Bild: Rudnevs omal nie stracił języka. Piłkarz tłumaczy na Facebooku

W piątek niemiecki "Bild" poinformował, że były napastnik Lecha Poznań Artjoms Rudnevs pokłócił się z żoną, która tak mocno ugryzła go w język, że zakrwawiony piłkarz trafił do szpitala. W opublikowanym na Facebooku oświadczeniu zawodnik tłumaczy, że sprawa jest powiązana z rodzinną tragedią. "Mam o to ogromny żal, bo całą sprawę przedstawiono w oparciu o domysły, które ukazały Państwa Rudnevs w bardzo niekorzystnym świetle" - czytamy w oświadczeniu.

Niemiecka bulwarówka twierdziła , że Łotysz omal nie stracił języka po tym, jak pokłócił się z żoną na jednej z ulic w Hamburgu. Santa Rudnevs tak mocno ugryzła swojego męża, że ten zakrwawiony trafił do szpitala, gdzie zszyto mu poważnie uszkodzony język. Kobieta została zatrzymana przez policję. "Bild" napisał, że były napastnik "Kolejorza" spędził natomiast noc w szpitalu pod fikcyjnym nazwiskiem. Nazajutrz Artjoms Rudnevs nie wystąpił w sparingowym meczu z VfL Osnabrueck, wygranym przez hamburczyków 4:1. Na razie nie wiadomo, kiedy łotewski napastnik będzie mógł wznowić treningi.

W poniedziałek Rudnevs ustosunkował się do sprawy.

Treść całego oświadczenia Artjomsa Rudnevsa:

Szanowni Państwo, Drodzy Kibice,

Ostatnio media wypuściły w obieg wiele nieprawdziwych, krzywdzących informacji na temat mnie i mojej rodziny. Za szeroko opisywanym zajściem na ulicach Hamburga kryje się osobista tragedia, o której nikt - aż do tej pory - nie wspomniał ani słowem. Mam o to ogromny żal, bo całą sprawę przedstawiono w oparciu o domysły, które ukazały Państwa Rudnevs w bardzo niekorzystnym świetle.

Prawdę mówiąc, przechodzimy teraz prawdziwe piekło. Ja i moja żona Santa z radością wyczekiwaliśmy narodzin trzeciego wspólnego dziecka. Niestety, w sobotę 29 sierpnia 2015 roku, kilka dni przed incydentem, Santa poroniła.

Żadna tragedia w życiu kobiety nie może równać się ze śmiercią dziecka. Santa, podobnie jak każda inna matka po identycznym dramacie, nie potrafi od razu dojść do siebie. Feralnego wieczoru w Hamburgu, przestała myśleć racjonalnie i wpadła w nieuzasadnioną furię, gdyż była zrozpaczona po stracie dziecka. Nie mam pretensji do Santy o to, co się stało. Od 11 lat jesteśmy w związku, od 6 szczęśliwym małżeństwem, nigdy nie dochodziło między nami do karczemnych awantur i jakichkolwiek aktów przemocy. To, co się stało, jest trudną do zrozumienia reakcją matki po śmierci dziecka. Nie mam najmniejszego zamiaru wnosić przeciw Sancie jakiegokolwiek oskarżenia. Rodzina powinna trzymać się razem, zwłaszcza w tak trudnych chwilach. W związku z powyżej przedstawionymi faktami dementuję, że powodem sprzeczki był mój romans z inną kobietą. Według autora jednego z artykułów w chwili sporu miałem przebywać w towarzystwie kochanki. To również kłamstwo. Kobietą towarzyszącą nam tamtego wieczoru była ciotka Santy, która przyjechała zaopiekować się dwójką naszych dzieci i pomóc w pozbieraniu po tragedii

Ponadto stanowczo zaprzeczam, że po przewiezieniu do szpitala zostałem zarejestrowany pod nieprawdziwym nazwiskiem. Fizycznie z każdym dniem czuję się coraz lepiej. Ból języka powoli znika i nie przeszkadza w normalnym konsumowaniu potraw oraz poprawnej mowie. Według lekarzy spokojnie mogę wrócić do treningów w tym tygodniu. Nie jestem w stanie określić, kiedy to nastąpi. Jedyne, czego teraz pragnę, to trwać przy rodzinie w trudnych momentach i pomóc Sancie w powrocie do normalności. Kocham swoją rodzinę nad życie i zrobię wszystko, żeby układało się nam tak dobrze jak dawniej.

Przedstawicieli mediów informuję, że nie będę wypowiadał się na ten temat. Nie zamierzam komentować więcej tej sytuacji. Bardzo proszę o uszanowanie prywatności moich bliskich

Artjoms Rudnevs z rodziną

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.