Premier League. Brakujący element Arsenalu

Czy Arsenal w końcu zacznie grać lepiej w spotkaniach z innymi czołowymi zespołami w Premier League? W ostatnich pięciu sezonach w meczach z drużynami z pierwszej czwórki ?Kanonierzy" wygrali zaledwie 7 z 30 spotkań. Okazja do polepszenia tego bilansu już w sobotę z Manchesterem City (13:45). Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl Live.

W tego typu meczach Arsenal przegrywał aż 18 razy. Średnio zdobył 0.87 punktu na mecz. To prawie o jeden mniej niż najlepsza pod tym względem Chelsea (1.78 - dane OPTA). W tych 30 pojedynkach Arsenal stracił 59 goli, natomiast Chelsea w dwóch meczach więcej dała sobie wbić 34 bramki, a Manchester City 42. Takie różnice sprawiają, że jeden zespół zdobywa mistrzostwo, a inny zajmuje czwarte miejsce. Z czego wynika ta słaba postawa Arsenalu?

Zdaniem wielu z braku defensywnego pomocnika z prawdziwego zdarzenia. Znalezienie go w lecie miało być priorytetem Arsenalu. Do klubu trafił drugi bramkarz (David Ospina), prawy obrońca (Mathieu Debuchy) czy dwóch ofensywnych piłkarzy (Alexis Sanchez i Danny Welbeck). A defensywnego pomocnika jak nie było, tak nadal nie ma. Bo zapewnienia Arsene'a Wengera, że taką rolę może pełnić Calum Chambers (grywał do tej pory w obronie) trzeba przyjmować z przymrużeniem oka.

0-6 z Chelsea, 1-5 z Liverpoolem, 3-6 z Manchesterem City czy 0-3 z Evertonem to pamiętne wyniki uzyskane tylko w poprzednim sezonie. W każdym z tych wyjazdowych spotkań druga linia Arsenalu nie dawała sobie rady z rywalami, w szczególności z ich szybkimi atakami. To były porażki znacznie dotkliwsze niż pamiętne 2-8 z Manchesterem United z 2011 roku; wtedy apetyty na walkę o tytuł nawet nie zdążyły zostać rozbudzone (to był początek sezonu, a ostatnio Arsenal liderem był aż do lutego). W dodatku Arsene Wenger wtedy mógł tłumaczyć się długą listą nieobecnych; na przykład z tego powodu w pierwszym składzie zadebiutować musiał Francis Coquelin.

A może Wenger po prostu nie wierzy w taką rolę na boisku? Dwa lata temu powiedział, że "na tę chwilę nie ma defensywnych pomocników", a brak takowego w Arsenalu pozwala uczestniczyć większej liczbie piłkarzy w akcjach ofensywnych. Jednak takich na rynku jest wielu. Manchester City pozyskał latem Fernando, a Wenger miał interesować się Samim Khedirą (Real Madryt), Luizem Gustavo (jeszcze zanim trafił do Wolfsburga), Larsem Benderem (Bayer Leverkusen) czy Morganem Schneiderlinem z Southampton.

Wenger miał myśleć nad obsadzeniem w roli cofniętego pomocnika Jacka Wilshere'a, ale kibicom Arsenalu nie o takie rozwiązanie chodzi. Przede wszystkim dlatego, że Wilshere'owi brakuje siły fizycznej; wspomniany Fernando czy Nemanja Matić (Chelsea) znacznie przewyższają go pod tym względem i są bardziej mobilni. Inną kwestią jest to, że Wilshere zdaniem wielu nie rozwija się tak, jak powinien. Paul Scholes stwierdził nawet, że na podobnym poziomie Wilshere grał już w wieku 17 lat. Uważa, że gdyby grał u boku takiego piłkarza, jakim dawniej był Patrick Vieira, w tej chwili byłby znacznie lepszym zawodnikiem.

W składzie Arsenalu próżno szukać takiego piłkarza. Mathieu Flamini to solidny rezerwowy, ale dla którego mecz bez żółtej kartki to mecz stracony. Mikel Arteta jest typowym środkowym pomocnikiem; w dodatku nigdy nie był najszybszym zawodnikiem, a już ma 32 lata. W lecie przyszłego roku wygasa mu kontrakt. Za to Aaron Ramsey uwielbia zapędzić się pod pole karne rywala.

Za słabe wyniki "Kanonierów" w meczach z wielkimi rywalami zdaniem Scholesa odpowiada również brak dyscypliny. - Wydaje się, że zawodnicy jak Arteta, Cazorla, Rosicky czy Oezil wychodzą na boisko niezdyscyplinowani. Brakuje liderów jak Patrick Vieira, Tony Adams czy Martin Keown - mówił jeszcze w trakcie poprzedniego sezonu dodając, że zawodnicy ofensywni nawet nie wysilają się, by pomóc swoim kolegom w obronie. Czy teraz to się zmieni? W drugiej kolejce z Evertonem Arsenal aż do 83. minuty przegrywał 0-2. Co prawda doprowadził do wyrównania, lecz przez większą część spotkania podopieczni Wengera wyglądali naprawdę słabo; inicjatywę przejęli dopiero po zmianach Francuza, gdy piłkarze Evertonu znacznie opadli z sił.

Nawet zakupienie defensywnego pomocnika z niekoniecznie najwyższej półki - chociażby wspomniany Schneiderlin - mogłoby pomóc Arsenalowi. W tej chwili podopieczni Wengera są nieco zbyt jednowymiarowi w drugiej linii. To, co sprawdza się ze słabszymi rywalami, niekoniecznie działa w spotkaniach z innymi czołowymi zespołami, co dobitnie pokazały dane z początku tekstu. A przecież po sobotnim spotkaniu z Manchesterem City - domowym, co działa na ich korzyść - Arsenal czeka wyjazd do Dortmundu na mecz z tamtejszą Borussią. Szybko przekonamy się, czy "Kanonierzy" są w stanie rywalizować z najgroźniejszymi konkurentami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.