Premier League. Tottenham - Arsenal. Jak Mauricio Pochettino sprawił, że z Tottenhamu już się nie śmieją?

Sobotnie derby północnego Londynu uważa się za jedne z najważniejszych w historii: po raz pierwszy od lat Tottenham przystępuje do nich w roli zdecydowanego faworyta. O Mauricio Pochettino, pod którego rządami ta drużyna przestała być pośmiewiskiem całej Anglii, pisze Michał Okoński, dziennikarz ?Tygodnika Powszechnego? i komentator Sport.pl. Relacja na żywo od godz. 13.45 w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE!

Tottenham walczący o mistrzostwo kraju, to wciąż brzmi jak żart, zważywszy że chodzi o drużynę, której szczytem - zwykle niespełnionych - marzeń był awans do Ligi Mistrzów. Tottenham mający najlepszy bilans bramkowy w lidze, najwięcej goli strzelonych i najmniej straconych. Tottenham zdobywający najwięcej - aż siedemnaście punktów - w meczach, podczas których stracił gola jako pierwszy. Wszystko to wydaje się niewiarygodne, jeśli zważyć, że tę drużynę przez ostatnie dekady opisywała anegdota o Aleksie Fergusonie, który podczas odprawy przed jednym z meczów powiedział po prostu "Lads, it's Tottenham", co miało znaczyć, że nie ma o czym gadać: rywale są wprawdzie mili i fajni, ale (jak wspominał Roy Keane), "i tak spuścicie im wp ".

Rzecz w tym, że "miła i fajna" niegdyś drużyna, pełna gwiazd i gwiazdek sprowadzanych z zagranicy przy niemałych prowizjach agentów; gwiazd i gwiazdek - dodajmy - niespecjalnie przykładających się do pracy, zmieniła się w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy w drużynę biegającą najwięcej i faulującą najczęściej w Premier League - przy czym owe faule nie są wynikiem jakiejś szczególnej brutalności; po prostu jej nowy trener przekonał piłkarzy do uganiania się za rywalami i nieustannej walki o odbiór piłki po stracie.

W drodze na szczyt

Wiele może być symboli tej zmiany: luksusowego dyrektora sportowego Franco Baldiniego, który lekką ręką wydał prawie sto milionów funtów z transferu Garetha Bale'a na piłkarzy typu Roberto Soldado, Etienne Capoue, Vlad Chiriches czy Paulinho (sprawdzili się jedynie Christian Eriksen oraz - z pewnymi wątpliwościami, bo kosztował jednak trzydzieści milionów funtów - Erik Lamela) zastąpił młody analityk z Southamptonu Paul Mitchell, którego najlepszym transferem jest, jak dotąd, murowany kandydat na młodego piłkarza sezonu Dele Alli - kosztował zaledwie pięć milionów. Lamelę - bezproduktywnego i wiecznie kontuzjowanego dryblera - zastąpił Lamela mający najwięcej, spośród graczy ofensywnych, wślizgów w całej lidze, a przy tym w końcu strzelający bramki i wypracowujący kolegom po kilka sytuacji w meczu. Erica Diera, rezerwowego obrońcę, co do którego nie było jasne, czy ma grać na środku, czy po prawej stronie, zastąpił Dier - jeden z najlepszych dziś defensywnych pomocników w Premier League. Moussa Dembele - piłkarz zawsze tyleż błyskotliwy, co mający tendencje do przechodzenia obok meczu, holujący piłkę tak, że rywale dawno zdołali się ustawić - jest jednym z najsilniejszych ofensywnych pomocników tej ligi. W ciągu ostatnich czterech okienek transferowych udało się osiągnąć ponad 6 milionów funtów zysku, a drużyna wydaje się mocniejsza niż kiedykolwiek.

