Liga angielska. Niegrzeczny chłopiec Dele Alli

Najważniejsze dziś pytanie piłkarskiej Anglii (obok nieśmiertelnej kwestii, co zrobić z Rooneyem) brzmi: jak wychować Dele Alliego? O wielkim talencie wielkiego łobuza pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i komentator Sport.pl

Dla niego sezon właśnie się skończył. Koledzy walczą jeszcze o obronę drugiego miejsca w tabeli (szanse na mistrzostwo mają mikroskopijne po poniedziałkowym remisie z West Bromwich Albion - na trzy kolejki przed finiszem tracą do Leicester siedem punktów), ale on sam rozpoczyna właśnie odsiadywanie trzymeczowej dyskwalifikacji za walnięcie w brzuch Claudio Yacoba z WBA. Być może kara przyszła w samą porę - nie był to pierwszy taki incydent z udziałem Dele Alliego, a czterdzieści siedem dni przerwy do następnego meczu o stawkę, już na mistrzostwach Europy, może pozwolić mu ochłonąć - tak, żeby jego wyczekiwany z niecierpliwością występ na francuskich boiskach nie zakończył się wielkim skandalem i jeszcze większym rozczarowaniem.

Dele jak Pele?

Wybrany właśnie młodym piłkarzem roku w Premier League 20-letni pomocnik Tottenhamu Dele Alli sezon miał zaiste niebywały. Sprowadzony przed jego rozpoczęciem z drugoligowego MK Dons za marne 5 milionów funtów (dziś wart pewnie dziesięć razy tyle), przyznawał w jednym z wywiadów, że po cichu liczył na dziesięć meczów w pierwszym składzie - a samych goli strzelił dziesięć, grając na boiskach Anglii i Europy aż 46 razy i zaliczając 11 asyst. Już w swoim pierwszym występie, podczas przedsezonowego sparingu z Realem, zachwycił fanów zakładając siatkę Luce Modriciowi - i już do końca sezonu kibice liczyli, ile razy ośmieszał rywali podobną sztuczką (w Premier League zdarzyło się to 17 razy, w Lidze Europy - 8 razy, do tego 3 razy w meczach reprezentacji). Ani trochę niespeszony w gronie starszych i bardziej doświadczonych kolegów (podczas jednego z pierwszych wywiadów telewizyjnych wybuchnął śmiechem, kiedy towarzyszący mu Jan Vertonghen przyznał, że na pierwszych treningach nie miał pojęcia, kim jest ów napalony dzieciak, bo przecież nie oglądał nigdy piłki drugoligowej), w Premier League parł do przodu z tą samą bezczelną odwagą, z jaką debiutancki mecz w barwach MK Dons, jeszcze jako szesnastolatek, zaczął od efektownego podania piętą ("Myślałem, że zabiję gnojka" - wspominał jego ówczesny trener, Karl Robinson). Szybko powołany do reprezentacji Anglii, do dziś zagrał w niej sześciokrotnie, strzelając pięknego gola Francuzom i otrzymując najwyższe noty za mecz z Niemcami - eksperci nie mają wątpliwości, że niemal nieznany przed rokiem nastolatek nie tylko pojedzie na mistrzostwa, ale będzie w nich graczem wyjściowej jedenastki.

Trudno się dziwić, że ostatnie miesiące w mediach z Fleet Street to czas pompowania kolejnego balona - niezliczonych tekstów o "Pele Allim", największym angielskim talencie jeśli nie od czasów Paula Gascoigne'a (tak uważa np. sir Alex Ferguson), to z pewnością Stevena Gerrarda, na którym się zresztą wzoruje.

Przyznajmy: dał ku temu wiele powodów. Nie chodzi tylko o wspomniane asysty i gole, z tym najpiękniejszym, strzelonym zimą w meczu z Crystal Palace (otrzymał piłkę przed szesnastką, będąc plecami do bramki, przerzucił ją nad próbującym go powstrzymać rywalem, i uderzył z woleja).

 

Chodzi o szybkość, o drybling i wślizg, o strzał z dystansu, o pracowitość w pressingu i wyobraźnię w rozegraniu, o telepatyczne niemal zrozumienie z Harrym Kane'em, ale także o uniwersalność. Z początku w Tottenhamie pojawiał się jako asekurujący obrońców w ustawieniu 4-2-3-1 partner swojego pozaboiskowego kumpla (ich dowcipy na portalach społecznościowych nie mają końca) Erica Diera. Potem bywał zarówno cofniętym rozgrywającym, jak klasycznym ofensywnym pomocnikiem, biegającym między dwoma polami karnymi, a także lewoskrzydłowym i ustawionym za plecami Kane'a "trequartistą". Wślizgi, rajdy, strzały z daleka: trudno się dziwić, że tak często porównuje się go z Gerrardem

Alli jak Ali?

