Bundesliga. Guardiola znów eksperymentuje. Kosztem formy Lewandowskiego?

Skoro taktycznym tematem przewodnim ostatnich tygodni była uniwersalność Bayernu Monachium oraz nieustanna rotacja ustawieniami przez Pepa Guardiolę, to i w hicie Bundesligi nie mogło zabraknąć kolejnego eksperymentu. I chociaż z Bayerem Leverkusen wygrali 1-0, ten nowy pomysł szkoleniowca odbił się na grze Roberta Lewandowskiego.

Z początku wydawało się, że to Lewandowski sam zbiega z pozycji środkowego napastnika, by wesprzeć grającego po lewej stronie Ribery'ego lub wymieniając się rolą z Goetzem. Jednak to, co na początku wyglądało na odosobnione zdarzenie, szybko okazało się konkretnym rozwiązaniem taktycznym. Polski napastnik w meczu z Bayerem Leverkusen został przez Pepa Guardiolę ustawiony jako... skrzydłowy.

Każdy, kto choć raz oglądał w akcji Lewandowskiego wie, że Polak nie pasuje do definicji piłkarza grającego na skrzydle. Wysoki, świetnie zbudowany, doskonale grający głową, potrafiący współpracować z kolegami, ale raczej na zasadzie odegrania czy gry tyłem do bramki, nie przy linii bocznej. Jednak pamiętajmy, że dla Guardioli pozycje nie mają większego znaczenia - dużo ważniejsze są role, jakie przypisuje swoim zawodnikom. Dziś Lewandowski cierpiał, bo korzystać mieli inni.

Konkretnie - Ribery i Robben. To ich ustawienie było ciekawsze, jako dwóch piłkarzy grających najbliżej jedynego środkowego pomocnika w składzie Bayernu Xabiego Alonso. Dlatego po lewej stronie przy linii bocznej biegał Lewandowski, a po prawej Mueller. Jednak najważniejsza rola w tym systemie miała należeć do Goetzego, który ustawiony jako "fałszywy napastnik" zbiegał na skrzydła zależnie od tego, jak rozgrywał Alonso. Tam miał tworzyć przewagę, która pozwalałaby Robbenowi lub Ribery'emu na rajdy bezpośrednio skierowane na środkowych obrońców Bayeru. - On stara się kontrolować silne strony rywala i wykorzystać te słabe - tak Xabi Alonso tłumaczył kilka tygodni temu filozofię szkoleniowca Bayernu.

Łatwo przyznać, że ten eksperyment nie zadziałał. W pierwszej połowie jedynymi okazjami Bayernu były dwa niecelne strzały. Robben i Ribery byli faulowani, zanim zdążyli wbiec w pole karne, a przy rzutach wolnych dobrze radzili sobie obrońcy rywali. Większość akcji Bayernu kończyła się na skrzydłach, gdzie nie wychodziły im ani kombinacje podań, ani indywidualne akcje. Dodatkowo problem był w środku pola, gdzie kompletnie nie radził sobie Alonso - nie miał szans, bo Calhanoglu grał znacznie dalej od niego, a do środka zbiegał też świetny przed przerwą Bellarabi. Pierwsza stuprocentowa sytuacja Bayernu była efektem nieporozumienia Benatii i Alonso, ale kolejne to skuteczne prostopadłe podania z własnej połowy.

Nic dziwnego, że Guardiola szybko wycofał się ze swojego pomysłu - w przerwie za ruchliwego, ale mało efektywnego Goetzego pojawił się Rode. To szybko rozwiązało kilka problemów - w środku pola, gdzie Alonso wreszcie miał wsparcie, ale i w ataku, bo Robben, Ribery, Mueller i Lewandowski grali znacznie bliżej siebie. Wtedy wreszcie dało się dostrzec oczywistą różnicę w jakości dwóch drużyn: chociaż Bayern pierwszego gola strzelił po rzucie rożnym, to stworzył sobie też kilka świetnych okazji po atakach pozycyjnych i kontrach. Wejście Sebastiana Rode pozwoliło gospodarzom grać wyższym i skuteczniejszym pressingiem - przed przerwą tylko 3 z 11 odbiorów miało miejsce na połowie Bayeru, po: aż 6 z 10. To właśnie 24-letni Niemiec, kojarzony głównie z defensywą, wielokrotnie zachęcał kolegów do bardziej agresywnego wyjścia z własnej połowy - sam zaliczył cztery odbiory i jeden przechwyt na połowie przeciwnika.

A Lewandowski? Otrzymał znacznie mniej podań niż w pierwszej połowie, ale wreszcie był w centrum wydarzeń, a nie na ich marginesie - czy raczej na uboczu. Miał też więcej sytuacji, wreszcie podejmował się dryblingów, rywalizował ze środkowymi, a nie bocznymi obrońcami Bayeru. Kiedy Ribery już strzelił gola, gospodarze skupili się bardziej na kontrach, starając się wykorzystać szybkość swoich zawodników. Lewandowski swoją najlepszą okazję zmarnował, ale cała akcja podkreśliła po raz kolejny zmieniony plan gry Bayernu - trzy-, czteroosobowe ataki na bardziej odsłoniętą defensywę piłkarzy z Leverkusen.

"Formalnie" ustawienie nadal przypominało 4-3-3, zwłaszcza że Robben grał niemal na równi z Rode, a za ich plecami biegał Alonso. Jednak w środku grali oni blisko siebie, trzymając między sobą niewielkie odległości - kibice często twierdzą, że to, czy piłkarz był przesunięty o pięć metrów w jedną lub w drugą stronę nie ma znaczenia, ale tym razem można było dostrzec istotę takich detali. Dzięki tak szczegółowym korektom w ustawieniu Bayernu w drugiej połowie zawodnicy Schmidta nie mieli szans, atakując jedynie przez długie podania od bramkarza lub obrońców. Goście nie mieli nawet jednej okazji, by zastawić charakterystyczny dla siebie pressing.

Dla Guardioli i jego Bayernu ten mecz jakby idealnie odzwierciedlał obecny sezon. Hiszpański szkoleniowiec na tyle pewnie czuje się ze swoim zespołem, że w nawet, wydawałoby się, tak istotnych meczach pozwala sobie na konkretne eksperymenty. Ten nowy nie przeniósł się na wynik, ale po korektach przewaga jakości pozwoliła Bayernowi łatwo wygrać mecz z bardzo dobrym w pierwszej połowie rywalem, dając też Guardioli kilka odpowiedzi. Jedną z ważniejszych jest ta, że najlepiej dla drużyny, by Robert Lewandowski grał w ataku.

Więcej o:
Copyright © Agora SA