Premier League. Londyński powrót króla. Skończy na ławce?

W maju 2012 roku, gdy w Monachium kończył się finał Ligi Mistrzów, nikt nie sądził, że decydujący rzut karny wykonany przez Didiera Drogbę nie będzie jego ostatnim kopnięciem w barwach Chelsea. Tymczasem 36-letni napastnik dopisuje kolejny rozdział - na razie równie udany.

Premier League. Londyński powrót króla. Skończy na ławce?

Niewielu spodziewało się, że po letnim powrocie do Londynu Drogba będzie w stanie w ogóle Chelsea pomóc. Jose Mourinho od początku mówił, że iworyjski napastnik jest przemęczony mundialem oraz poprzednim sezonem, w którym był podstawowym napastnikiem Galatasaray. Portugalczyk zapewniał, że rola Drogby nie ograniczy się wyłącznie do krótkich zmian w końcówkach spotkań. Na Stamford Bridge bowiem wrócił nie tylko piłkarz wciąż w stanie coś zdziałać, ale też swoim doświadczeniem i mentalnością zwycięzcy wspomóc zespół, który po prostu musi w tym sezonie wygrywać.

Drogbie zdarzały się już w Chelsea wielkie przemowy - ostatnią była ta w szatni po monachijskim finale, według prezesa klubu, Bruce'a Bucka będąca "niemal modlitwą do pucharu". Mourinho doskonale zdawał sobie sprawę z wpływu swojego napastnika, jego doświadczenia oraz znaczenia w szatni. To przecież Drogba przekonał Hazarda, by ten latem 2012 roku przeszedł do Chelsea, teraz również pomaga mu stać się jeszcze lepszym, jeszcze skuteczniejszym zawodnikiem. Dlatego Portugalczyk nie wahał się przekazać mu ten przywilej przed pierwszym trudnym testem Chelsea w nowym sezonie, gdy "The Blues" grali na wyjeździe z Evertonem. Drogba zmotywował kolegów znakomicie, nie minęły trzy minuty meczu i goście prowadzili już dwiema bramkami.

Oldboj wśród dzieciaków

Oczywiście Chelsea wcale nie ma młodego składu - gdy tydzień temu analitycy z "Football Observatory" sprawdzili średnie wieku drużyn z czołowych europejskich lig, "The Blues" mieli zespół o dwa i pół roku starszy od przedostatniego w klasyfikacji Manchesteru United. Jednak po odejściu latem Franka Lamparda oraz Ashleya Cole'a drużynie miało brakować liderów w szatni. A przecież Mourinho zawsze stawiał spory nacisk na tworzenie odpowiedniej atmosfery do wygrywania, na budowanie mentalności "niezwyciężonych". Portugalczyk nie ukrywał, że brak tych aspektów w obecnej Chelsea był największą różnicą w porównaniu do jego pierwszego okresu pracy na Stamford Bridge.

Sukcesów Portugalczyk potrzebuje jak niewielu innych. Chociaż znalazł się na liście dziesięciu kandydatów do nagrody najlepszego trenera poprzedniego sezonu, to dla niego był to rok nieudany, spędzony na budowaniu, a nie wygrywaniu. W ostatnich trzech meczach wyników nie byłoby, gdyby nie Drogba. - Gdybym był dzieciakiem i grał z nim w jednej drużynie, czego jeszcze mógłbym sobie życzyć? - pytał retorycznie Mourinho po wygranym spotkaniu Pucharu Ligi z Shrewsbury, w którym Drogba był kapitanem i strzelił swojego trzeciego gola w ciągu zaledwie ośmiu dni.

Zaczął tak, jak kończył

W pamiętnym finale z Bayernem Monachium Drogba strzelał najpierw głową po rzucie rożnym w ostatnich minutach regulaminowego czasu, by dać Chelsea remis i dogrywkę. Już w serii rzutów karnych nie pomylił się, pewnie pokonując Manuela Neuera i pieczętując niespodziewane zwycięstwo Chelsea. Dla niego było to piękne ukoronowanie kariery w klubie, która zaczęła się od samotności, problemów ze zdrowiem i skutecznością. Po transferze w 2004 roku przez kilka miesięcy mieszkał w hotelu, zamiast skupić się na treningach szukał mieszkania. Jeszcze wtedy kluby nie pomagały nowym piłkarzom w adaptacji w nowym kraju, otoczeniu. Trzy lata Drogbie zajęło zostanie idolem kibiców, nauczył się też języka, rozwinął fundację charytatywną i został jednym z liderów drużyny. Inni, jak choćby Mateja Keżman czy Adrian Mutu, którzy byli wielkimi transferowymi "niewypałami" nowej Chelsea, już dawno by się poddali.

- Charakter ma większy od postury - chwalił Drogbę Mourinho. - To właśnie dzięki niemu dzisiaj zagrał tak dobrze - dodał Mourinho po wtorkowym zwycięstwie z Shrewsbury. Tydzień temu w meczu z Mariborem w Lidze Mistrzów Drogba podszedł do "jedenastki" i równie pewnym strzałem pokonał bramkarza. Z kolei w niedzielę na Old Trafford skopiował tamten rzut rożny z Monachium, tym razem uciekając Raffaelowi i dając Chelsea prowadzenie. Wczoraj w Pucharze Ligi świetnie wbiegł z drugiej linii, wykorzystując sprytne prostopadłe podanie Salaha. Na błocie i w deszczu jego zespół miał problemy, by poradzić sobie z rywalem z czwartego poziomu rozgrywkowego, ale i przy decydującym trafieniu Drogba miał swój udział, zmuszając obrońcę do błędu i samobójczego gola.

Powrót króla... na ławkę?

Ostatni raz taką serię Drogba miał rok temu w barwach Galatasaray, a w Anglii w sezonie 2009/2010, gdy Chelsea pewnie kroczyła po mistrzostwo. Jednak szanse, by Iworyjczyk utrzymał miejsce w składzie są niewielkie. Te trzy spotkania w osiem dni wyczerpały go doszczętnie, Mourinho wręcz musiał na niego stawiać, nie mając na ławce alternatywy - Diego Costa i Loic Remy dopiero wracają do zdrowia po kontuzjach. Dzięki niespodziewanie wysokiej formie strzeleckiej Drogby Chelsea nadal wygrywa i prowadzi w tabeli Premier League. Dodatkowo, w czternastu meczach obecnego sezonu napastnicy Mourinho strzelili już 14 goli - dla porównania, w poprzednich rozgrywkach Torres, Eto'o i Ba uzbierali razem 31 trafień.

Powrót do bycia wyłącznie rezerwowym jest oczywistością, biorąc pod uwagę jakość i formę Diego Costy. Jednak to nie oznacza ograniczenia jego roli w drużynie. Już latem mówiło się, że w podpisanym przez niego rocznym kontrakcie jest klauzula zatrudnienia w roli asystenta Jose Mourinho. Chelsea już miała zagranicznego napastnika, który karierę piłkarską szybko zamienił na garnitur menedżera - w nieco ponad dwa lata pracy szkoleniowej na Stamford Bridge Gianluca Vialli wygrał pięć trofeów. Przed Drogbą wydawałoby się trudniejsze zadanie, choćby dlatego, że najpierw klub musiałby pozbyć się Jose Mourinho...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.