Po meczu z WBA, analizujący incydent z Yacobem w studiu Sky Sports Jamie Carragher użył jednak innego porównania - z młodym Wayne'em Rooneyem. Rzecz w tym, że starcie Alliego z pomocnikiem rywali nie było pierwszym takim przypadkiem w sezonie. "Nosił wilk razy kilka", można by powiedzieć, bo do tej pory podobne wybryki uchodziły mu raczej na sucho. Podczas meczu z Sunderlandem rzucił piłką w twarz Patricka van Aanholta. Grając z Newcastle wdał się w przepychankę z Alaksandrem Mitroviciem. W trakcie spotkania z Crystal Palace, zapamiętanego dzięki wspomnianej bramce, miał specjalnie nadepnąć Yohana Cabaye'a. Podczas derbów z West Hamem popchnął Marka Noble'a. Grając w Lidze Europy przeciwko Fiorentinie kopnął Nenada Tomovicia. W sumie podczas tego sezonu faulował pięćdziesięciokrotnie i dostał jedenaście żółtych kartek - najwięcej ze wszystkich piłkarzy Tottenhamu. Nic dziwnego, że oprócz frazy o "Pele Allim" pojawiła się inna, zestawiająca Anglika z legendarnym bokserem Muhammadem Alim.

Oto, dlaczego angielscy eksperci mają nadzieję, że Alli wyciągnie wnioski z obecnej dyskwalifikacji. Jamie Carragher pamięta aż za dobrze mecz, w którym sprowokowany podczas mundialu w 2006 r. przez Portugalczyków młody Rooney wyleciał z boiska - dzisiejszy komentator Sky Sports był wówczas jednym z trójki piłkarzy, których strzały obronił Ricardo podczas serii rzutów karnych. "Alli będzie prowokowany tak samo jak wtedy Rooney" - przestrzega Carragher. Anglicy mają świadomość, że ich młoda drużyna prezentuje się lepiej niż w ciągu ostatnich paru sezonów, i wolą dmuchać na zimne. O ileż zresztą ciekawsza od rozważań, czy młodego piłkarza Tottenhamu kolejny raz poniosą nerwy, wydaje się dyskusja, czy z dziesiątką na plecach powinien na Euro grać Dele Alli, czy może Rooney.

Dele jak Mauricio

Co ciekawe, najmniejszego problemu w zachowaniach swojego podopiecznego nie widzi Mauricio Pochettino. Argentyński trener, który ku radości fanów tego klubu zapowiedział właśnie, że przedłuży kontrakt z Tottenhamem do 2021 r., wręcz chwali zadziorny charakter Alliego i porównuje go do siebie samego z czasów, gdy grał jeszcze w Espanyolu. "Jest trochę niegrzeczny, ale to dobrze. Ja to lubię. Byłem taki sam. Przez dziesięć czy jedenaście lat w Hiszpanii miałem trzynaście albo czternaście czerwonych kartek - to rekord" - mówił nie bez dumy Pochettino wkrótce po meczu z Fiorentiną, chwaląc spryt młodego pomocnika i również zestawiając go z własnym sprytem: "Zwykle w pierwszej akcji dostawałem żółtą kartkę, ale potem zawsze grałem lepiej. Tak, zawsze lepiej grałem z żółtą kartką niż bez niej".

Pochettino oczywiście trochę żartował. Po incydencie z Yacobem uspokajał, że Dele Alli świetnie wie, iż popełnił błąd, ale że wyciągnie z niego wnioski. "Przez cały rok widzieliście, jak wytrzymywał presję. Jest cichy i spokojny i zachowuje się wyjątkowo dojrzale jak na to, co przydarzyło mu się w trakcie tego szalonego sezonu" - przekonywał dziennikarzy, dodając nie bez racji, że znając już temperament chłopaka, rywale robią wszystko, by wyprowadzić go z równowagi.

Dele Alli ma więc szczęście do trenerów. Dzieciństwo miał bardzo ciężkie - uzależniona od narkotyków i alkoholu matka postanowiła oddać go do adopcji, gdy miał trzynaście lat, on sam również obracał się w kiepskim towarzystwie i o mało nie wyleciał ze szkoły. Wtedy potrafił mu pomóc menedżer MK Dons: Alli trafił do rodziny, która zadbała o jego rozwój pozaboiskowy, a dalsze losy jego dawnych kolegów stały się - jak mówił niedawno - najlepszą przestrogą na przyszłość. Teraz pomaga mu Pochettino, rozumiejąc, że bez sporej dawki cwaniactwa i bezczelności, młody Anglik nie stałby się tym, kim jest dzisiaj. Że najgorsze, co można by teraz zrobić, to próbować go okiełznać. Już lepiej, żeby sam się nauczył panowania nad sobą - na własnych błędach, jak ten z meczu z WBA. W końcu nie dać się podpuścić rywalowi to taka sama piłkarska umiejętność, jak założenie mu siatki.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.