Dwie kolejki przed końcem czwarte, ostatnie gwarantujące udział w eliminacjach LM miejsce zajmuje Tottenham i ma punkt przewagi nad City. W niedzielę londyńczycy jadą do zdegradowanego Burnley, a Manchester gra ze słabym West Hamem. Anglicy szacują, że różnica między czwartym a piątym miejscem może wynosić nawet 40 mln euro. - Spróbujemy zmienić historię klubu - mówi Roberto Mancini, trener Manchesteru City, który jeszcze nigdy nie grał w Lidze Mistrzów.
Dla Włocha awans do LM będzie oznaczać otwarcie na oścież drzwi do skarbca arabskich właścicieli klubu. W tym sezonie na piłkarzy wydali 140 mln euro. Kilka tygodni temu ogłosili, że spróbują kupić Fernando Torresa z Liverpoolu. Podobno zaproponują 81 mln euro.
Tottenham, choć jego właścicielami są Anglicy, na szaleństwo transferowe pozwala sobie od lat. W ostatnich pięciu londyńczycy próbowali wcisnąć się do LM dzięki graczom wartym 259 mln funtów. Więcej wydały tylko Chelsea (267 mln) i Manchester City (299 mln). Mniej m.in. Manchester United (193 mln) i Arsenal (112 mln).
- Atmosfera będzie przypominać finał jakiegoś pucharu - mówi trener Harry Redknapp. 63-letni szkoleniowiec nie prowadził jeszcze zespołu w LM. W środę Tottenhamowi ma pomóc Ledley King. Środkowy obrońca cierpiący na chroniczną kontuzję kolana potrafi zmusić swój organizm do jednego występu tygodniowo. Po nim pięć dni odpoczywa.