Premier League. "Wiecznie drugi" wreszcie na szczycie, czyli jak Claudio Ranieri zaszokował świat

Na drugim miejscu kończył rozgrywki jako trener Chelsea, Juventusu, Romy i Monaco. Po drodze zaliczał nieudane przygody z Valencią, Interem i reprezentacją Grecji. Po ponad 30 latach kariery trenerskiej Claudio Ranieri wreszcie został docenionym zwycięzcą.

"Znowu drugi. Całe życie ciągle drugi. Nawet jak gdzieś pierwszy byłem, czułem się jak drugi." Przez blisko 30 lat kariery Ranieri był jak Adaś Miauczyński - chociaż od poważnych sukcesów czasem dzieliły go centymetry, to ostatecznie oglądał plecy innych.

Rok 2016 był jednak wyjątkowy w karierze 65-latka. Włoch sensacyjnie doprowadził Leicester City do zwycięstwa w Premier League, a w poniedziałek został wybrany najlepszym trenerem minionych 12 miesięcy w plebiscycie FIFA. Nagrodę zgarnął sprzed nosa triumfatora Ligi Mistrzów - Zinedine'a Zidane'a oraz mistrza Europy - Fernando Santosa. - Mam 65 lat, ale moja kariera dopiero się zaczyna - powiedział menedżer "Lisów" podczas gali w Zurychu.

Niewiara warta 15 mln funtów

- Ranieri, naprawdę? - latem 2015 roku ironicznie pytał Gary Lineker, kiedy dowiedział się, że doświadczony Włoch został następcą Nigela Pearsona w Leicester - klubie, który przed chwilą ledwo utrzymał się w Premier League. W "wiecznie drugiego" nie wierzył też Harry Redknapp. Były menedżer m.in. Tottenhamu i QPR pytał jak można zaufać komuś, kto dopiero co przegrał 0:1 z Wyspami Owczymi. - Zwolnią go jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia - prorokował z kolei były napastnik Leicester, Tony Cottee.

Tymczasem, pod wodzą Ranieriego, "Lisy" napisały jedną z najpiękniejszych historii futbolu, a brytyjscy bukmacherzy musieli wypłacić swoim klientom około 15 mln funtów. Przed sezonem kurs na sukces Leicester sięgał nawet 5000:1 - to tyle samo, ile wygralibyśmy, gdyby Bono z U2 został papieżem. Bukmacherzy za bardziej prawdopodobne (2000:1) uważali m.in. odnalezienie żywego Elvisa Presley'a czy przedstawienie niepodważalnego dowodu na istnienie Yeti.

- Zaliczyliśmy najgorszy wynik finansowy i największe wypłaty w historii - powiedział Alex Donohue z firmy bukmacherskiej Ladbrokes. - Straciliśmy małą fortunę. 5000:1, to najwyższa wygrana w historii zakładów bukmacherskich - dodał Joe Crilly, przedstawiciel Williama Hilla.

Przez lata Ranieri uważany był za miłego trenera - gentlemana - który jednak bardziej nadaje się do ratowania zespołów z opresji, niż zdobywania trofeów. Sezony kończone bez sukcesów przyćmiły początki obiecująco zapowiadającej się kariery. W Cagliari, gdzie Włoch zapracował na swoje nazwisko, rok po roku zanotował awans z Serie C1 do Serie A. Z mającym finansowe problemy Napoli ligę skończył na 4. miejscu, z Fiorentiną awansował z Serie B do Serie A, by później sięgnąć z nią po Puchar i Superpuchar Włoch. Przez dwa lata pracy w Valencii wygrał Puchar Króla i Puchar Intertoto. Ranieri potknął się dopiero w Atletico Madryt, które po kilku miesiącach, zostawił na miejscu spadkowym.

