Bundesliga. Borussia coraz dalej od Bayernu

Trzeci w sezonie gol Roberta Lewandowskiego nie pomógł drużynie z Dortmundu. Mistrzowie Niemiec przegrali z Schalke i po ośmiu kolejkach tracą aż dwanaście punktów do Bayernu

Zespół z Monachium ustanowił rekord Bundesligi - w sobotę wygrał po raz ósmy z rzędu i z kompletem punktów mknie po odebrane mu mistrzostwo kraju z prędkością Niemiec. Tytuł wymyka się z rąk Borussii, która jest bezradna bez swoich reżysera Mario Goetze oraz skrzydłowego Jakuba Błaszczykowskiego.

Stadion Borussii, który polskim kibicom kojarzy się z porażką 0:1 z Niemcami na mundialu w 2006 roku, tętnił życiem godzinę przed spotkaniem. Trybuna południowa, za jedną z bramek, za każdym razem jest wypełniona do ostatniego miejsca. 25 tysięcy kibiców przez cały czas skacze i śpiewa, tworząc w ten sposób "żółtą ścianę" - mur w kolorze Borussii, który ma nieść Borussię do zwycięstw. W ostatnich dwóch sezonach dortmundczycy czarowali Bundesligę, bili rekordy meczów bez porażki, bili bogaty Bayern jak chcieli. Rok temu zabrali mu wszystkie trofea.

Teraz o powtórkę będzie ciężko, gra stała się czytelniejsza dla rywali, a im więcej ogniw pęka w łańcuchu trenera Juergena Kloppa (w sobotę nie grał także Schmelzer) tym trudniej o zwycięstwa.

Pierwsza połowa była słaba, Dortmund grał jakby jego zawodnicy nie zwolnili przed pierwszym gwizdkiem ręcznego hamulca. Szybko stracili gola i bili głową w mur. Polacy nie błyszczeli. Łukasz Piszczek był ustawiony momentami jako prawy pomocnik, Robert Lewandowski miotał się między obrońcami. Raz dostał dobre podanie, ale nie opanował piłki.

Zaraz po przerwie goście z Gelsenkirchen strzelili z kontry drugiego gola i kilka tysięcy fanów w niebieskich koszulkach i białych czapeczkach oszalało z radości. Rok temu kibice Schalke wnieśli na stadion Borussii flagi, a w drzewcach przemycili zakazane petardy wybuchowe. Za karę władze Borussii zakazały im jakiejkolwiek flagi. A i tak wnieśli race, które odpadli w trakcie meczu.

Mimo, że kibice obu zespołów szczerze się nie znoszą, nie oddzielał ich od siebie żaden kordon policji ani sektor buforowy. Siedzieli obok i ograniczali do wzajemnego dokuczania. Dwa rzędy przede mną, w biało-niebieskim szaliku siedział mężczyzna w średnim wieku, który na mecz przyszedł z kolegami, fanami Borussii. Po golach dla Schalke po piwo biegali ci w żółto-czarnych szalikach, a kibic Schalke tańczył z radości między kibicami rywali. To tak jakby kibic Cracovii cieszył się na stadionie Wisły między kibicami "Białej Gwiazdy".

Mężczyzna w biało-niebieskim szaliku poleciał po piwo raz - po golu Lewandowskiego, który wykorzystał podanie Reusa z wolnego. Więcej okazji nie było, gra była chaotyczna i rwana, choć emocje trwały do samego końca.

Polscy piłkarze nadal w tym sezonie decydują o obliczu dortmundczyków, uczestniczą w większości akcji po których padają gole. Na okładce magazynu dla kibiców był w sobotę Piszczek nazywany "spokojnym Polakiem", a hasło do wifi dla BVB presse brzmiało "Lewandowski". Nie pomogło, droga po trzecie mistrzostwo bardzo się wydłużyła.

A już w środę mecz z Realem Madryt w Lidze Mistrzów.

Zobacz bramki z meczu na Z czuba.tv

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.