Liga hiszpańska. Saragossa poddać się nie chce

Czy klub zadłużony na 112 mln euro, kierowany przez zarząd komisaryczny i ukarany zakazem transferów, może kupić bramkarza za 9 mln euro? Może. Witajcie w szalonym świecie Realu Saragossa

Pod koniec lutego wydawało się, że drużyna Manolo Jiméneza szans na utrzymanie nie ma żadnych. Zajmowała ostatnie miejsce, do 17. Villarrealu traciła aż 12 pkt. Nie było drużyny, która wydostała się z takich tarapatów.

Ostatnio Saragossa nie przegrała jednak czterech meczów z rzędu. Pokonała trzecią Valencię (kończyła mecz w dziewiątkę), mierzące w europejskie puchary Atlético, w sobotę w ostatniej minucie zdobyła trzy punkty w Gijon. Na Twitterze kibicują jej stoper Barcelony Gerard Piqué, który kilka lat temu był do Saragossy wypożyczony, i jego kolega Cesc Fabregas.

Spadek może bowiem oznaczać upadek sześciokrotnego zdobywcy krajowego pucharu, regularnie dopingowanego przez 25 tys. widzów. Saragossa cierpi przez długi, mało jest instytucji w Hiszpanii, którym nie jest winna pieniędzy. Na liście wierzycieli znaleźć można kluby i piłkarzy. Pablo Aimar, który odszedł z Saragossy cztery lata temu, wciąż czeka na wypłatę 4 mln euro. Milan nie może się doczekać pieniędzy za napastnika Ricardo Oliveirę, który odszedł z Mediolanu cztery lata temu.

Kibice za wszystko obwiniają prezesa Agapito Iglesiasa, który sześć lat temu kupił akcje klubu i podejmował wyłącznie decyzje złe lub bardzo złe. Wagonami sprowadzał na La Romareda piłkarzy średnich i słabych, dawał im pensje, których nikt inny by im nie zaproponował. Jermaine Pennant, cudowne dziecko angielskiej piłki, które zawodziło przez całą karierę, dostał w Saragossie 80 tys. funtów tygodniowo.

Bardziej niż pensją Pennanta Hiszpanie zdziwili się jednak w sierpniu, gdy Saragossa ogłosiła, że wykupuje z Benfiki Lizbona bramkarza Roberto za 8,6 mln euro. Kibice pytali, dlaczego aż tyle rzuca się na nie najlepszego golkipera, piłkarze zastanawiali się, dlaczego klub nie zwróci im zaległych pensji, a cała Hiszpania próbowała zrozumieć, jak na taki interes mógł się zgodzić zarząd komisaryczny i jak klub obszedł zakaz transferów.

Na wszystkie pytania szybko odpowiedziano, ale wątpliwości przybyło. Okazało się, że Saragossa za Roberto zapłaciła tylko 86 tys. euro (zarząd komisaryczny nie protestował), a resztę przelała nieznana firma. Według "El Pais" płaciło Quality Sports Investment, w której udziały mają były dyrektor Chelsea i Manchesteru United Peter Kenyon, oraz Jorge Mendes, agent José Mourinho i Cristiano Ronaldo. Iglesias twierdzi, że ten ostatni nie miał z transakcją nic wspólnego, a firma, która wyłożyła pieniądze na bramkarza, należy m.in. do niego. Czy przy transferze zostały złamane przepisy, jeszcze nie wiadomo.

Nawet jeśli Saragossa nie spadnie, czeka ją trudne lato. Przez problemy finansowe drużyna opiera się na piłkarzach wypożyczonych, którzy po sezonie wrócą do swoich klubów. Aby ich zastąpić, trzeba kogoś sprzedać, a w kadrze nie sposób znaleźć następców Davida Villi, Fábio Coentr o czy braci Milito, którzy zakładali koszulki Saragossy kilka lat temu.

Kibice wierzą, że ich ukochany klub przetrwa, jeśli uda się przepędzić Iglesiasa. Akcję "Salvemos el Real Zaragoza" (Ratujmy Saragossę) wsparło 15 tys. fanów. Prezes kilka tygodni temu ogłosił, że sprzeda udziały.

Najpiękniejsza trybuna kibica [GALERIA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA