Premier League. O mistrzostwie rozstrzygnie defensywa?

Od spektakularnych popisów napastników obydwu drużyn ważniejsze okazały się błędy środkowych obrońców, ale na Anfield Road rozstrzygnięcia tytułu mistrzowskiego nie było. Po hicie Premier League wnioskiem może być ten, że o ostatecznym kształcie tabeli zadecyduje raczej skuteczność w defensywie, a nie w ataku - pisze Michał Zachodny, bloger, współpracownik m.in. Goal.com, skaut i analityk InStat Football.

Kiksy Skrtela i Kompany'ego dały spektakularny wynik, ale też jednoznacznie wskazały wady Liverpoolu oraz Manchesteru City. Chociaż powtarzane na okrągło powiedzenie o "dwóch różnych połowach" jest zbytnim uproszczeniem, to nie można nawet specjalnie wyróżnić po tym meczu zawodników ofensywnych. Sterling błysnął przy pierwszym golu, ale później nie był równie efektywny. Suarez zostanie zapamiętany z kilku kontrowersyjnych sytuacji, nie pojedynków z Joe Hartem, a Sturridge był w zasadzie niewidoczny poza jedną zmarnowaną akcją. Dżeko i Aguero również nie błysnęli.

Jeśli Manuel Pellegrini chwalił się przed meczem, że jego zespół ma plan, jak zatrzymać zabójczy duet Liverpoolu, Sturridge'a i Suareza, to najwyraźniej zapomniał o innych kluczowych piłkarzach gospodarzy. Było to doskonale widoczne w pierwszej połowie, gdy w defensywie goście skupiali się niemal wyłącznie na tych zawodnikach rywala. To jednak Steven Gerrard nadawał tempo grze, dyktował na boisku warunki - choćby zmieniając strony pięknymi diagonalnymi podaniami. Aż dziwne, że tej roli kapitana Liverpoolu w ogóle nie wziął pod uwagę szkoleniowiec City.

Bo to właśnie środkowy pomocnik - ten, którego kibice rywali gnębią przypominaniem o braku medalu za mistrzostwo Anglii - jest podstawą sukcesu Liverpoolu w 2014 roku. "The Reds" są od grudnia bez porażki w lidze, a o przemianie Stevena Gerrarda jest głośno nie tylko na Wyspach. O ile z kapitana nie będzie już piłkarza na miarę Andrei Pirlo, jakby to Brendan Rodgers chciał, to bez wątpienia uratował on karierę Anglika. Kto wie, może jeszcze pomoże zrealizować mu to największe z marzeń?

Gerrard jest w ligowej czołówce, jeśli chodzi o zagrywanie długich podań, choć to są głównie zagrania w poprzek boiska, przerzuty pozwalające Liverpoolowi na uniknięcie pressingu rywala i otworzenie nowych stref w ataku. Pellegrini jakby kompletnie o tym zapomniał - w pierwszej połowie David Silva w ogóle nie był zaangażowany w odbiór piłki lub przeszkadzanie w rozegraniu Gerrardowi, a od niego powinno to zależeć i się zaczynać. Dodatkowo Fernandinho i Toure (później z Garcią) grali tak blisko środkowych obrońców, że Henderson z Coutinho mieli jeszcze więcej wolnego miejsca.

Brazylijski pomocnik to kolejny zawodnik, którego Brendan Rodgers odmienił. Jeszcze przecież w poprzednim sezonie, gdy przychodził do Anglii, zachwycano się głównie tym, jak wiele dał "The Reds" w ofensywie, grając za plecami napastników. Zresztą do dziś wielu porównuje go do np. Ronaldinho. Błąd - z Coutinho Brendan Rodgers zrobił pomocnika bardziej uniwersalnego, takiego, który jest skupiony również na defensywie. Dziś miał najwięcej odbiorów ze wszystkich piłkarzy obydwu drużyn, do tego kilkanaście razy odzyskiwał Liverpoolowi piłkę w środkowej strefie.

