Porzućcie wszelką nadzieję, naiwniacy, którym się wydawało, że czas przymusowego odwyku od futbolu był dla Jose Mourinho czasem refleksji nad tym, co poszło nie tak podczas ostatnich miesięcy pracy w Chelsea. Że jego dotychczasowy wizerunek - człowieka toczącego nieustanną bitwę z całym światem, a przy tym człowieka o gigantycznym ego - na dłuższą metę może nie służyć drużynie.
Podczas oficjalnej prezentacji w Manchesterze zobaczyliśmy człowieka, który nie próbował nawet (jak przy drugim podejściu do Chelsea, gdy mówił o sobie jako o "Happy One") udawać sympatycznego. Słowo "ja", jak błyskawicznie policzono, wypowiedział dziewięćdziesiąt jeden razy. Praca, jaką otrzymał, dla niego samego nie jest pracą wymarzoną - raczej to inni o niej marzą i nie mają szansy jej dostać. To ostatnie dotyczy także Ryana Giggsa, bo tak brzmi wytłumaczenie ze strony Mourinho odejścia z klubu dotychczasowego asystenta Louisa van Gaala i Davida Moyesa, a wcześniej legendarnego zawodnika: "To nie moja wina, że stanowisko, którego pożądał, klub zdecydował się powierzyć mnie" - powiedział nowy menedżer MU.
Oczekiwanie sukcesów? Presja w związku z ostatnim niepowodzeniem? Największą presję nakłada sam na siebie. Jako pięćdziesięciotrzylatek jest wciąż młodym trenerem, stabilnym, z wielką motywacją i gigantycznymi osiągnięciami - powiada. Ostatnie mistrzostwo kraju zdobył wszak rok temu, a nie - jak niektórzy - dziesięć czy piętnaście lat temu (trudno w tym nie widzieć aluzji do Arsene'a Wengera), więc "jeśli ja mam coś do udowodnienia, to co dopiero inni". Nie jest też rzekomo dobry w zabawie słowami albo "ukrywaniu się za płaszczykiem filozofii" (kolejna aluzja do Wengera, ale też Louisa van Gaala), woli, jak jego drużyny grają agresywniej (o unikaniu ryzyka przez van Gaala napisaliśmy w ostatnich miesiącach setki akapitów). O Guardioli mówić nie chce, to nie będzie wyścig między dwoma czy trzema rywalami, jak we Włoszech czy w Hiszpanii, ale - jak pokazał ostatni sukces Leicester - rozwiązywanie równania, w którym niewiadomych jest o wiele więcej: "gdybym się skupiał na jednym przeciwniku, pozostali mieliby z tego niepotrzebną uciechę".
Najciekawsze fragmenty konferencji dotyczyły przyszłości Wayne'a Rooneya (Mourinho dał do zrozumienia, że wciąż widzi go w polu karnym rywali, a nie np. jako cofniętego rozgrywającego - przy okazji dał prztyczka Royowi Hodgsonowi, mówiąc, że on nie kazałby kapitanowi United biegać pięćdziesiąt metrów od bramki), a także zarzutu, że rzekomo nie daje szans młodzieży. Tu był przygotowany: w czasie swojej pracy w Porto, Chelsea, Interze czy Realu, dał szansę debiutu w pierwszej drużynie 49 wychowankom. Najwyraźniej pomylił się tu zresztą w wyliczeniach, bo naprawdę było ich 43 - z czego wielką karierę zrobili tylko Jese, Morata i Casemiro. Debiutanci z Chelsea (Anthony Grant, Steven Watt, Jimmy Smith, Michael Woods, Ben Sahar, Sam Hutchinson, Lenny Pidgeley z pierwszego pobytu, Lewis Baker, Dominic Solanke, Ruben Loftus-Cheek, John Swift, Andreas Christensen, Bertrand Traore z drugiego - nie stali się dotąd megagwiazdami). W szczegóły się nie wdawał, trwałoby to wszak zbyt długo, na razie wystarczy powiedzieć, że "jedno ogóle w szczegóły bezpieczniej się nie wdawać; wystarczy poprzestać na mocnej frazie, że "kłamstwo powtarzane wiele razy wygląda na prawdę, ale nigdy nie będzie prawdą". W tym punkcie Mourinho odpalił zresztą kolejną racę w van Gaala: nie omieszkał podkreślić, że u niego debiuty młodych nigdy nie były efektem kontuzji i że w ogóle jego piłkarze rzadko łapali urazy (w domyśle: nie to co u Holendra.).
Kiedy jego nominację ogłoszono, pisałem w Sport.pl , że Jose Mourinho nie może się zmienić, nawet gdyby chciał - nie pozwala na to logika świata, w którym piłka nożna dawno przestała być tylko sportem. Pracodawcy oczekują szybkiego sukcesu, co dotąd zapewniał i co osiągał w takim właśnie, konfrontacyjnym stylu, wznosząc wokół swoich drużyn mury oblężonej twierdzy (kto będzie się zastanawiał, w jakim stanie zostawi drużynę po trzech latach, kto będzie pytał o ocenę trzyletniego właśnie okresu w Madrycie i Londynie, skoro wcześniej wróci do Ligi Mistrzów i powalczy o mistrzostwo kraju?). Media szukają okazji do mnożenia sensacyjnych doniesień o kolejnych przekroczeniach. Dla funkcjonujących w świecie rozdyskutowanych portali społecznościowych fanów słowne bitwy toczone przez menedżerów także stanowią bezcenne paliwo. Jose Mourinho zapewnia to wszystko - jak widać od pierwszego dnia pracy.
Wzruszające momenty w Paryżu! Islandia zdobyła serca całej Europy. Wojownicy [ZDJĘCIA]