Premier League. Guardiola, Mourinho i reszta. Kto w lustrze zobaczy zwycięzcę?

Witajcie na starcie sezonu, gdy faworyci są nieprzygotowani, oszczędnie szacują swoje szanse i szukają okazji na rynku transferowym. Ale bez obaw, bo Premier League wciąż gra mocnymi kartami: najlepszymi trenerami, bardzo dobrymi piłkarzami, intensywnością. Przybycie m.in. Pepa Guardioli czy Antonio Conte tylko tą globalną maszynę napędzi..

Każdy z nich miał jedenaście sekund: na wejście, przywitanie się, zapozowanie do kilku zdjęć i zrobienie pierwszego wrażenia. A potem skok na głęboką wodę i odpowiedzi na pytania dziennikarzy. Jose Mourinho wszedł do sali jakby nic się nie stało, nie zwracając kompletnie uwagi na publiczność. Po tylu latach w Anglii dla niego to była norma. Antonio Conte przywitały brawa, które mocno zmieszały włoskiego szkoleniowca. Spięty odpowiadał na pierwsze pytania w języku angielskim: w sposób rwany, choć z czasem słychać było coraz większą swobodę. A Pep Guardiola wszedł na salę konferencyjną i usiadł, ale był tak zdenerwowany, że nie do końca wiedział co zrobić z rękoma. Zupełnie jak nie on, bo każda wcześniejsza wizyta na Wyspach była dla niego - od dziecka zafascynowanego angielskim futbolem - wielkim, niemal odświętnym wydarzeniem. Jednak co innego mecze w Lidze Mistrzów a długi i pełen pułapek sezon ligowy.

- Zapnijcie pasy po drugiej stronie auta - uśmiechnął się Guardiola przy odpowiedzi na pierwsze pytanie na swoim nowym etapie kariery. To może najbardziej oczywista, ale i najlepsza obietnica przed nadchodzącym sezonem.

Gacie nad taktyką

Futbolowa Anglia jest dziwna. Atmosfera wokół spotkań jest unikalna, ale na większości stadionów wcale nie czujesz się wyjątkowo. Jakby wszystko to, co działo się w pubie lub pod stadionem wyparowało w momencie przejścia przez kołowrotki. Zainteresowanie jest ogromne, otoczka dopracowana do perfekcji, ale nie trzeba lupy, by przyglądając się dostrzec kompromitujące wpadki.

Całe przygotowania Hull City do sezonu - zwolnienie trenera, tylko jeden transfer, kluczowi piłkarze łapią kontuzje, kilku kolejnych odchodzi, kibice planują protest - są jedną wielką pomyłką, ale pomyłki zdarzają się też wielkim. Transfer Johna Stonesa do Manchesteru City został potwierdzony przez stronę UEFA, która wysłała listę zawodników zgłoszonych do Ligi Mistrzów zanim kluby zdążyły poinformować o podpisaniu kontraktu. Przed pierwszą kolejką niemal tyle samo miejsca co mistrzom Anglii z Leicester poświęca się ich kibicowi, Gary'emu Linekerowi, jakby jego występ w samych gaciach w sobotnim "Match of the Day" (program ligowy BBC) był najważniejszym wydarzeniem.

Każda liga buduje swoją charakterystykę opierając się na kilku kluczowych elementach. W Anglii wykorzystuje się intensywność rozgrywek, gra się na emocjach i przedstawia twarze głównych bohaterów, którymi od kilku sezonów nie są piłkarze, ale trenerzy. Nawet teraz, gdy na Wyspach zgromadzono kilka największych nazwisk, to można odnieść wrażenie, że liczą się tylko ich twarze, a nie to, co za nimi stoi.

