Premier League. Leicester City, Crystal Palace, West Ham, Watford... Czy to nowy porządek?

W Premier League trwa sezon niespodzianek. Leicester City w połowie dystansu wciąż jest w czubie tabeli, Crystal Palace, West Ham oraz Watford także radzą sobie znakomicie. Czyżby trzeba było przyzwyczajać się do zmiany rozkładu sił w lidze angielskiej?

Gdy zaczynał się sezon nie było rozmowy o sensacjach. Nie - spodziewano się bardziej zaciętego wyścigu mistrzowskiego, ale faworytami byli starzy znajomi: Chelsea, Arsenal, Manchester City i United. Tymczasem pierwsza część sezonu nie tyle zweryfikowała te typy, co skierowała zainteresowanie kibiców na niespodziewanych gości w ligowej czołówce. Patrząc na poprzednie dziesięć sezonów Premier League, jeszcze nigdy w czołowej ósemce na tym etapie sezonu nie było aż czterech drużyn spoza tych regularnie grających w europejskich pucharach. Rok 2015 Anglia zaczynała tylko z Southampton i West Hamem w ósemce, teraz pierwsi spadli w środek tabeli, ale kryzysy mocniejszych wykorzystali w Leicester, Crystal Palace i Watfordzie. Nowy porządek?

19.09.2015: Manchester City - West Ham United 1:2

Drużyna z Londynu to idealny przykład zachodzących zmian. Warto przypomnieć, że już w poprzednim sezonie West Ham radził sobie świetnie, na półmetku był blisko czołówki, ale w drugiej części sezonu zaprzepaścił szanse na zbliżenie się do mocniejszych rywali. Jednak od początku tych rozgrywek drużyna Slavena Bilicia daje jeszcze więcej powodów do optymizmu. "Młotom" niemal udało się zebrać "Wielkiego Szlema", czyli pokonać Manchester City, Chelsea, Arsenal i Manchester United - tylko z tym ostatnim zespołem West Ham zremisował.

- Po pokonaniu Arsenalu, Liverpoolu i Manchesteru City ludzie spodziewają się, że wygramy z Norwich 6:0. Ale tak to nie działa - mówił niedawno Bilić. - Najlepiej określił to Jose Mourinho: to nie jest nowy porządek świata, ale finansowe wsparcie do mniejszych klubów z ligi podniosło ich jakość. Wcześniej te zespoły miały energię, teraz doszła klasa piłkarska. Każdy jest wystarczająco dobry, nie możesz pozwolić sobie na trochę niższe tempo.

Na większych pieniądzach skorzystał także West Ham - z Olympique Marsylia ściągnął Dimitriego Payeta, Angelo Ogbonna trafił do Londynu z Juventusu Turyn, a Pedro Obiang z Sampdorii. To ten ostatni zaliczył dwie asysty w wyjazdowym meczu z Manchesterem City. Pierwszy z wymienionej trójki był rewelacją początku sezonu. A przecież jeszcze trzy lata temu najlepszym skrzydłowym "Młotów" był Matt Jarvis. Między nim a Payetem jest nie tyle różnica, ale jakościowa przepaść.

- Indywidualna jakość piłkarzy w Premier League jest większa z racji pieniędzy, które kluby mogą wydać. W Crystal Palace mają Zahę, Bolasiego, Cabaye'a i innych świetnych zawodników, co nie jest normalne - mówił Juergen Klopp w wywiadzie po kilku pierwszych tygodniach pracy w Anglii. - Nie znajdziecie takich klubów w Niemczech. W Bundeslidze nie ma tylu indywidualności w zespołach, więc trzeba szukać sposobów kolektywnie, dla całej drużyny.

08.12.2015: Wolfsburg - Manchester United 3:2

Efekty działań klubów Premier League na letnim rynku transferowym częściowo pokazuje także problemy tych największych. Odpadnięcie Manchesteru United z Ligi Mistrzów pokazało, że "Czerwone Diabły" nie wzmocniły wystarczająco zespołu. Jednak można zaryzykować stwierdzenie, że jeszcze kilka lat temu talentom pokroju Memphisa Depaya czy Anthony'ego Martiala byłoby łatwiej wkomponować się w ten zespół. Zwłaszcza w lidze, gdzie nie było piłkarzy o takim potencjale technicznym czy szybkościowym. Jednak teraz, w trudniejszej i bardziej wyrównanej rzeczywistości ich gra jest recenzowana porównaniami do np. Riyada Mahreza (Leicester), wspomnianego Payeta, czy Sadio Mane (Southampton).