Przekonał Abramowicza

W 2000 roku do Włocha zgłosiła się Chelsea. Chociaż przez cztery sezony pobytu na Stamford Bridge Ranieri z "The Blues" trofeum nie zdobył, to jednym wygranym meczem, wpłynął na przyszłość klubu. 3 maja 2003 roku, w ostatniej kolejce Premier League, londyńczycy grali u siebie z Liverpoolem. Zwycięzca zgarniał czwarte miejsce w lidze, premiowane grą w eliminacjach LM. Chelsea wygrała 2:1, a ostateczną decyzję o kupnie klubu podjął Roman Abramowicz.

 

Kolejny sezon był najlepszym dla "The Blues" od dziesiątków lat. Ranieri zajął... drugie miejsce w lidze (najwyższe od 1955 roku!), po raz pierwszy w historii klubu doszedł do półfinału LM. Pucharów nie zdobył, bo w Premier League na drodze stanął mu niepokonany Arsenal, a w Europie piękną historię napisało AS Monaco, które dopiero w finale zatrzymał José Mourinho i jego FC Porto. Dla Abramowicza, który latem na gwiazdy wydał rekordowe 120 mln funtów, to było za mało. Rosjanin zwolnił Ranieriego, chwilę później zatrudnił "The Special One".

Na nowego pracodawcę Włoch długo nie czekał, na bezrobociu zgłosiła się do niego Valencia. "Nietoperze" w byłym szkoleniowcu widziały następcę Rafaela Beniteza, który przyjął ofertę Liverpoolu. Drugie podejście na Estadio Mestalla dobre jednak nie było. Po niezłym początku, Valencia wpadła w dołek, odpadła z LM, a z Pucharu UEFA sensacyjnie wyeliminowała ją Steaua Bukareszt. Porażka z Rumunami przelała czarę goryczy i w lutym 2005 roku Włoch pożegnał się z posadą.

Ranieri potrzebował odpoczynku. Złe wyniki w dwóch poprzednich klubach spowodowały spadek jego reputacji, już wtedy przypięto mu łatkę "majsterkowicza" i "obieżyświata". Dwa lata po zwolnieniu z Valencii Włoch wrócił do ojczyzny, podejmując się misji na pozór niewykonalnej - utrzymania w lidze AC Parmy.

Problem? Nie dla Ranieriego. Pod jego wodzą drużyna zdobyła 17 punktów w 11 meczach (poprzednik uciułał raptem 15 "oczek" w 23 spotkaniach) i ligę zakończyła na 12. miejscu. "Uprzejmy gentleman" znów zwrócił na siebie uwagę, latem przejął odbudowujący się Juventus.

Przeklęty Mourinho

Tam tytułów też jednak nie zdobył. Chociaż w pierwszym sezonie "Juve" było najskuteczniejsze w lidze, to Serie A zakończyło na trzecim miejscu. Rok później było lepiej, ale druga lokata - za plecami Interu Mourinho - poskutkowała zwolnieniem Ranieriego.

We wrześniu 2009 roku Włocha zatrudniła AS Roma, która sezon zaczęła od dwóch porażek pod wodzą Luciano Spallettiego. I znów powtórzył się dobrze znany scenariusz - zespół zaczął grać ładnie, skutecznie, Ranieri był nawet najlepiej punktującym szkoleniowcem w Serie A. Ligi jednak nie wygrał - ponownie wyprzedził go Mourinho, który pobił go też w finale Pucharu Włoch.

Obaj szkoleniowcy za sobą nie przepadali. Ich medialna wojna zaczęła się jeszcze w Londynie, kiedy Portugalczyk opowiadał dziennikarzom, że "Chelsea zatrudniła go, by wreszcie coś wygrać". - Ten człowiek nigdy nie wygrał poważnego trofeum. W Anglii przez cztery lata miał problemy z powiedzeniem "good morning" i "good afternoon". Kim jest, by zarzucać mi brak szacunku w stosunku do mediów? - pytał już we Włoszech Mourinho. Chociaż Ranieri tak ostro nigdy się nie wypowiadał, to faktem jest, że "The Special One" jako jedyny potrafił wyprowadzić go z równowagi.

