Premier League. Lampard w City, czyli związek z rozsądku

Potwierdzenie wypożyczenia Franka Lamparda do Manchesteru City miało być niczym strzał w serce kibiców Chelsea. Tymczasem bardziej boleć powinien sposób, w jaki pomocnik żegnał się z Londynem, a nie sama decyzja o jego powrocie do Premier League.

Kiedy już Lampard podpisał kontrakt z wciąż tworzonym nowym klubem Major League Soccer, opcja powrotu do Anglii wydawała się oczywista. Po pierwsze, to właśnie ludzie stojący za Manchesterem City inwestowali pieniądze w drużynę z Nowego Jorku. Po drugie, Lampard jako jedyny z już podpisanych przez amerykański klub piłkarzy wciąż mógłby się Manuelowi Pellegriniemu przydać.

Zresztą New York City FC tych piłkarzy ma na razie tylko... pięciu. David Villa powędrował do kolejnej filii - czy raczej klubu "współpracującego" - w Melbourne, a inni grają w przeciętnych drużynach. Hiszpan i tak nie mógłby pomóc Manchesterowi City, bo Pellegrini w swoim składzie ma już pięciu napastników.

Lampard w drużynie mistrzów Anglii się przyda, bo ograniczenia nałożone na ten klub przez UEFA (za łamanie przepisów Financial Fair Play) zmusiły ich do letniego ograniczenia kadry. Odejść pozwolono piłkarzom takim jak Rodwell, Barry czy Lescott, którzy sporo zarabiali, ale udział w ostatnich sukcesach mieli znikomy. Stąd Manchester City bardziej uzupełniał skład, niż faktycznie się wzmacniał - Bacary Sagna czy Fernando nie mają pewnego miejsca w wyjściowej jedenastce Pellegriniego.

Nie to tempo

Jak w tym wszystkim odnajduje się Lampard? Przede wszystkim jest opcją rezerwową. Jeśli ostatni jego sezon w Chelsea coś udowodnił, to właśnie drastyczny spadek w dynamice 36-latka. Rywale z łatwością go mijali, pomocnik nie nadążał za akcjami ich i własnych kolegów. Pokazują to statystyki - w zaledwie jedenastu spotkaniach ligowych faulował więcej razy niż w dwudziestu dziewięciu meczach z sezonu, w którym pobił rekord strzelecki londyńskiego klubu. Jego ostatni występ w Chelsea to czterdzieści pięć minut przeciwko Norwich - dla ratowania wyniku i szans drużyny w wyścigu mistrzowskim Mourinho zdjął go już w przerwie.

Po części odpowiedzią na pytanie, dlaczego Lampard nie został w Chelsea, jest sytuacja Johna Terry'ego. - Roczne przedłużenie kontraktu wynika wyłącznie z prezentowanej formy, a nie z jego statusu w klubie - mówił o kapitanie drużyny Jose Mourinho. Terry grał prawie w każdym spotkaniu, wreszcie bez kontuzji i poza nielicznymi błędami był jednym z najlepszych obrońców Premier League w ostatnim sezonie. On, choćby ze względu na specyfikę pozycji, na której występuje, wciąż może regularnie rywalizować na najwyższym poziomie.

Dlatego nawet czytając oficjalne wypowiedzi po potwierdzeniu wypożyczenia Lamparda do Manchesteru City, widać w nich ostrożność. Sam zawodnik, jak również dyrektor sportowy klubu z Nowego Jorku i trener Manuel Pellegrini mówią o "szansie", "możliwościach" i "okazji". Więcej mówi się o jego kondycji i "pozytywnym nastawieniu" niż faktycznej jakości, którą może wprowadzić do nowego klubu. Pierwszoplanowymi postaciami w środku pola wciąż będą Fernandinho, Fernando, Yaya Toure i nawet Javi Garcia.

Obietnica Mourinho

Oczywiście Lamparda nie wolno ograniczać do roli kolejnego piłkarza do treningu - jego rekord mówi sam za siebie, nawet jeśli ostatni sezon był dla niego sporym rozczarowaniem. Jednak tym razem oczekiwać można wyłącznie dyrygowania zespołem, przegrywania akcji od obrońców do zawodników ofensywnych, ewentualnie asekurowania ich przy atakach. Doświadczenie i talent pozwalają mu widzieć na boisku więcej niż np. dynamicznie grającemu Fernandinho, ale czy tego akurat będzie potrzebował Manchester City? Wydaje się, że jedynie w pojedynczych, mniej istotnych i rozstrzygniętych już spotkaniach.

Stąd dla kibiców Chelsea najbardziej rozczarowującym aspektem powrotu Lamparda do ligi angielskiej jest to, że jego pożegnanie z klubem nie równało się statusowi, jakiego dorobił się na Stamford Bridge. Nawet po ostatnim meczu w Londynie mówił, że wciąż jest szansa na nową umowę - sprawa ostatecznie ugrzęzła, wciąż jest więcej niedomówień wokół tamtych negocjacji i okoliczności odejścia Lamparda z Chelsea.

Oczekujący jego goli oraz znacznego wkładu w losy Manchesteru City mogą się rozczarować, podobnie jak ci szukający w tym zemsty na Chelsea - Lampard na pół roku u mistrzów Anglii to związek wyłącznie z rozsądku. Może i najdobitniej pokazujący, że w tym biznesie o wierność (w tym wypadku w równym stopniu klubu do zawodnika, co na odwrót) jest coraz trudniej. Kibicom Chelsea pozostaje jedynie liczyć, że obietnica powrotu angielskiego pomocnika na Stamford Bridge, którą tego lata złożył Jose Mourinho, nie ziści się tak szybko. I na pewno nie w koszulce Manchesteru City.

Kto i ile na tym zarabia? Kto sprzedaje najwięcej, czyli koszulkowy biznes - co warto wiedzieć

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.