Jest i druga strona kryzysu Manchesteru United - kluby, które radziły sobie z zespołem Louisa van Gaala. Chelsea była teoretycznie najsilniejszym i najtrudniejszym rywalem "Czerwonych Diabłów" w serii spotkań od końca listopada. Tymczasem United przegrywali z Bournemouth, Norwich i Stoke, remisowali z West Hamem oraz Leicester. To nie przypadek, bo podobnie jest z Chelsea. Nawet w olbrzymim kryzysie "The Blues" potrafili wygrać z Arsenalem, zremisować na wyjeździe z Tottenhamem czy Manchesterem United. To porażki z Bournemouth, Crystal Palace i Leicester bolały najbardziej.

A przecież mowa o hegemonach ligi angielskiej. W dwudziestym pierwszym wieku Chelsea i Manchester United wzięły dziesięć z czternastu tytułów. W ostatnich dziesięciu sezonach te dwie drużyny średnio na półmetku rozgrywek miały razem powyżej 80 punktów - w obecnym ledwie pięćdziesiąt! Zresztą Jose Mourinho na długo przed odejściem z klubu narzekał, że klub nie zrealizował latem jego celów transferowych, głównie jeśli chodzi o ofensywę. Także w Manchesterze zastanawiano się, dlaczego van Gaal pozbywa się napastników, a nie sprowadza nowych i lepszych.

Wystarczy spojrzeć na tabelę najlepszych strzelców - pięciu najskuteczniejszych nie gra dla drużyn z czołowej czwórki. Tymczasem w tym wieku jeszcze nie zdarzyło się, by królem strzelców został zawodnik zespołu spoza zespołów kończących sezon na podium. Najbliżej tego był Darren Bent (wtedy Aston Villa) pięć lat temu, ale i jemu zabrakło kilku goli, jeszcze wcześniej rewelacją okazał się Benny McCarthy (Blackburn), choć koronę zabrał dla siebie Didier Drogba. A teraz Olivier Giroud pomimo dobrej formy i tak traci pięć goli do Jamiego Vardy'ego i Romelu Lukaku (15 trafień). Za plecami tej dwójki jest rewelacyjny Odion Ighalo z Watfordu (14 bramek). Poprzedni król strzelców, Sergio Aguero ma tyle trafień, co Marko Arnautović ze Stoke City i Georginio Wijnaldum z Newcastle (7). Może więc zmianę rozkładu sił w Anglii widać nie tyle w tabeli ligowej, ile w klasyfikacji strzelców.

13.12.2015: Liverpool - West Bromwich Albion 2:2

Gdy w dramatycznych okolicznościach Liverpool zdołał na własnym boisku zremisować z WBA, Juergen Klopp wziął swoich piłkarzy przed trybunę The Kop, gdzie razem podziękowali im za wsparcie. Taka reakcja spotkała się z niezrozumieniem i krytyką - czy naprawdę punkt z takim rywalem jest powodem do świętowania?

Jednak była też druga strona medalu - West Brom. - To najlepsza liga na świecie, bo taki klub jak nasz przyjeżdża na taki stadion, takiego rywala i może sprawić mu sporo problemów - mówił po spotkaniu Tony Pulis. Ale to nie tylko problem Liverpoolu, który u siebie przegrał już z West Hamem (0:3), Crystal Palace (1:2), nie potrafiąc także wygrać z Norwich. Nie ma już efektu strachu przed przyjazdem na tereny zwykle najtrudniejsze. Nikt nie boi się, gdy przyjeżdża mistrz, wicemistrz, trzecia lub czwarta drużyna w kraju.

Chelsea kiedyś śrubowała serię meczów bez porażki na własnym stadionie, w poprzednim sezonie tylko cztery razy remisowała. Cała czołowa czwórka zaliczyła w sumie siedem porażek, czyli mniej niż w obecnych rozgrywkach (osiem). Zresztą porównując wyniki na przestrzeni ostatnich dziesięciu sezonów, to wyniki czołowej czwórki w połowie kolejnych rozgrywek jeszcze nie były tak beznadziejne. Na początku 2008 roku United, Chelsea, Arsenal i Liverpool przegrały tylko osiem razy, teraz Top 4 z poprzedniego sezonu ma tych wpadek już 23.

