Bayern - Borussia 4:1. Lewandowski dogonił i przegonił Aubameyanga. Ale schodził trzymając się za bark, a już w środę mecz wiosny z Realem Madryt

Nie było w tym meczu napięcia z czasów, gdy starcia Bayernu z Borussią rozstrzygały o tytułach, ale i tak iskry szły przy faulach. I były piękne gole, w tym dwa Robert Lewandowskiego. I czwarta już w obecnym sezonie jego bramka z rzutu wolnego

Wszyscy już wiedzą: że to on podejdzie, gdy piłka stoi kilka metrów przed polem karnym, że zrobi dziwny naskok, że to będzie szybko opadająca piłka. Wszyscy wiedzą, ale Robert Lewandowski wyćwiczył wolne tak, że jeśli trafi jak chce, bramkarze nie mają szans. Tak było z Mainz i w sobotę z Borussią w Bundeslidze, w reprezentacji w meczu z Czarnogórą, w Lidze Mistrzów z Atletico.

Powiedział mu: jesteś gotowy

Mija rok od kiedy Lewandowski się zawziął na ćwiczenie wolnych. To było podczas ostatniej rundy Bundesligi z Pepem Guardiolą. Nawet Manuel Neuer schodził już do szatni z treningów, a Polak zostawał, przyciągał sobie w ośrodku Bayernu na Saebener Strasse mur i ćwiczył.

- Już niedługo tego spróbuje w meczach, tak czuję - mówił Guardiola. Ale Lewandowski spróbował na dobre (bo przejściowo próbował, z powodzeniem, już w Borussii Dortmund) dopiero po przyjściu Carlo Ancelottiego. Włoch przyjrzał się jego wolnym na treningach i powiedział mu: jesteś gotowy.

O karnych Lewandowskiego też bramkarze już wiedzą, że zawsze będą ze zmianą tempa, ale nic nie potrafią poradzić. Coraz trudniej sobie przypomnieć, że nie tak dawno pierwszym do karnych w Bayernie był Thomas Mueller. Niemiec zrezygnował z pierwszeństwa po kilku niepowodzeniach w klubie i kadrze.

A Lewandowski robi swoje. Borussii strzelił z wolnego na 2:0, z wywalczonego przez siebie karnego na 4:1 i mógł już w 72. minucie zejść z boiska. A właściwie - musiał zejść, żeby nie ryzykować pogłębienia urazu barku, którego się nabawił po faulu w polu karnym. Nie w samym starciu z Burkim, tylko upadając na boisko po obrocie w powietrzu.

Ból, zamiast radości

Karnego w 68. minucie Polak dał radę strzelić z urazem, ale potem zamiast cieszyć się z gola, złapał się za bark. Przez kilkadziesiąt minut od jego zejścia z boiska do wyjścia z szatni było nerwowo. Ale potem wystarczyło spojrzeć na Lewandowskiego żeby mieć pewność, że będzie gotowy na Real, zanim sam to ogłosił. Stanął do kamer z uśmiechem i spokojnie opowiadał, że to tylko stłuczenie. - Upadłem na bark, pobolało, ale myślę że żadnego problemu nie ma. Na mecz z Realem będę w stu procentach gotowy - mówił Lewandowski. Dwa lata temu dużo poważniejszy uraz z meczu z Borussią nie powstrzymał go przed zagraniem z Barceloną na Camp Nou, Polak wyszedł wówczas w masce, kilka dni po złamaniu kości twarzy. Ale maska była ogromnym utrudnieniem w sytuacjach podbramkowych.

Teraz skończyło się na strachu. A już w doliczonym czasie pierwszej połowy były obawy o Lewandowskiego, gdy padł po faulu Marca Bartry wysoko uniesioną nogą.

Podniósł się jednak szybko, sam zresztą też od początku meczu nogi nie odstawiał i dostał piątą żółtą kartkę w sezonie. Za faul na Bartrze właśnie i dziwił się po meczu, że Hiszpan za swoje kopnięcie też dostał żółtą, a nie czerwoną kartkę. Lewandowskiego ominie z powodu tej kartki najbliższy ligowy mecz z Bayerem Leverkusen na wyjeździe. Dwa najbliższe spotkania Lewandowskigo to mecz z Realem w Monachium i rewanż w Madrycie. A między meczami z Realem wypada termin narodzin pierwszego dziecka Roberta. Tygodnie do zapamiętania.

Trudne rozmowy

Lewandowski schodził z boiska z urazem, ale i z poczuciem, że plan wykonał z nawiązką. W pierwszej połowie dogonił Pierre'a Emericka Aubameyanga - mądrze zatrzymywanego w sobotę przez Bayern, oderwanego od akcji Borussii - w klasyfikacji strzelców, w drugiej połowie go przegonił i ma już 26 goli, tylko cztery mniej niż w rekordowym poprzednim sezonie, a przed nim jeszcze pięć meczów.

Zresztą tuż przed kontrą, po której był karny dla Bayernu i gol Lewandowskiego Aubameyang miał doskonałą okazję do strzelenia bramki. Kończył kontrę Borussii sam przed bramkarzem. Ale zawahał się, zwolnił akcję i najlepszej swojej okazji w meczu nie wykorzystał: Jerome Boateng zdążył wrócić i wybić piłkę zanim wpadła do bramki. A Robert miał kolejne szanse, ale albo zabrakło mu ułamków sekundy przy wystawieniu nogi lub wyskoku, albo nie doczekał się podania od Arjena Robbena. Były na boisku trudne rozmowy Lewandowskiego i Robbena o podawaniu, nie pierwsze i na pewno nie ostatnie.

Ale to właściwie jedyny zarzut jaki można mieć do Holendra po tym meczu. Grał znakomicie, zamęczał obronę BVB rajdami, strzelił gola na 3:1 i można o tej bramce powiedzieć to samo, co o trafieniach Lewandowskiego: wszyscy wiedzą, jak Robben zbiegnie z piłką w pole karne, zrobi kilka kroków i zakręci piłkę przy słupku. Ale zatrzymać go nie umieją.

W Borussii nie zagrał Łukasz Piszczek, oszczędzany na mecz w Lidze Mistrzów z AS Monaco. Goście szybko stracili dwa gole (pierwszego strzelił Franck Ribery), potrafili odpowiedzieć tylko trafieniem na 2:1.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.