomie, gdzie stawką są miliony, można spotkać zespoły z większym i mniejszym charakterem, Atletico byłoby w tej klasyfikacji na pierwszym miejscu w Europie.

Dominacja Realu

I takiego właśnie rywala Real w środę kompletnie zdominował w pierwszym meczu półfinału Pucharu Króla (3-0). Pod względem motywacji do walki "Królewscy" przypominali drużynę z czasów Jose Mourinho, gdy na Bernabeu zjawiała się Barcelona. Rywal lepszy, który napsuł Realowi wiele krwi, regularnie "wytykając" mu jego braki. W pewnej chwili królewska drużyna wychodziła przeciw Katalończykom walczyć nie tyle o wynik, co o dumę i honor. Podobnie było w środę z Atletico.

Drużyna Simeone poległa od własnej broni. Ale Real nie tylko się bił. Ponadprzeciętna motywacja nie zredukowała meczu do walki wręcz, gospodarze pokazali charakter, ale i umiejętności godne europejskiego topu. Poza Bayernem Monachium trudno znaleźć dziś drużynę, która w tak spektakularny i bezdyskusyjny sposób poradziłaby sobie z rywalem rozmiaru Atletico.

Jese Rodriguez lepszy od Bale'a

Angel di Maria i Jese Rodriguez zagrali wielki mecz. Dwudziestolatek w każdym spotkaniu jest lepszy, dynamiką ustępując już tylko Cristiano Ronaldo. Niedługo będzie grał w podstawowym składzie bez względu na stan zdrowia sprowadzonego za 91 mln Garetha Bale'a. Gdyby Florentino Perez nie kupił Walijczyka ostatniego lata, dostrzegłby dziś zapewne, że nie ma już takiej potrzeby.

Największym osiągnięciem mecz z Atletico był jednak dla pary stoperów. W przeszłości Pepe z Ramosem notorycznie tracili głowy, gdy przychodziło do walki z rywalem tak cwanym i wyrachowanym jak Diego Costa. W środę skończyło się na poszturchiwaniach, dyskretnych kopniakach, zaczepkach i wszelkiego rodzaju prowokacjach, ale nikomu nerwy nie odmówiły posłuszeństwa.

Iker Casillas nie puścił gola od rekordowych 772 minut, w środę był bezradny jeden raz, gdy po strzale Diego Godina Luka Modrić wybił piłkę z bramki. Chorwat stawiał się zawsze tam, gdzie najbardziej był akurat potrzebny. W parze z graczem tak obytym i "charakternym" jak Xabi Alonso, tworzyli duet perfekcyjny.

Doszło do tego, że laureat Złotej Piłki był w zespole Ancelottiego jednym z wielu. Czy to prawda, Real przekona się w trzech kolejnych meczach ligowych, Ronaldo w nich nie zagra za czerwoną kartkę. Jese i Di Maria będą mieli kolejne okazje potwierdzić swoje aspiracje.

Barcelona znużona i przemęczona

Real jest już praktycznie w finale Pucharu Króla, w którym spotka się prawdopodobnie z Barceloną. Zanosi się na powtórkę finału z Walencji w 2011 roku, tyle że teraz faworyt będzie inny. Katalończycy wygrali w środę z Realem Sociedad 2-0 , ale ani trochę nie zmienili obrazu drużyny znużonej i przemęczonej. Znużenie udziela się też jej kibicom, a nawet działaczom, w środę na Camp Nou było 38,5 tys. widzów, a rzecznik prasowy klubu Toni Freixa napisał na Twitterze, że jest mało powodów, by celebrować grę drużyny.

Innego zdania jest Dani Alves: "Ci, którzy nie przychodzą na Camp Nou nie są tak cules, jak im się wydaje". Faktycznie zespół zasługuje na wsparcie, bo przeżywa trudny moment. Gerardo Martino tłumaczył puste trybuny, mówiąc, że o godzinie 22 w dzień powszedni sam by się nie wybrał na mecz jako kibic.

Gdzie leży problem Barcelony?

Słaba frekwencja na Camp Nou to jednak tylko temat zastępczy. Wycofany z pola karnego Leo Messi wciąż nie zdobywa bramek, a Pedro i Alexisowi Sanchezowi brakuje często zimnej krwi. Obaj są snajperami niezłymi, co jednak nie wystarcza na obecne potrzeby Barcelony. Chilijczyk musi mieć przestrzeń do gry, więc w meczach takich jak Sociedad, gdy rywal ustawia potrójne zasieki, szamocze się bezskutecznie jak ptak w klatce na czterech metrach wolnego miejsca.

Cała drużyna Barcy wydaje się znużona, jakby ultradefensywa taktyka przeciwników odwiedzających Camp Nou odbierała jej reszki entuzjazmu i przyjemności z gry. Szybko się to nie zmieni, Katalończycy mają obowiązek poszukać rozwiązania problemów. Problemów nienowych, narastających, z którymi zespół spotyka się coraz częściej i najlepszym razie przezwycięża je tak jak w środę. Co by jednak było, gdyby przy stanie 0-0 sędzia dostrzegł, że Javier Mascherano pociągnął za rękę Carlosa Velę w sytuacji sam na sam z Jose Pinto? Wynik mógłby być taki, jak w sobotę, w ligowym starciu z Valencią (2-3).

Może jednak Barca odzyska radość z gry, trafiając na zespoły równe sobie? Starcia z Manchesterem City w 1/8 finału Champions League i Realem Madryt w finale Copa del Rey (o ile rewanże nie przyniosą radykalnych zmian) to okazje do wykrzesania z siebie maksimum. Nikt jednak nie może mieć pewności, czy to wystarczy. Barca potrzebuje Neymara, w formie z Gran Derbi. Tyle że 26 października Real był znacznie słabszy niż dziś.

Dyskutuj z autorem na jego blogu

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.