- Przyjechaliśmy na Anfield z ambicją i zasłużyliśmy . Podobnie na Old Trafford, gdzie graliśmy jak równy z równym przeciwko United i wywalczyliśmy remis - mówił Alan Pardew, szkoleniowiec Crystal Palace. - To Premier League, możesz wygrać z każdym i z każdym przegrać. Co weekend zdarzają się niezrozumiałe wyniki, co pokazuje, jak trudna jest to liga - mówił Ronald Koeman, gdy jego zespół pokonał czterema bramkami Arsenal. "Kanonierzy" i tak wydają się najpewniejszym kandydatem do tytułu, choć jeszcze żaden zespół nie wygrał mistrzostwa doznając w sezonie tak dotkliwej porażki.

14.12.2015: Leicester City - Chelsea 2:1

Chociaż latem w Premier League padł kolejny rekord kwoty wydanej przez kluby na transfery (870 mln), a w całym 2015 roku przekroczono miliard funtów, to warto pokazać, że w szale zakupów niektórzy działali po prostu mądrze. I wystarczy spojrzeć na sensację tego sezonu, Leicester City. Oni wydali latem ledwie 25 milionów funtów, ale szukali okazji i nieoczywistych wyborów, które okazały się trafione. Claudio Ranieri przyznał, że N'Golo Kante trafił do Leicester z Caen (5 mln), bo jego statystyki odbiorów i przechwytów były najwyższe w pięciu czołowych ligach europejskich.

Shinji Okazaki z Mainz (7,5 mln) przyszedł, bo jego wyniki wydolnościowe (m.in. sprintów) także były na najwyższym poziomie. Lewy obrońca Christian Fuchs trafił do Leicester za darmo, ale jak na swoją pozycję gwarantuje całkiem sporo stworzonych innym okazji, pasuje do stylu gry zespołu. Z kolei Gokhan Inler miał wnieść opanowanie i doświadczenie, miał zastąpić w tej roli Estebana Cambiasso. Na razie gra mało, bo inni spisują się lepiej. Zresztą trudno zarzucać Ranieriemu złe decyzje w sezonie, który dla Leicester przebiega tak dobrze. W ostatnich pięciu meczach City pokonało Chelsea i Everton, oraz zremisowało z Manchesterem United.

Bohaterowie Leicester, Riyad Mahrez i Jamie Vardy trafili do drużyny za sumę mniejszą niż dwa miliony funtów. Istotna jest kontynentalna struktura w klubie. Ranieri przyszedł latem, ale nie sprowadził nowego sztabu szkoleniowego. Leicester po inwestycji Vichaiego Srivaddhanaprabha z Tajlandii z 2014 roku miało stać się klubem czołówki w angielskim futbolu. Dlatego też zatrudniono trzech skautów na całą Europę, rozwinięto wkład w klubową akademię. Efekty, które dziś obserwujemy nie są przypadkiem.

Innym dowodem na to, że Premier League korzysta na globalizacji jest Watford - beniaminek poprzez powiązania właścicielskie z włoskim Udinese już w poprzednich sezonach sprowadzał wielu utalentowanych zawodników. Jednym z nich jest Odion Ighalo, którego czternaście strzelonych w tym sezonie goli przyciągnęło uwagę m.in. Atletico Madryt. Ale warto docenić również menedżera tego klubu. Quique Flores wszedł do drużyny już po przypieczętowaniu awansu do Premier League, ściągnął szesnastu nowych zawodników i jest o ok. dziesięciu punktów od utrzymania zespołu.

W składzie są zawodnicy o 22 różnych narodowościach, sam Flores wcześniej w Premier League nie pracował. W Anglii piszą, że to właśnie beniaminek łamie wszystkie stereotypy od lat kreujące wizerunek tej ligi. Są wręcz przekleństwem szefa rodzimego związku, który planuje wprowadzić limity obcokrajowców w klubach Premier League. Tymczasem Watford udowadnia, że także mniejsze kluby, zwykle ostatnie bastiony angielskości, mogą opierać się na jakościowych zawodnikach sprowadzonych z zagranicy. U Floresa regularnie gra tylko dwóch Anglików - kapitan Troy Deeney i Ben Watson. Jedynie ten drugi kiedyś grał w reprezentacji młodzieżowej.

07.11.2015: Stoke City - Chelsea 1:0

- Nie wiem, co było w tym klubie wcześniej, ale słyszałem o tym. Podobnie jak o stylu gry - mówił Xherdan Shaqiri w pierwszym wywiadzie po przejściu do Stoke City. Trudno nie pamiętać, bo jeszcze stosunkowo niedawno ten zespół był symbolem typowego angielskiego grania - "kick and rush" (kopnij i biegnij). Tony Pulis stworzył w Stoke drużynę twardzieli, niezmiernie trudną do pokonania i osiągał rezultaty wydawałoby się ponad stan. Jednak w klubie razem stwierdzili, że pewna formuła się wyczerpała i potrzebny jest ktoś z innym pomysłem na kolejny krok.

