Guardiola: odszedłem z Barcelony, bo nie miałem już wpływu na piłkarzy

- Za każdym razem gdy zostawiałem Leo Messiego na ławce, cała Barcelona wrzała - wspomina Pep Guardiola w najnowszym wywiadzie. Mówi też o tym, że łatwiej mu przychodzi powiedzieć Arjenowi Robbenowi że nie gra, niż przekonać swoją żonę do zasady rotacji w składzie

- 14 tytułów w cztery lata to był najlepszy czas w historii Barcelony. Ale nasze sukcesy stały się też klątwą. Było mi coraz trudniej motywować siebie i piłkarzy. Wygrałem z nią wszystko, widziałem, że drużynie jest coraz trudniej. A jeśli nie możesz dotrzeć do swoich piłkarzy, to czas, byś zmienił miejsce - tłumaczy Guardiola powody swojego odejścia z Barcelony po sezonie 2011-2012. Jako jeden z punktów zwrotnych wymienia półfinał Ligi Mistrzów 2012 z Chelsea. - Byliśmy dużo lepsi niż rywal, a w rewanżu straciliśmy gola w sytuacji, do której nie musiało dojść. Zanim się zorientowaliśmy, byliśmy wyeliminowani - wspomina. Wywiad jest nietypowy, dla strony internetowej Audi, czyli sponsora i udziałowca Bayernu, a Guardiola odpowiada na pytania na przemian z szefem Audi Rupertem Stadlerem. Porównuje m.in. pracę szefa drużyny piłkarskiej i wielkiej firmy. Tłumaczy, pod jak wielką presją kibiców i prasy bywał w Barcelonie. - Za każdym razem gdy zostawiałem Leo Messiego na ławce, cała Barcelona wrzała - mówi.

Czuł się już w pracy w Katalonii wypalony, dlatego zrobił sobie roczną przerwę od futbolu. I trafił z deszczu pod rynnę: do Bayernu, który jak jego Barcelona zdobywa jedno trofeum za drugim. Ale Guardiola tłumaczy, że po pierwsze, gdy się umawiał na pracę w Monachium, jeszcze się nie zanosiło na aż takie sukcesy. I po drugie, w Barcelonie czuł, że już nic nowego nie jest w stanie od siebie dołożyć. A w Monachium zastał świetną drużynę, ale też i wyzwania: jak zbudować po swojemu coś jeszcze większego, opierając się na tym, co mu zostawił Jupp Heynckes.

Trener Bayernu wspomina swoją drogę do Bayernu. Jak trzy lata temu podczas Audi Cup, towarzyskiego turnieju, na który przyjechał z Barceloną, w loży VIP przy kawie rozmawiał z Karlem-Heinzem Rummenigge i Ulim Hoenessem o swojej trenerskiej przyszłości, jeszcze wtedy niezobowiązująco. I jak potem, gdy już trwały konkretne rozmowy o przejściu do Bayernu, trzymał wszystko w tajemnicy, przez długi czas o jego planach wiedział tylko zarząd Bayernu i jego brat Pere. Ale potem farbę puścił Silvio Berlusconi, który też chciał zatrudnić Guardiolę, ale dowiedział się, że jest już umówiony z Bayernem. - Berlusconi, wtedy nie tylko właściciel Milanu, ale i premier, wygadał się, pewnie dlatego, że z nim nie podpisałem - mówi Guardiola. Ciekawie opowiada też o swoim życiu prywatnym. - W domu nie jestem trenerem. Z żoną Cristiną podejmujemy decyzje wspólnie. Z dziećmi, Bogu dzięki, mamy podobny gust muzyczny, jesteśmy się w stanie dogadać w sprawie np. Coldplaya - mówi. Z żoną dyskutuje o futbolu. - Ona czasami wybrzydza na moją taktykę. Mówi, że trzeba wystawiać ten sam skład, który wygrał ostatni mecz. Trudniej jest jej wytłumaczyć moje zasady rotacji składu, niż powiedzieć Arjenowi Robbenowi: Dziś będziesz rezerwowym.

Więcej o:
Copyright © Agora SA