Nade wszystko jednak: obecne sukcesy Tottenhamu mają pucułowatą twarz jego menedżera, Mauricio Pochettino. 43-letni dziś Argentyńczyk jest już jednym z najgorętszych nazwisk trenerskich w Europie. W ciągu ostatnich tygodni angielskie media informowały, że jego nazwisko znalazło się na pięcioosobowej "krótkiej liście" kandydatów na kolejnego trenera Chelsea i że Manchester United przymierzał się do zastąpienia nim Louisa van Gaala. Kilka dni temu "El Pais" wspominał o nim również jako o branym pod uwagę przez Real Madryt - prezesa Pereza mają wszakże zniechęcać trudności, jakie miał z prezesem Levym przy negocjowaniu transferów Modricia i Bale'a. Inna wschodząca trenerska gwiazda kontynentu, Thomas Tuchel, mówi, że nie może się doczekać spotkania prowadzonej przezeń Borussii Dortmund z Tottenhamem, w dwumeczu, który ma stać się ozdobą marcowych spotkań Ligi Europejskiej.

Mistrz i uczeń

Jest w sensie ścisłym odkryciem Marcelo Bielsy. Jonathan Wilson w niewydanej jeszcze historii argentyńskiego futbolu (jej polski przekład ukaże się nakładem wydawnictwa SQN) opisuje, jak w początkach swojej trenerskiej kariery "Szaleniec" Bielsa metodycznie przemierza ogromne połacie ojczyzny w poszukiwaniu młodych talentów - jak o drugiej w nocy wysiada ze swego Fiata 147 przed domem rodziców trzynastoletniego wówczas Mauricio, jak ogląda stopy śpiącego chłopca i decyduje o ściągnięciu go do Newell's Old Boys. Pięć lat później, kiedy Bielsa z koordynatora do spraw młodzieży staje się trenerem pierwszej drużyny Newell's, osiemnastoletni Pochettino zaczyna w niej grać, a wkrótce zdobywają razem mistrzostwo argentyńskiej Primera Division, grają też w finale Copa Libertadores. Co ciekawe: z czternastu piłkarzy Newell's Old Boys, którzy ćwierć wieku temu grali w tamtym meczu, aż jedenastu zostało szkoleniowcami; wielu z nich - jak Pochettino - mówiłoby przy tym o Bielsie jako o "piłkarskim ojcu".

Jako obrońca nie stronił od ostrej gry: po niedawnym meczu z Fiorentiną, gdy pytano go o potencjalną czerwoną kartkę dla Dele Alliego, mówił, że chłopak przypomina mu trochę siebie z czasów młodości: że jest "trochę niegrzeczny", co bardzo mu się podoba. Sam w ciągu dziesięciu lat w Espanoylu, gdzie przeprowadził się z Argentyny (później grał jeszcze we Francji), dostał trzynaście czerwonych kartek, co było klubowym rekordem. Żartował, że żółtą kartkę łapał zwykle w pierwszej akcji, ale potem grał lepiej; że był sprytny tak samo jak sprytny jest Dele Alli.

Kiedy w styczniu 2009 r. zaczynał pracę trenerską w tymże Espanyolu, drużyna była zagrożona spadkiem z ligi - nie dość, że zdołał ją uratować i wyprowadzić na dziesiąte miejsce w tabeli, to w walce o utrzymanie popsuł statystyki wielkiej wówczas i niepokonanej od sierpnia Barcelony Pepa Guardioli. Lutowe zwycięstwo na Camp Nou określano mianem cudu; prasa pisała, że miejscowi wolnomyśliciele powinni zawiesić ateistyczną kampanię, skoro udowodniono, że Bóg istnieje, a w dodatku kibicuje Espanyolowi.