Po odejściu Portugalczyka z Interu i kryzysie "Nerazzurrich", Roma mogła wreszcie odzyskać mistrzostwo. Mogła, ale kompletnie zawiodła, a Ranieri został zwolniony w połowie sezonu.

Klęska i rewanż

Ostatnim wielkim, włoskim klubem, który uwierzył w "wiecznie drugiego" był właśnie Inter. Skończyło się klapą. Włoch wygrał raptem 2 z 13 meczów w lidze, w LM odpadł po dwumeczu z Olympique Marseille. Po sześciu miesiącach pracy na San Siro, po raz kolejny w karierze został zwolniony.

Po raz drugi wydawało się, że Ranieri na najwyższym poziomie jest skończony. W 2012 roku rękę do niego wyciągnął jednak Dmitrij Rybołowlew, który chciał przywrócić lata świetności AS Monaco. W pierwszym roku Włoch bez problemu wywalczył awans do Ligue 1. W drugim zdobył 80 punktów. W każdym poprzednim sezonie dałoby mu to mistrzostwo Francji. Ale nie, na drodze Ranieriego musiało stanąć zbrojące się na potęgę PSG. Znowu było blisko, znowu zabrakło jednak trofeum, co ponownie zakończyło się dymisją.

Na powrót do pracy z jakimkolwiek klubem, 63-letniemu szkoleniowcowi, nie dawano najmniejszych szans. Zwłaszcza po tym, jak tragedią zakończyła się jego praca w greckiej federacji. Ranieri miał poprowadzić byłych mistrzów Europy na francuski turniej, ale w czterech meczach z Rumunią (0:1), Finlandią (1:1), Irlandią Północną (0:2) i Wyspami Owczymi (0:1), zdobył ledwie jeden punkt. - To było nieporozumienie - komentował prezes federacji Giorgos Sarris.

Przez lata Ranieri dorobił się łatki nieudacznika. Przeświadczenie o konieczności jego klęski było na tyle silne, że nawet, gdy Leicester było o krok od mistrzostwa Anglii, większą wiarę pokładano w rywalach. - Ma blisko 70 lat i mentalność wiecznie przegranego. Jest już za stary, by to zmienić - komentował pozycję Włocha Mourinho.

Ostatnią porażkę w poprzednim sezonie Premier League "Lisy" zanotowały jednak w lutym (1:2 z Arsenalem), po czym wygrały osiem z 12 kolejnych meczów i zaszokowały Anglię. Ranieri zagrał na nosie tym, którzy z niego drwili i mu nie ufali. Ostatnie spotkanie poprzednich rozgrywek Leicester zagrało na Stamford Bridge, gdzie Włocha i jego zespół oklaskiwał Abramowicz. Kilka miesięcy wcześniej Rosjanin, po raz drugi za swoich rządów w Chelsea, zwolnił Mourinho.

Ranieri sukcesu nie wykorzystał jednak do odszczekania się oponentom. Przyjął go z ogromną klasą, co najlepiej charakteryzuje go jako człowieka. - José to fantastyczny trener. Spory między nami są już prehistorią, a nasze relacje są bardzo dobre. Może teraz zaproponuje mi dobre, czerwone wino? Uwielbiam je i na pewno napiłbym się z nim po meczu - mówił we wrześniu.

- Nie spodziewałem się, że Claudio może wygrać Premier League. Każdy, kto teraz mówi inaczej, kłamie. Biorąc pod uwagę jego wiek sądziłem, że będzie chciał dalej realizować się jako selekcjoner, a nie menedżer w Anglii. Nikt w niego nie wierzył, co wyzwoliło w nim nowe pokłady ambicji. Zawsze taki był, dlatego cieszę się, że wreszcie mu się udało. Przez lata braku szacunku, jaki mu okazywano, zasłużył na sukces jak nikt inny - skomentował triumf Ranieriego jego były piłkarz Jesper Gronkjaer.

Cristiano Ronaldo zgarnął najważniejszą nagrodę, ale SHOW skradła jego partnerka. PIĘKNIE

Zobacz wideo
Copyright © Agora SA