Premier League. Pardew z ultimatum, Newcastle oblężoną twierdzą

- Jakby w ogóle nie wiedzieli, że w futbolu trzeba bronić - takie komentarze można było przeczytać po katastrofalnej postawie Newcastle United w sobotniej porażce z Southampton (0-4). Menedżer "Srok" Alan Pardew miał także dostać od właściciela klubu ultimatum.

Upokarzający styl tej klęski nie tylko strącił Newcastle na ostatnią pozycję w tabeli, ale również dodał dramaturgii do fatalnych ostatnich tygodni całego klubu. Media sugerowały zwolnienie Alana Pardew, a także sprzedaż Newcastle przez Mike'a Ashleya. Konieczne było specjalne oświadczenie, w którym angielski milioner odrzucił możliwość pozbycia się swoich udziałów przynajmniej przed końcem następnego sezonu, choć wcale nie poprawiło to nastrojów kibiców.

Przypomnijmy, że źle działo się już w trakcie poprzednich rozgrywek. Rozgoryczeni milczeniem i brakiem inwestycji w drużynę kibice protestowali przed jednym ze sklepów sieci z odzieżą sportową, której właścicielem jest Ashley. Lokalne gazety, które informowały o przemarszu i postulatach fanów, dostały w następnych dniach informację od klubu - dziennikarskie akredytacje zostały anulowane, przedstawicielom mediów zabroniono też uczestnictwa w przedmeczowych konferencjach. Co bardziej absurdalne, Newcastle oferowało różnym koncernom medialnym i gazetom sprzedaż dostępu do piłkarzy, który ograniczono innym.

Ashley wielki wódz

Czy St James' Park to oblężona twierdza? Tak przynajmniej wygląda to z zewnątrz, choć wyciek informacji z klubu jest nagminny. - Alan Pardew nie miał nic do powiedzenia w sprawie transferów piłkarzy - powiedział Alan Shearer, legenda Newcastle, w popularnym programie BBC "Match of the Day". Teraz sugerowano, że Pardew dostał od właściciela klubu ultimatum - "wygraj w najbliższej kolejce, albo stracisz posadę". Chociaż klub odciął się od tej informacji, to kibicom i tak mało. - Jednym z powodów, dla których Pardew nie cieszy się sympatią jest to, że po prostu robi to, co mu się każe - zarzuca mu Norman Watson z oficjalnego stowarzyszenia kibiców Newcastle.

Ruchy dyktuje mu Mike Ashley - niegdyś bratający się z kibicami Newcastle przy piwie na trybunach, teraz schowany za szybą ekskluzywnej loży. Właściciel unika jakichkolwiek wywiadów czy kontaktów z mediami, co doprowadziło do dosyć absurdalnego zdarzenia, gdy jeden z dziennikarzy musiał kupić udziały w jego spółce, by na corocznym spotkaniu Ashleya ze współpracownikami móc zadać mu pytanie. Ten odpowiadał bez konkretów i szybko oddał głos przewodniczącemu spotkania. Kibice Newcastle nadal nie wiedzą, czy jego chęci kupna Glasgow Rangers wciąż są realnym rozwiązaniem i choć możliwości sprzedaży "Srok" odmówił, to niewielu mu wierzy.

Obrońcy z drugiej ligi

Pardew ma najdłuższy kontrakt ze wszystkich menedżerów w Premier League - jego umowa wygasa w 2020 roku, a tylko Arsene Wenger dłużej od niego pracuje w Arsenalu. Jednak ostatnie cztery lata nie były żadną stabilizacją w Newcastle. W poprzednim sezonie dobre pierwsze pół roku zostało przyćmione przez fatalny wynik czternastu porażek w drugiej części rozgrywek. W 2013 roku "Sroki" ledwie utrzymały się w lidze po imponującym, piątym miejscu na koniec sezonu 2011-2012. Do tej pory na St James' Park nie są w stanie nawiązać do tamtego sukcesu.

Latem w Newcastle wreszcie dokonano konkretnych transferów, co kibice przyjęli jako pozytywny sygnał zaangażowania Ashleya w klub. Osiem milionów funtów kosztował ich Remy Cabella z Montpellier, za ponad sześć do Anglii trafił Emmanuel Riviere z Monaco. Jednak ofensywne wzmocnienia tylko pokazały, jak spore braki jakościowe ma Newcastle w defensywie. Manchester City bez większego wysiłku rozbił "Sroki" na otwarcie ligi, Crystal Palace strzeliło na St James' Park, a styl klęski z Southampton chyba przelał czarę goryczy. Kibice na najbliższe spotkanie z Hull City szykują kolejne protesty przeciwko menedżerowi.

Po prawdzie, Pardew niewiele może sam zrobić - jego para stoperów Coloccini-Williamson to relikt, który przetrwał od czasu walki Newcastle w niższej lidze. Ich coraz większe problemy z radzeniem sobie z kreatywnymi i szybkimi rywalami są łatwo wykorzystywane - ostatnio przez Pelle i Tadicia z Southampton. "Srokom" brakuje dyscypliny, zaangażowania i stylu, a Alan Pardew już nie wygląda na takiego, który mógłby odmienić sytuację.

Coraz bardziej zirytowany pogłoskami oraz krytyką, menedżer Newcastle w najbliższy weekend stanie przed szansą uratowania posady. Tę prawie stracił, gdy w poprzednim sezonie w wysoko wygranym (!) meczu zaatakował czołem piłkarza rywali. Ostatecznie Anglik został zawieszony na kilka spotkań i dostał potężną karę finansową, ale na stanowisku przetrwał. Rywalem w tamtym meczu było Hull City - ten sam zespół, z którym teraz Pardew zagra o posadę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.