- We Włoszech lubiłem mówić, że trener jest jak krawiec. Osoba, która musi uszyć odpowiedni strój dla całego zespołu, jak najlepiej dopasowany do charakterystyki i talentu piłkarzy - powiedział Conte. Łatwo jednak dostrzec, że żaden z faworytów - tyczy się to zarówno tych nowych, jak i pracujących w poprzednim sezonie - nie zdążył jeszcze odpowiednio skroić materiał. Tak Conte, Moutinho, Guardiola, jak i Arsene Wenger, Juergen Klopp oraz Mauricio Pochettino będą musieli dokonywać poprawek już na wybiegu.

- Największe kluby w tym sezonie wrócą, jestem tego pewien. Nie mogą w kolejnym sezonie popełniać tego samego błędu. Już straciły jeden sezon ze swojej historii - ostrzega Claudio Ranieri, który faworytów do tytułu widzi nawet sześciu. Wśród nich nie ma obrońców mistrzostwa, zdaniem Włocha szanse Leicester City na powtórzenie wyczynu z poprzedniego sezonu są mniejsze, niż wylądowanie ET na środku londyńskiego Piccadilly Circus.

Liga bez zwycięskiej serii

Założenie Ranieriego byłoby trafione, gdyby nie fakt, że faworyci nie przystępują do sezonu w pełni przygotowani, nie mają zamkniętych drużyn, a ich szkoleniowcy wciąż nie znają najsilniejszych jedenastek. Oczywiście powtórka z sensacji Leicester jest raczej wykluczona, ale nie bez przyczyny każdy menedżer przy określaniu szans podchodzi ostrożnie. Do tego stopnia, że Mourinho - z typową dla siebie butą - dzień przed startem ligi kpił, że jego rywale boją się jednoznacznie określać cel na mistrzostwo. - Swoimi słowami grają bardzo defensywnie - powiedział w piątek Portugalczyk.

Kto wie, czy przewagą Mourinho nie jest znajomość wymagań Premier League. W miejskim starciu derbowym z Guardiolą to on lepiej zna specyfikę ligę, jej intensywności zwłaszcza na przełomie roku, ale też walki z presją. Nawet rozumianej jako budowaniu zasieków wokół własnego zespołu. - Wiem, jak trudno jest w Anglii, bo obserwuję tę ligę od lat. Trudno znaleźć zespół, który wygrywa cztery czy pięć meczów z rzędu. Wszyscy menedżerowie z większym doświadczeniem w Premier League o tym mówią. Może to nasze największe wyzwanie, postarać się utrzymać równą, wysoką formę - przyznawał Guardiola.

Zresztą ich do Anglii przyciąga właśnie wyzwanie. Guardiola i Conte zgodnie twierdzą, że do Premier League trafili we właściwym momencie, nawet jeśli oferty były wcześniej. - Lubię próbę własnych sił w trudnych warunkach - twierdzi Włoch. Jest sprawdzony w boju, Chelsea przejął ledwie kilka dni po tym, jak jedną z najsłabszych w historii reprezentacji Włoch doprowadził do ćwierćfinału mistrzostw Europy. Ale w Londynie czeka go podobne wyzwanie - z dziesiątej w poprzednim sezonie, zdemoralizowanej i zdezorganizowanej Chelsea znów ma uczynić drużynę na miarę mistrzostwa kraju. Wielkich wzmocnień się nie doczekał, poza N'Golo Kante nie trafił na Stamford Bridge zawodnik, którego mógłby od razu wstawić do wyjściowego składu.

Sezon nieprzygotowanych

Gdyby tylko Chelsea była jedynym zespołem średnio przygotowanym do startu sezonu. Arsene Wenger ma podobny problem, tak jak Conte czeka na "specjalne oferty" na rynku transferowym, by uzupełnić braki w składzie. Ale nawet Pep Guardiola, chociaż do Manchesteru City trafiło dziewięciu piłkarzy, będzie poznawał możliwości niektórych zawodników w trakcie sezonu. Jose Mourinho musi najpierw sprzedać, by móc uzupełnić drużynę o jeszcze jedno mocne ogniwo w obronie, Juergen Klopp i Mauricio Pochettino również nie zamykają się na kolejne transfery. Tak naprawdę żaden z nich nie zgłaszał brak przygotowania, ale między słowami starali się tłumaczyć, dlaczego nie należy od pierwszego meczu oczekiwać efektownych zwycięstw.