Drużyna bez gwiazd

Pochettino jednak nie myślał niczego zostawiać boskiej interwencji: Guardiola mówił wówczas, że drużyny, z którymi przychodzi grać Barcelonie dzielą się na takie, które czekają, aż ty się na nie rzucisz i takie, które rzucają się na ciebie - Espanoyl pod Argentyńczykiem rzucał się na rywali, tak samo jak robiła to Barcelona Guardioli i tak samo, jak robiły to drużyny Bielsy. Już tam, w Katalonii, piłkarze prowadzeni przez Pochettino mówili, że podczas treningów w tygodniu "cierpią jak psy", ale nie żałują, bo w niedzielę widzą efekty. W Tottenhamie podczas okresu przygotowawczego treningi odbywały się nawet trzy razy dziennie, ale dziś drużyna należy do najlepiej przygotowanych fizycznie do sezonu; tylko w Bournemouth piłkarze potrafią biegać tak dużo, a kontuzje mięśni prawie się im nie zdarzają. Wyposażeni w odbiorniki GPS, konfrontowani z powtórkami wideo, pokazującymi ich błędy, analizujący wraz z trenerem poszczególne rozegrania i akcje, zarówno w Espanoylu, jak potem w Southamptonie i Tottenhamie, stają się lepszymi piłkarzami. Kiedy Pochettino przeprowadzał się z południa Anglii do Londynu, w Southamptonie nie zamykały się drzwi przed kupcami na kolejnych piłkarzy, którzy rozkwitli pod jego skrzydłami: za Shawa, Lallanę, Lovrena i Chambersa płacono dziesiątki milionów funtów. Żeby historia nie powtórzyła się w Tottenhamie, pilnuje prezes Daniel Levy, przedłużając umowy i dając podwyżki kluczowym zawodnikom - ostatnio wspomnianym Alliemu i Dembele, wcześniej Harry'emu Kane'owi.

Inna sprawa, że oprócz świetnego przygotowania fizycznego i przekonania piłkarzy co do skuteczności pressingu, na sukces Pochettino w Tottenhamie składają się inne czynniki. Jednym z nich jest etos drużyny. Tu rzeczywiście nie ma gwiazd, a ci, którzy mają na nie zadatki, przodują w ciężkiej pracy na boisku: żaden ofensywny pomocnik Premier League nie ma tylu przechwytów, co Dele Alli, żaden napastnik tylu, co Harry Kane. Pochettino mówił ostatnio, że kiedy przyszedł do Tottenhamu, wprowadził w drużynie nowy zwyczaj: codziennie rano, na powitanie, wszyscy podają sobie ręce, co ma być znakiem wzajemnego szacunku i tego, że "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Z podobnej potrzeby wziął kilka tygodni temu piłkarzy na kilkudniowe zgrupowanie do Barcelony: trenowali równie ciężko, a może nawet ciężej, jak pod Londynem, ale mieli też czas na wspólne łażenie po pięknym mieście i zobaczenie swoich twarzy w innym niż na co dzień kontekście. O Tottenhamie nie sposób dziś powiedzieć tego, co kilka dni temu o Arsenalu mówił w radiu BBC były piłkarz Liverpoolu, a obecnie Stoke Charlie Adam. Zapytany, co słyszy na boisku, gdy gra przeciw Kanonierom, powiedział, że nic, bo gracze Arsenalu w ogóle ze sobą nie rozmawiają. Warto zobaczyć i ten aspekt sprawy przed derbami północnego Londynu.

Wnioski z błędów

Ale pod ciepłym uśmiechem, zdobiącym rumiane policzki Mauricio Pochettino, kryje się człowiek potrafiący iść do celu tyleż konsekwentnie, co bezwzględnie. Jego przyjście do klubu oznaczało pożegnanie z kapitanem drużyny i jednym z ulubieńców kibiców Michaelem Dawsonem, potem odchodzili Aaron Lennon, Emanuel Adebayor i Andros Townsend - każdy z nich, kiedy przestał mieścić się w planach trenera, musiał trenować z rezerwami.

