Liga hiszpańska. Czy Real się obroni?

Nie poważna kontuzja Ikera Casillasa, ale słowa, których nie wypowiedziano, były w ostatnich dniach najważniejszym tematem w Madrycie

- Ta informacja jest fałszywa i powstała po to, by zdestabilizować instytucję ze 110-letnią tradycją - mówił Florentino Pérez. Prezes mistrzów Hiszpanii stanął przed kamerami, choć stara się tego unikać. Zaprzeczał rewelacjom dziennika "Marca", choć zazwyczaj doniesień prasy nie komentuje.

W czwartek najpopularniejsza sportowa gazeta w Hiszpanii (średnio kupuje ją 190 tys. ludzi) pisała na pierwszej stronie: "Prezydencie, w czerwcu Mourinho albo my". Ultimatum - choć to słowo w artykule nie padło - mieli postawić Pérezowi kapitanowie Iker Casillas i Sergio Ramos na spotkaniu dotyczącym premii za trofea. Podobno twierdzili, że ze współpracy z trenerem niezadowoleni są kluczowi piłkarze, ale ich nazwiska w artykule się nie pojawiły.

W rozmowach brał też udział dyrektor generalny José Ángel Sánchez. Prezes Realu wypominał dziennikarzom, że przed publikacją nie skontaktowali się z żadnym uczestnikiem spotkania, twierdził, że ich celem jest odejście prezesa i trenera.

Szef "Marki" Óscar Campillo odpowiedział, że obowiązkiem gazety jest informowanie, niezależnie od tego, czy podoba się to Pérezowi. - Nie chcieliśmy destabilizować klubu, wręcz przeciwnie. Przez 75 lat istnienia zawsze byliśmy blisko Realu. Kapitanowie powiedzieli, że jeśli Mourinho zostanie, to kilku zastanowi się nad przyszłością - tyle wiedzieliśmy i tyle napisaliśmy - mówił Campillo. Ostrego tytułu z pierwszej strony nie skomentował.

Dzień później dziennik na okładce krzyczał: "Marca nie kłamie", zamieścił zdjęcie telefonu z SMS-ami (dane wysyłających zamazał), które miały potwierdzać sensacyjne informacje.

Nie wiadomo, dlaczego Pérez zareagował akurat teraz. Przez lata żył z "Marcą" w zgodzie, milczał, gdy w 2010 r. roku prowadziła brutalną kampanię przeciwko trenerowi Manuelowi Pellegriniemu - zwolnienia Chilijczyka domagała się, pisząc na okładce: "Precz".

Prezes ignorował też ataki na Mourinho. W połowie poprzedniego sezonu gazeta wyliczała, że to trener, który nie wyciąga wniosków z porażek, dokonuje złych zmian i nie potrafi znaleźć sposobu na pokonanie Barcelony. Real pruł wtedy po mistrzostwo oraz rekordy zdobytych punktów i bramek w lidze.

W tym sezonie "Marca" regularnie donosi o konfliktach w szatni "Królewskich", informują o nich także inne media. Trudno uwierzyć, by informacje o podziałach były wyssane z palca, ale też niemal na pewno nie wszystkie historie są prawdziwe. Kiedy kilka dni temu dziennik podał, że Mourinho skrzyczał słabo ostatnio grającego Ángela Di Marię, sam piłkarz nazwał dziennikarzy "kłamcami".

Afera "Marki" całkowicie przykryła kontuzję, która w normalnych okolicznościach wywołałaby w Madrycie trzęsienie ziemi. We wtorkowym meczu z Valencią w rękę Ikera Casillasa przypadkowo trafił obrońca Realu Álvaro Arbeloa. 32-letni bramkarz złamał rękę, nie zagra od 8 do 12 tygodni. Opuści mecze z Barceloną w Pucharze Hiszpanii i lidze oraz szlagier 1/8 finału Ligi Mistrzów z Manchesterem United. Dla Realu to katastrofa, bo Casillas to lider drużyny. Gdy kilka tygodni temu został odesłany na ławkę, trybuny wygwizdały Mourinho. Portugalczyk tłumaczył wtedy, że stawia na rezerwowego Antonio Adána, bo ten jest w lepszej formie. Nawet wówczas trudno było uwierzyć, że mistrza świata i Europy zabraknie w meczach z MU. - Iker to dusza Realu. Jego kontuzja to wielka strata dla klubu i reprezentacji - mówił Xavi, pomocnik Barcelony i przyjaciel Casillasa.

Adán doświadczenia praktycznie nie ma, trzecim bramkarzem jest zupełny nowicjusz Tomás Mejias, więc w piątek Real sprowadził Diego Lópeza. Pięć lat temu Villarreal płacił za niego 6 mln euro, trzy lata temu selekcjoner Vicente del Bosque zabrał go na Puchar Konfederacji, ale ostatnio 31-letni bramkarz był tylko rezerwowym Sevilli. Madryt nie miał jednak wielkiego wyboru, a Lópeza świetnie zna. Hiszpan przez siedem lat trenował na Santiago Bernabéu, przez dwa lata był zmiennikiem Casillasa. Kontrakt podpisał do 2017 r., bo latem Adán zostanie sprzedany.

W wygranym w niedzielę 4:0 meczu z Getafe między słupkami stał Adán, López siedział na ławce rezerwowych. Mourinho, jak to ma w zwyczaju po zwycięstwach, wysłał na konferencję asystenta Aitora Karankę. Portugalski trener ignoruje spotkania z dziennikarzami od kilkunastu dni, artykułów "Marki" nie skomentował.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.