Jednak w przypadku Liverpoolu i City najistotniejsze jest to, że ofensywna gra ma przesłaniać niedoskonałości w obronie - dziś udało się to tylko gospodarzom, bo przecież ostatecznie to błąd Vincenta Kompany'ego zadecydował o wyniku. W przypadku "The Reds" można także wskazać na Martina Skrtela jako najsłabsze ogniwo w defensywie. Słowak mógł "pomóc" Manchesterowi City w zdobyciu dwóch rzutów karnych, gdy najpierw przeciągnął Kompany'ego w przesadzony sposób przy jednym z dośrodkowań, a następnie... piąstkując piłkę w ostatnich minutach we własnej "szesnastce".

Michael Cox, autor cenionego bloga "Zonal Marking" przed samym meczem pisał, że największą zaletą Manchesteru City może być to, jak ofensywnie jest nastawiona linia środkowa Liverpoolu. Faktycznie - Steven Gerrard potrafi dobrze przerywać akcję rywali, jednak nie jest klasycznym przykładem defensywnego pomocnika, podobnie jak Jordan Henderson. Z miejsca korzystać miał David Silva, ale przyjezdnym udało się to dopiero po przerwie, pewnie po kilku wskazówkach od szkoleniowca "Citizens". W drugiej połowie Hiszpan zaczął "uciekać" od Gerrarda i stwarzać przewagę w bocznych strefach. Zmiana Daniela Sturridge'a była częściowo podyktowana jego nikłym wkładem w spotkanie i frustracją z kilku nieudanych zagrań, ale dla Brendana Rodgersa znacznie ważniejsze było to, ile Walijczyk mógł pomóc w kryciu Silvy.

W NBA popularnym powiedzeniem jest to, że atak gwarantuje poszczególne zwycięstwa, ale mistrzostwa wygrywa obrona. Przeciwwagą dla Manchesteru City i Liverpoolu jest oczywiście Chelsea, której menedżer nie ukrywał, że dla "efektywniejszego sezonu" w grudniu zmienił podejście swojego zespołu. Od fatalnych błędów przeciwko Sunderlandowi i Stoke City "The Blues" grali bardziej defensywnie, na co zresztą wpłynęło przyjście do klubu Nemanji Maticia. Od początku okresu świątecznego Chelsea straciła w lidze ledwie sześć goli i dopiero w wyjazdowych porażkach z Aston Villą i Crystal Palace można było wspomnieć o błędach m.in. Johna Terry'ego. Oczywiście Mourinho wolał głośno wskazywać na brak klasowego napastnika.

Dla niego niedzielny hit będzie idealną analizą Liverpoolu. Może i jego Chelsea to w wyścigu "źrebaki", które szansa mają "jedynie matematyczne" (odpowiadając za Portugalczyka - dwa razy "nie"), ale właśnie na Anfield Road "The Blues" mogą zadecydować o tytule. Podobnie jak Pellegrini w Manchesterze City, Portugalczyk też ma w swoim składzie dwóch twardo grających, ale mało zwrotnych i wolnych środkowych obrońców. Na pewno pomoże też to, że Oscar - ofensywny pomocnik - jest jednym z najlepiej zdyscyplinowanych rozgrywających w Europie, który potrafi uprzykrzać życie piłkarzom grającym w stylu właśnie Stevena Gerrarda. Chelsea raczej nie pozwoli Liverpoolowi na grę z kontry i tyle sytuacji, prostopadłych podań co Manchester City.

Tytuł mistrzowski nie rozstrzygnął się więc w tym dramatycznym i jednocześnie ekscytującym spotkaniu - teoretycznie może nawet okazać się ono mało istotne w końcowym rozrachunku. Na samym finiszu Premier League wciąż może okazać się, że ważniejsze jest nie to, jak wykorzystuje się błędy rywali, ale jak niewiele się ich popełni. Dzisiaj to Kompany i Skrtel przyćmili Silvę czy Suareza.

Więcej o:
Copyright © Agora SA