Premier League. Tomasz Kuszczak: Futbol to karuzela, z której łatwo wypaść

Ponad sześć miesięcy minęło od ostatniego meczu Tomasza Kuszczaka, lecz jego oczekiwanie na szansę wreszcie dobiega końca. W wywiadzie dla Sport.pl bramkarz Wolverhampton Wanderers opowiada o ostatnich miesiącach i swojej przyszłości.

Jeszcze na początku maja 2014 roku nadzieje w Brighton były spore. Drugi z rzędu awans do fazy play-off miał być dla menedżera Oscara Garcii i całego zespołu świetną okazją, by ambitny, rozwijający się klub wreszcie wprowadzić do Premier League. Jednak wyraźna porażka w dwumeczu z Derby County (2-6) po raz kolejny zamknęła drogę do piłkarskiego raju. Rozpoczęła się rewolucja. Garcia sam zrezygnował, a piłkarzom, którym kończyły się kontrakty, obiecano negocjacje dopiero po znalezieniu nowego szkoleniowca. Jednak zatrudniony do tej roli Sami Hyypia miał inny plan, inne preferencje, inne propozycje celów transferowych - wśród sześciu zawodników, którzy latem opuścili Brighton, był także polski bramkarz Tomasz Kuszczak.

- Czekałem na Brighton - przyznaje w wywiadzie dla Sport.pl były golkiper Manchesteru United. - Przecież przez dwa lata zagrałem tam ponad 90 spotkań, kilka razy wybierano mnie na zawodnika meczu, miesiąca - dodaje. Jednak kolejne zapewnienia szybkiego rozwiązania sytuacji pozostały wyłącznie obietnicami. Chociaż Kuszczak przyznaje, że w Brighton zachowano się wobec niego fair, to trudno nie dostrzec w tym powodu, dla którego dopiero na początku listopada znalazł nowy klub. - Można powiedzieć, że byłem jedną nogą w Burnley, negocjacje były bliskie zakończenia, ale ostatecznie tam nie trafiłem - mówi. Chociaż oznaczałoby to powrót do Premier League, to niemal na pewno przygoda w beniaminku rozpoczęłaby się od roli rezerwowego. W poprzednim sezonie Championship to właśnie Tom Heaton z Burnley wpuścił mniej goli od Kuszczaka.

32-letni Polak negocjował z innymi angielskimi klubami, pojawiła się także oferta z nowo tworzonych rozgrywek w Indiach, ale tak ekstremalnej opcji przeprowadzki nawet nie rozważał. Pozostały indywidualne treningi i występy w meczach pokazowych, gdzie bronił w drużynie złożonej z piłkarzy Manchesteru United, tzw. Class of 92, czyli wychowanków takich jak Gary Neville, Paul Scholes czy Ryan Giggs, którzy zostali wypromowani przez sir Alexa Fergusona i przez lata stanowili o sile klubu. - Fajnie grać z takimi nazwiskami, ale to nadal nie to samo, co prawdziwe spotkania ligowe - zauważa.

Rzeczywistość letnich rewolucji

Jeszcze zanim otworzy się letnie okienko transferowe, na oficjalnej stronie każdej z czterech najwyższych lig w Anglii można znaleźć listę zawodników poszczególnych klubów, którym nie przedłużono umowy. Z samej Premier League w maju puszczono wolno ponad stu piłkarzy, nie tylko rezerwowych - dla wielu z nich oznaczało to pożegnanie z najwyższym poziomem rozgrywkowym, a drugiej szansy i powrotu nie będzie. - Nie dotyczy to tylko bramkarzy, chociaż wśród nas konkurencja jest coraz większa. Na Wyspy trafiają coraz młodsi zagraniczni golkiperzy - tłumaczy Kuszczak.

Dla niego, po wypożyczeniu do Watfordu zimą 2012 roku i pożegnaniu z Manchesterem United kilka miesięcy później, drogą powrotu na szczyt miały być sukcesy Brighton. O inną jest znacznie trudniej, przecież Polakowi nie pomogła nawet reputacja jednego z najlepszych bramkarzy w Championship. - Na szczęście nie było tak, że wypadłem z karuzeli na dłużej, to tylko kilka miesięcy po dwóch latach regularnej, dobrej gry bez kontuzji - mówi Kuszczak. Zamiast do beniaminka Premier League trafił do Wolverhampton, które w maju cieszyło się z awansu na drugi poziom rozgrywkowy. Teraz "Wilki" o dziesięć punktów wyprzedzają Brighton, które nie może odnaleźć się po rewolucjach Samiego Hyypii.

