Bundesliga. Pięknie napisany pierwszy rozdział nowej Borussii Dortmund

Jeszcze miesiącami od tych porównań nikt nie ucieknie, te porównania będą i porównaniami będziemy karmieni. Jednak wystarczyło 45 minut nowego sezonu, by zobaczyć Borussię Dortmund według planu Thomasa Tuchela. I dawno na ten zespół nie patrzyło się z tak wielką przyjemnością.

Borussia Dortmund znów odzwierciedla charakter swojego szkoleniowca. W poprzednim sezonie zespół i Juergen Klopp zatracili swój entuzjazm, więcej było smutku i niepewności. A przecież w najlepszym okresie jego pracy w Dortmundzie kibice byli zabierani na kolejkę górską, na przejażdżkę góra-dół, od bramki do bramki, podróż ryzykowną, ale taką, która nigdy ich nie nudziła. Bo taki był też Klopp.

Ale - tak, znowu to zestawienie - Thomas Tuchel jest inny. Chociaż w Dortmundzie byli zdziwieni, że nowy szkoleniowiec wcale nie jest tak sztywny, jak go malowano, to przy dziś 48-letnim "chłopcu" (to nie zarzut ani wada, bo takiego Kloppa każdy uwielbiał!) po prostu wypada dojrzalej. Tak jak jego zespół.

Najlepiej zmianę pokazała akcja na drugiego gola. Skądinąd zaliczający swój najlepszy mecz w Borussii od długiego czasu Henrich Mychitarian wykonywał rzut wolny, ale piłka zatrzymała się na ustawionym przez rywali murze. I choć była dobra okazja do dobitki, Kagawa podał do tyłu, gospodarze ustawili atak, wymienili kolejnych dziesięć zagrań, z czego ostatnie okazało się asystą, dośrodkowaniem wprost na głowę Pierre-Emericka Aubameyanga.

Z tą wpojoną przez Tuchela dojrzałością przyszła nie tylko cierpliwość, ale też spokój. Wspominając ostatni rok Borussii Kloppa, można by wymienić kilkanaście spotkań, w których zespół załamywał się, bo nie potrafił zareagować na pierwsze problemy, pierwszy kryzys. Przeciwko Moenchengladbach próżno było czekać na kłopoty, rozprężenie, oddanie inicjatywy.

I nie była to też kwestia beznadziejnego rywala, który na środku obrony miał duet nieopierzonych stoperów. To gospodarze zaatakowali od pierwszych chwil, to ich akcje rozbijały defensywę "Źrebaków", to ich pressing nie pozwalał przyjezdnym wyjść z połowy. W skrócie - to nie piłkarze Moenchengladbach sprawili, że dortmundczycy grali tak wspaniale. Zresztą byłoby to niesprawiedliwe wobec zawodników Tuchela, z których tylko dwóch nie doświadczyło zapaści z poprzedniego sezonu. Oni - Mychitarian, Gundogan, Reus, Hummels, Schmelzer, Kagawa! - byli skreślani, oddawani i dla nich ten start nowego sezonu miał wielkie znaczenie. Dało się to zauważyć przez pełne dziewięćdziesiąt minut rozjeżdżania Borussii Moenchengladbach.

Można się upierać, że to przede wszystkim Mychitarian i Gundogan wreszcie wyglądali na piłkarzy gotowych do rywalizacji na najwyższym poziomie, ale ich dopasowanie do planów taktycznych Tuchela można było przewidzieć. Raczej wspomniany Aubameyang - dziś gol i asysta oraz zasłużona owacja na stojąco przy zmianie w 77. minucie - który w poprzednim sezonie był najlepszym strzelcem Borussii, pokazał, że nowy szkoleniowiec rozwinął zespół jako całość i poszczególne części. Bo chociaż ustawiany w ataku Gabończyk pasował bardzo dobrze do stylu opartego na kontrach, to Tuchel ewidentnie tworzy zespół czujący się świetnie zwłaszcza w ataku pozycyjnym. Aubameyangowi zarzucano pewną naiwność w grze i bezpośredniość. Żartowano, że na boisku szybciej biega, niż myśli.

Tymczasem wątpliwości, czy wpasuje się w styl cierpliwej współpracy i budowania kombinacyjnych akcji, napastnik Borussii szybko rozwiał. We właściwych momentach podchodził do kolegów i wymieniał z nimi podania. Nie dublował pozycji innych. Gdy już podprowadzał piłkę sprintem, to wolał poczekać na Reusa czy Mychitariana niż samemu kończyć akcje strzałami z nieprzygotowanych pozycji. To był jeden z najbardziej kompletnych jego występów w czarno-żółtych barwach.

Oczywiście, że naturalnie narzuca się pytanie o to, co czeka ten zespół w kolejnych miesiącach. Czy ich pressing oraz płynność w atakach wytrzyma rywalizację z Bayernem Monachium (mecz na początku października)? Czy znów dopadnie ich plaga kontuzji? Jednak nawet ten jeden mecz wystarczy, by kibice Borussii kolejnych sprawdzianów wyczekiwali z uśmiechem. Choć poprzedni rok mocno przypomniał im, czym w futbolu jest pokora, to po takim popisie niemożliwym jest pohamować entuzjazm. Nie wspominając już o tym, że cała Bundesliga także za taką Borussią Dortmund tęskniła.

Polska nie wygra mundialu nawet za tysiąc lat. A Real Madryt wciąż na topie [FOOTBALL MANAGER]

Czy Borussia Dortmund za rok zagra w Lidze Mistrzów?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.