W ostatnich dwóch miesiącach Stoke City pokonało Chelsea, Manchester City, Manchester United, Southampton i Everton. Jednak równie istotny był styl tych zwycięstw - połączenie doskonałej defensywy z kreatywnością w ataku. Nic dziwnego, skoro w ofensywie Mark Hughes może postawić na byłych zawodników Barcelony, Bayernu Monachium czy Interu Mediolan. Kilka lat temu nikt nie spodziewał się, że wysokiego Petera Croucha w ataku może zastąpić filigranowy Bojan Krkić.

- Nasz zespół jest coraz lepszy i gra też coraz ładniej - mówił Shaqiri. - Zresztą każdy dobry piłkarz chce teraz trafić do Premier League. Wielu zawodników o wysokiej jakości będzie tu trafiało każdego lata. Jeszcze więcej za rok, zobaczycie - dodawał. I przemiana Stoke jest równie imponująca, choć wciąż się dokonuje. W końcu na początku sezonu drużyna Marka Hughesa miała olbrzymie problemy ze skutecznością, wciąż pod tym względem jest daleko w ligowej tabeli. Natomiast ostatnie tygodnie pokazują, że za sprawą trenera Arnautović, Krkić, Shaqiri i Affelay złapali zrozumienie. A więc Hughesowi udało się coś w czym np. zawiódł Mourinho w Chelsea i to z piłkarzami takimi jak Hazard, Willian, Pedro i Oscar.

Niech mocni boją się mniejszych

Jeśli wierzyć Shaqiriemu, to jesteśmy na pierwszym etapie wyrównywania się szans w lidze angielskiej. Już teraz trenerzy drużyn, które walczą o utrzymanie mówią, że wzmocnień będą szukać za granicą. Dawniej sprowadzano by piłkarzy z charakterem, znających specyfikę rozgrywek, z doświadczeniem gry w Anglii.

Warto pamiętać, że chociaż do średniaków trafiają zawodnicy o wysokim potencjale, to przewaga finansowa największych klubów z Premier League jest spora. Dla nich ten sezon może być lekcją, że - jak Chelsea, United i Arsenal - trzeba inwestować w skład zdecydowanie. Tymczasem da się zauważyć, że w ostatnich latach najlepsi piłkarze na świecie nie trafiają do Anglii, ale do Hiszpanii (Barcelona, Real) czy Bayernu Monachium. Prawdziwym pokazem siły czołówki Premier League byłoby wyciągnięcie gwiazd od mocniejszych na tę chwilę rywali z Ligi Mistrzów, a nie szukanie na lokalnym rynku. Manchester City zabrał Liverpoolowi Raheema Sterlinga, a Swansea Wilfrieda Bony'ego, ale zdecydowanie najlepszy jest Kevin de Bruyne sprowadzony z Wolfsburga.

Dodatkowo każdy taki sezon niespodzianek buduje ambicje średniaków. Everton już oparł się Chelsea w sprawie transferu Johna Stonesa za ponad 40 milionów. Claudio Ranieri obiecuje kibicom, że Leicester nie sprzeda ani Vardy'ego, ani Mahreza, choć zainteresowanie jego zawodnikami tylko rośnie. Jednak by utrzymać tych najlepszych średniacy będą zmuszeni dorównywać najbogatszym także płacami, nie tylko skautingiem czy budżetem transferowym. W końcu Shaqiri czy Payet poszli do przeciętnych klubów angielskich przede wszystkim ze względu na oferowane im pieniądze.

Ekspansja Premier League będzie trwała i należy spodziewać się, że do Anglii trafi jeszcze więcej pieniędzy. Wkrótce dwadzieścia z trzydziestu najbogatszych klubów piłkarskich świata będzie grało w Premier League. Obawa zawsze dotyczyła tego, czy te słabe i średnie drużyny będą potrafiły wykorzystać dodatkowe środki, ale obecny sezon - pod względem transferów, zarządzania i cierpliwości pracy - rozwiewa wątpliwości. Patrząc na rozgrywki krajowe i europejskie to raczej najwięksi mają się o co martwić.

Wybierz Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE]

 

Mobilna wersja plebiscytu na Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.