Często (zupełnie niesłusznie) pomijanym aspektem rywalizacji o mistrzostwo jest charakterystyka nie myśli szkoleniowej stojącej za każdym z sześciu faworyzowanych trenerów, ale tego, co pcha ich do zwycięstwa. Tu różnicy nie ma - jak słusznie zauważył Ranieri, każdy z nich jest na musie. Ale środki, które mają ich prowadzić do ostatecznego triumfu są różne. Mourinho stara się wciągnąć rywali w chaos, swoje wojny i przepychanki. W pierwszych wywiadach po podpisaniu kontraktu z United twierdził, że nie uderzy w jednego, konkretnego przeciwnika, bo przy tak równej stawce byłoby to głupotą.

Z kolei Guardiola na kilkadziesiąt godzin przed debiutem w Anglii obiecywał, że nie pójdzie na żaden kompromis i wyniki mają być równie istotne, jak styl. Wenger przyznawał, że od sukcesu (lub jego braku) w ostatnim sezonie uzależnia swoje pozostanie w Arsenalu, jednocześnie przypominał o swoim strachu przed emeryturą. Conte cechuje oparta na pasji, patologiczna wręcz chęć zwyciężania. Klopp to również determinacja, agresja i pressing jako stan umysłu, ale inny niż u Pochettino. Niemiec trzyma się blisko zespołu, nawet jeśli latem odesłał z obozu w Stanach Zjednoczonych Mamadou Sakho za zachowanie obrońcy, to w Anglii jego decyzję traktuje się jako wyjątek popierający regułę. Jeszcze inny jest Pochettino, który przygotowania Tottenhamu rozpoczął od... ochrzanienia swoich piłkarzy za to, jak polegli w końcówce sezonu. Argentyńczyk przyznaje, że siedziało to w nim przez całą przerwę wakacyjną.

Karnet dla każdego

Na ich zachcianki już wydano i jeszcze zostanie wydanych pewnie kilkaset milionów funtów. Sumy transferowe także działają na wyobraźnię kibiców i słusznie - zliczając to, ile wydały dwa kluby z Manchesteru, pieniędzy starczyłoby na zakup biletu sezonowego na United lub City dla każdego mieszkańca tego miasta. Ale to tylko środki do realizacji... własnych ambicji. Bo każdy z nich podkreślał na różnym etapie przygotowań, jak osobista dla nich będzie to walka o zrealizowaniu się w tym wyzwaniu w Premier League.

Dlatego tak wściekli byli Guardiola i Mourinho, gdy nie doszło do meczu ich drużyn na stadionie olimpijskim w Pekinie kilka tygodni temu. Chętnie tworzone przez angielską prasę profile trenerskich gwiazd pokazują, że historia każdego jest podobna - w swoich domach są gośćmi, którzy wychodzą wcześnie rano i wracają późną nocą. Taka jest skala wyzwania. Po zaangażowaniu widać, jak poważna jest stawka, jak wiele każdy z nich jest gotów poświęcić, by nie tylko w Anglii się odnaleźć, ale po prostu odnieść sukces.

To nie jest liga najlepszych piłkarzy, ale przez stopniowe, choć bardziej widoczne wyrównywanie się szans - kluby drugiego i trzeciego rzędu stać na piłkarzy o coraz wyższym poziomie - staje się czymś w rodzaju szkoły przetrwania. Nie da im tego Liga Mistrzów, Bundesliga ani El Clasico, choć zakończenie i tak dla większości będzie rozczarowaniem. Pięciu z wymienianej szóstki w maju przyszłego roku poczuje się najbardziej samotnymi ludźmi na tej planecie, a tylko jeden spojrzy w lustro i zobaczy zwycięzcę.

Więcej o:
Copyright © Agora SA