W tym, jak przebudowuje drużynę, on sam widzi ciągłość z czasami pracy pod Marcelo Bielsą. Na jednej z konferencji prasowych mówi o mieszance rutyny i młodości, jaką zbudował jego dawny mentor w Newell's Old Boys. Żeby zaszczepić w drużynie dobre nawyki, zdobyć posłuch, zarazić - jak mówi - "filozofią", potrzebuje młodych, niezepsutych jeszcze graczy. Tylko młode organizmy są w stanie wytrzymać intensywność treningów i gry pressingiem w trakcie kolejnych spotkań. Z drugiej strony nie jest przypadkiem, że za organizację gry obronnej - w tej najlepszej dziś defensywie Premier League - odpowiadają ci najbardziej doświadczeni: francuski bramkarz Hugo Lloris i belgijska para stoperów Toby Alderweireld-Jan Vertonghen (ten ostatni od kilku tygodni kontuzjowany; z powodzeniem zastępuje go Austriak Kevin Wimmer).

Najważniejsze na dziś pytanie brzmi, czy wyciągnął wnioski także z porażek Bielsy. Drużyny trenowane przez Argentyńczyka bowiem, owszem, imponowały przygotowaniem fizycznym, energią pressingu ("Twoi piłkarze to zwierzęta" - mówił kiedyś Guardiola do Bielsy po meczu Barcelony z Athletic Bilbao; "walczą jak zwierzęta" - mówił kilkanaście dni temu o Tottenhamie trener Watfordu Quique Flores), ale w ostatniej fazie sezonu ta energia gdzieś się ulatniała: piłkarze tracili siły, łapali kontuzje, czuli się psychicznie wypaleni. Jeśli spojrzeć na statystyki pięciu dotychczasowych pełnych sezonów drużyn Pochettino, wypada zauważyć, że w czterech przypadkach średnia punktów zdobytych w trakcie ostatnich dwunastu meczów była wyraźnie niższa niż średnia z pierwszych dwudziestu sześciu spotkań.

Uważni obserwatorzy gry Tottenhamu zwracają jednak uwagę, że pressing tej drużyny nie jest w tym sezonie aż tak szalony jak w poprzednim, a jeszcze mniej intensywny, niż w czasach jego pobytu w Southamptonie. Że Pochettino dojrzewa jako trener i że w związku z tym załamanie formy nie przyjdzie albo będzie mniej dotkliwe. Widać zresztą po liczbie kontuzjowanych, że piłkarze z White Hart Lane wciąż radzą sobie całkiem dobrze. Na wymagającej najwięcej biegania w systemie Pochettino pozycji bocznego obrońcy trwa nieustanna rotacja: Ben Davies zastępuje Danny'ego Rose'a po lewej, a Kieran Trippier Kyle'a Walkera po prawej stronie. Innymi słowy: Argentyńczyk wie, co robi.

Może, nie musi

Przed derbami północnego Londynu panuje przekonanie, że lepszych piłkarzy w swoim klubie trenuje Arsene Wenger - ale że to Mauricio Pochettino ma lepszą drużynę. Czy ta drużyna ma potencjał na mistrzostwo kraju, to oczywiście zupełnie inna sprawa. Czy przed tym, z pewnością najbardziej szalonym sezonem w historii Premier League ktokolwiek się spodziewał, że o tej porze roku Tottenham będzie wiceliderem, mającym zaledwie trzy punkty straty do Leicester? Zadaniem, jakie stawiał sobie w sierpniu Mauricio Pochettino brzmiało: zmniejszyć dystans do czołówki. Jeśli przy okazji uda się awansować do Ligi Mistrzów, będzie fantastycznie. Ten cel wciąż pozostaje aktualny: w przeciwieństwie do Arsenalu, w walce o mistrzostwo Tottenham nic nie musi.

Jeśli jednak się uda, jeśli piłkarze Pochettino nie "spuchną", w jego karierze pojawią się nowe wyzwania. Lepsi od niego szkoleniowcy musieli patrzeć na kryzys swoich drużyn w trzecim sezonie.

No chyba że trzeciego sezonu nie będzie, a Tottenham straci kolejną gwiazdę, tak jak stracił kiedyś Berbatowa, Modricia czy Bale'a. Tyle że tą gwiazdą będzie tym razem trener.

Zgadniesz, której drużynie kibicuje ta pani [QUIZ]

Zobacz wideo
Kto wygra derby północnego Londynu?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.