Premier League. Gylfi Sigurdsson - islandzki Beckham

Klubowy kolega Łukasza Fabiańskiego ze Swansea w wywiadzie dla dziennika "The Guardian" opowiada o ojcowskim biznesie w rodzinnej Islandii, miłości do golfa i trudnej decyzji o opuszczeniu Tottenhamu. Kolejny "Ice Man" ze Skandynawii daje się poznać z nowej strony

Rozdajemy bilety na mecze Polska - Niemcy i Polska - Szkocja. Weź udział w prostym konkursie!

W kraju reklamuje wszystko - od napoju Pepsi po transmisje Premier League. Prawdopodobnie już teraz jest najsłynniejszym piłkarzem na wyspie, detronizując Eidura Gudjonhsena - legendę tamtejszego futbolu, byłego zawodnika Chelsea i Barcelony. Do jego popularności mocno przyczynia się jego związek z miss Islandii i miss world sports z 2008 r. Alexandrą Ivarsdotter. Status gwiazdy reklamy, piękna kobieta u boku - wszystko to w połączeniu z nieźle wykonywanymi rzutami wolnymi naturalnie pozwala go nazywać lokalnym Davidem Beckhamem.

Okazuje się, że ojciec 25-letniego Islandczyka we własnym kraju rozkręcił biznes, z którym był związany także sam Sigurdsson. Mowa o sprzedawaniu tego, co wpadnie mu do sieci rybackiej. Gdy syn dostał w wieku 15 lat propozycję z Reading, rodzice przenieśli się na Wyspy razem z nim, a ojciec kierował biznesem przez telefon.

Zmiana w łabędzia

Tak jak Beckham, tak i Sigurdsson jest człowiekiem o wielu zainteresowaniach i talentach. Zawodnik Swansea jest m.in. pasjonatem golfa. Jego brat jest zawodowcem, a po inaugurującym meczu sezonu w Manchesterze spotkał się z Rorym Mcllroyem - świeżo upieczonym zwycięzcą Open Championship, który na Old Trafford prezentował swoje trofeum. Panowie zrobili sobie wspólne zdjęcie, a Rory życzył strzelcowi zwycięskiego gola dla "Łabędzi" wszystkiego dobrego.

- Zakładam, że wiedział, kim byłem... No chyba że chciał być tylko uprzejmy - żartuje Islandczyk. Ta krótka wypowiedź pokazuje, że Sigurdsson zna swoje miejsce w szeregu, ale już niebawem może znaleźć się w hierarchii gwiazd Premier League znacznie wyżej. Zwłaszcza jeśli utrzyma obecną formę. Ma na swoim koncie gola i sześć asyst.

Do Swansea były piłkarz Hoffenheim przeniósł się w lecie z Tottenhamu. Jego transfer był częścią wymiany, gdyż w przeciwnym kierunku powędrowali Michel Vorm i Ben Davis. Sigurdsson grał już na Liberty Stadium w 2012 r., gdy był wypożyczony z Hoffenheim. Wtedy po boisku biegał jeszcze razem z Garym Monkiem - obecnym menedżerem Swansea. Drużynę prowadził wówczas obiecujący trener Brendan Rodgers. Z kolejnym znanym nazwiskiem w świecie futbolu pracował wkrótce potem w Tottenhamie. Mimo rozegrania 58 spotkań w barwach "Kogutów" tylko dziewięć rozpoczął w wyjściowej jedenastce. Nigdy nie dostał prawdziwej szansy od Andre Villasa-Boasa. Dopiero Tim Sherwood pozwolił mu rozwinąć skrzydła. - Trzeba rozmawiać z menedżerem i starać się zrozumieć jego filozofię, to, gdzie mnie widzi i co przez to mogę dać drużynie. Kiedy przyszedł Tim, złapaliśmy dobry kontakt. Zacząłem grać na środku, co bardzo mi się podobało.

Z optymizmem w przyszłość

- Decyzja o opuszczeniu White Hart Lane była trudna. Tottenham to wielki klub, uwielbiałem grać dla nich, zwłaszcza w meczach derbowych. Ale po zakończeniu kariery nie mogę spojrzeć w tył i pomyśleć, że za dużo czasu spędziłem na ławce. Miałem szansę przenieść się do Walii, byłem zadowolony z poprzedniego okresu tutaj, a teraz gram regularnie, więc myślę, że przejście do Swansea było dobrym ruchem z mojej strony - opowiada o swoich rozterkach pomocnik ekipy Garry'ego Monka. Wspomina też, że uwielbiał grać podczas pierwszego sezonu w północnym Londynie razem z Garethem Bale'em, doświadczenia z gry w Lidze Europy uważa za bezcenne, a ośrodek treningowy za... zbyt dobry.

Sigurdsson stara się skupić na tym, co tu i teraz. Z optymizmem mówi o perspektywach i celach swojej drużyny, a przyszłość widzi w jasnych barwach. - Skład jest dziś szerszy i lepszy niż kiedyś. Cały klub się rozwija, mówi się o powiększeniu stadionu. To pokazuje nasze ambicje. W tych rozgrywkach powinniśmy znaleźć się w górnej części tabeli. Jest to realny cel, biorąc pod uwagę piąte miejsce w tabeli Premier League na ten moment.

Obecnie wyrasta także na naturalnego lidera silnej reprezentacji Islandii, która po przegranych barażach do mundialu eliminacje Euro 2016 rozpoczęła od efektownego 3:0 z Turcją na własnym boisku. Jeśli drużyna prowadzona przez Larsa Lagerbacka podtrzyma wysoką dyspozycję, to nawet reprezentacje Holandii, a tym bardziej Czech i Łotwy nie będą jej straszne. Wobec tego nie tylko dla Sigurdssona, ale także dla całego islandzkiego futbolu prawdopodobnie nadchodzą złote lata.

Zagłosuj na aplikację Sport.pl LIVE!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.