La Liga odwołana

Hiszpańscy piłkarze strajkują, bo liga nie chce zapewnić, że wypłaci im pieniądze, jeśli zatrudniające ich kluby zbankrutują. Wczoraj odwołano pierwszą kolejkę, nie wiadomo, czy odbędzie się druga.

Sezon miał się zacząć od hitów. Mierząca w czwarte mistrzostwo z rzędu Barcelona w pierwszej kolejce jechała do napompowanej katarskimi pieniędzmi Malagi, Real Madryt podejmował Athletic Bilbao.

Żaden mecz La Liga się jednak w weekend nie odbędzie, bo Związek Hiszpańskich Piłkarzy (AFE) ogłosił strajk. - 200 graczom pierwszej i drugiej ligi kluby zalegają 50 mln euro - tłumaczy szef AFE José Luis Rubiales. Od miesięcy piłkarze próbowali wymusić na władzach ligi, by stworzyły fundusz, który wypłacałby pensje bankrutujących klubów. Działacze oferują 40 mln euro, AFE uważa, że to za mało.

- Nie żądamy dodatkowych pieniędzy. Chcemy tylko, by respektowano kontrakty i wszyscy piłkarze byli traktowani tak samo, niezależnie od tego, w jakim występują klubie - mówi Rubiales.

Prezes ligi hiszpańskiej (LFP) José Luis Astiazarán powiedział, że nie rozumie, dlaczego piłkarze strajkują. O wsparciu mediów może pomarzyć, dziennikarze dziwią się, że kluby wybrały człowieka, który... doprowadził do ruiny Real Sociedad.

Strajk wsparli pracownicy ligowych gigantów, choć Real i Barca płacą regularnie. Ale to wyjątki. Piłkarze Rayo Vallecano, którzy w poprzednim sezonie wybiegali awans do I ligi, przez 14 miesięcy grali za darmo. W ostatnich miesiącach bankructwo ogłosiły m.in. Betis, Saragossa i Hércules. Ekonomiści od lat alarmują, że w większości klubów sytuacja finansowa jest tragiczna. Długi pierwszo- i drugoligowców wynoszą aż 3,5 miliarda euro, rok temu UEFA nie wpuściła do Ligi Europejskiej ledwie zipiącej Mallorki.

Najłatwiejszym wyjaśnieniem problemów La Liga jest - zdaniem wielu niesprawiedliwy - podział pieniędzy z praw do transmisji telewizyjnych. W Hiszpanii każdy klub sprzedaje je osobno, dlatego aż połowę z 600 mln euro dzielą między siebie Barca i Real. Słabeusze dostają ochłapy - najgorsi z pierwszej ligi po kilka milionów. Średniacy starają się przekonać działaczy z Katalonii i Madrytu, by - podobnie jak w Anglii - prawa sprzedawać wspólnie. Te odpowiadają, że ich na to nie stać, bo muszą rywalizować w Europie. Nikomu nie pomaga też szalejący w Hiszpanii kryzys finansowy.

- Problem nie dotyczy wszystkich piłkarzy, ale chcemy być solidarni. Strajk nie jest dobrym rozwiązaniem, wolelibyśmy zagrać w sobotę, ale najpierw musimy znaleźć wyjście - mówi napastnik Saragossy Ikechukwu Uche.

Piłkarze starają się też wymusić zmiany w prawie. W Hiszpanii klub ogłaszający upadłość może renegocjować kontrakty i przekładać spłatę długów. AFE domaga się od parlamentu, by niewypłacalne kluby wyrzucać z rozgrywek. Nowe prawo zacznie obowiązywać najwcześniej od następnego sezonu.

Media odwołanie kolejki nazywają "katastrofą". UEFA wymaga, by przed Euro 2012 rozgrywki zakończyły się 13 maja. Jeśli nie odbędzie się także druga kolejka, niemal na pewno liga zrezygnuje z przerwy zimowej i piłkarze wybiegną na boisko w święta Bożego Narodzenia. - Jeśli będzie trzeba, nie zagramy do maja - mówi Tote, napastnik Hérculesa.

Primera Division. Dani Alves na celowniku Andżi ?

Wschodzące gwiazdy hiszpańskiego futbolu ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA