Premier League. Gerrard nie ma monopolu na granie

Jak twierdzi opiekun ?The Reds? Brendan Rogers, nikt w klubie nie ma z góry zagwarantowanego miejsca w składzie. Nawet legenda i ulubieniec kibiców z Anfield Road, Steven Gerrard.

Kapitan Liverpool FC z powodu kontuzji przegapił sześć ostatnich meczów. Pod jego nieobecność koledzy wygrali pięć z nich, zaś w najważniejszym ulegli, po rzutach karnych, Besiktasowi i odpadli z Ligi Europy.

W niedzielę były reprezentant Anglii ma szansę wystąpić w ćwierćfinale FA Cup przeciwko Blackburn Rovers. Pod nieobecność Gerrarda kapitańską opaskę dzierżył Jordan Henderson, który imponował wysoką formą. Po tym jak na przestrzeni tygodnia Henderson strzelił dwa gole w zwycięskich meczach z Burnley i Manchesterem City, na Wyspach Brytyjskich zaczęto spekulować, że to właśnie on ma szansę zostać następcą ikony klubu. Emocje zdecydowanie tonuje menedżer "The Reds": - Jordan to fantastyczny piłkarz z ogromnym talentem. Jednak to zawodnicy o zupełnie innej charakterystyce - twierdzi Rogers. - To, że wykonuje rzut rożny i Steven Gerrard wykonuje rzut rożny, albo to, że strzela zza pola karnego i robi to też Steven, nie znaczy że jest nowym Stevenem Gerrardem! On jest Jordanem Hendersonem i pracuje na własne nazwisko.

Opiekun Liverpoolu uważa również, że popularny "Steve G" jest dobrym duchem i liderem zespołu. I jeśli musiał "grzać ławę", bo drużynie szło bardzo dobrze, to na pewno każdy, a już w szczególności sam zainteresowany, to szanuje.

Warto wspomnieć, że nieobecność 114-krotnego reprezentanta Anglii, który po sezonie przenosi się do Los Angeles Galaxy, nie wpłynęła negatywnie na formę zespołu. Podopieczni Rogers'a wygrali wszystkie sześć ligowych spotkań, w których nie zagrał Gerrard ze średnią 2,3 gola na mecz. W porównaniu, gdy 34-letni pomocnik przebywał na boisku, średnia ta wynosiła 1,3.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.