Jednak sytuacja Kuszczaka daleka jest od idealnej, przecież w listopadzie podpisał kontrakt, który kończy się już w styczniu. - Oczywiście, że rozmawialiśmy o dłuższej umowie - rozwiewa te wątpliwości sam bramkarz. - Jednak dla mnie to też ma być wyzwanie, taka opcja jest z korzyścią dla obu stron - dodaje. Jeśli przebije się do pierwszego składu i zaimponuje, to w styczniu będzie mógł liczyć na lepszą ofertę z innego klubu. Ryzyko polega na tym, że wtedy także Kenny Jackett może nie widzieć potrzeby dalszego zatrzymania Polaka w klubie.

Bramkarze są jak wino

Chociaż Kuszczak trafił na ławkę rezerwowych, to może liczyć na szybkie przełamanie. W dwóch ostatnich meczach Wolverhampton poległo z Ipswich (1-2) i Derby County (0-5), a Jackett za każdym razem nie szczędził słów krytyki zawodnikom odpowiedzialnym za defensywę. - Te dwie drużyny walczą o awans do Premier League, są dla nas dobrym wyznacznikiem jakości, ale musimy postarać się, by następnym razem im dorównać - mówił szkoleniowiec "Wilków". Łatwiejsze będzie to z Kuszczakiem, którego doświadczenie sięga meczów Premier League i europejskich pucharów. Jego rywal i dotychczasowy numer jeden w bramce Wolverhampton, Nigeryjczyk Carl Ikeme jest w klubie od 2003 roku, ale był w tym czasie aż dziewięć razy wypożyczany.

- To dobry, solidny i doświadczony bramkarz - z pełną poprawnością ocenia swojego kolegę z drużyny Tomasz Kuszczak. - Ale ja też znam swoją wartość, grałem na topie w największym angielskim klubie - dodaje, zapowiadając twardą walkę o pierwszy skład. - To brutalna rzeczywistość futbolu, że nawet mając pewne miejsce, wystarczą dwa błędy czy słabsze mecze, by wypaść z tej karuzeli na dłużej. Wiem, jak to wygląda - twierdzi. Polak w ostatnich dniach ciężko trenował, grał też w meczu drużyny rezerw i zapewnia, że jest bardzo blisko formy pozwalającej mu na występy ligowe.

Krótkoterminowość jego kontraktu mimo wszystko zmusza do pytania, co dalej z karierą Tomasza Kuszczaka? Już nie tylko o powrót do Premier League, ale też do regularnego grania, może nawet do reprezentacji Polski - choć w tej w ostatnich czterech latach zagrał ledwie raz. Ale jednym z jego rywali w szerokiej selekcji byłby grający na tym samym poziomie Artur Boruc. Starszy o dwa lata golkiper latem dowiedział się, że w Southampton nie będzie potrzebny i chociaż miał za sobą świetny sezon, to konkretnych ofert brakowało. Tak jak Kuszczak kilka lat temu, Boruc był zmuszony do zejścia na poziom niżej, gdzie - kolejne podobieństwo - także radzi sobie świetnie. - Każdy, kto zna specyfikę angielskiego futbolu ten wie, że jako bramkarz mam przed sobą jeszcze kilka lat grania. Tu ceni się doświadczenie na równi z umiejętnościami - mówi Kuszczak, którego słowa są niemal kopią tego, co podczas zgrupowania reprezentacji powiedział Boruc. Za niecałe trzy tygodnie ich kluby spotkają się w lidze i już wtedy może dojść do pojedynku polskich bramkarzy.

Zapytany o to, czy w Anglii na dobre zapuścił korzenie i nie zamierza się przeprowadzać do innej ligi lub nawet wrócić do Polski, odpowiada: - Nie chcę teraz zamykać sobie żadnych drzwi - tłumaczy - Jednak Premier League czy Championship są wciąż na dużo wyższym poziomie piłkarskim i organizacyjnym od naszych drużyn w Ekstraklasie. To musiałaby być bardzo ciekawa oferta z rozsądnie zarządzanego klubu. Każdy zawodnik z takim doświadczeniem wnosi coś do ligi, drużyny. Nie mówię nie. Do emerytury mi jeszcze daleko.

Różne powroty do reprezentacji Polski [ZOBACZ]

Czy Tomasz Kuszczak wróci jeszcze do poważnej piłki?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.